czwartek, 1 grudnia 2016

Wywiad "Gościu Niedzielnym" nr 36 04/09/2016 str,58-59.

Jest źle, żołnierze zabijają naszych parafian. Tutaj się robi druga Rwanda. Często leżymy na podłodze bo kule latają wszędzie. Proszę, módlcie się za nas! – ta dramatyczna wiadomość pojawiła się ostatnio na Twitterze...
Są to słowa o. Wojciecha Pawłowskiego przebywającego ze mną na misji w Sudanie Płd. Oddawały tragedię i pewną bezradność wobec otaczającej nas sytuacji. Porównanie do Rwandy miało zwrócić uwagę świata na problemy etniczne, gdzie jedno plemię chce dominować nad innym. Głos o. Wojtka jest wołaniem, by nie dopuścić do takiej sytuacji, jaka miała miejsce między Hutu a Tutsi w Rwandzie. Sudan Płd. jest skomplikowaną mieszankę etniczną ok. 100 grup i 12 ważnych plemion. Pośród nich dominuje plemię Dinka reprezentowane przez prezydenta Salva Kiira i plemię Nuer reprezentowane przez głównego opozycjonistę i jeszcze do niedawna wiceprezydenta Rieka Machara. W naszej misji w Lainya dochodzi jeszcze problem respektowania danej grupy w parlamencie i w lokalnych władzach. Przysyłane są też duże grupy żołnierzy rządowych, co powoduje niepewność, a czasami panikę i ucieczkę do buszu. Z drugiej strony obecne są oddziały miejscowej „milicji”, która chce chronić teren i prawa miejscowej ludności. W tej sytuacji istnieje prawdopodobieństwo dojścia do „czystek etnicznych”, szczególnie gdy konflikt się pogłębi i zabraknie wystarczającej kontroli przywódców nad armią i podzieloną opozycją. Gdy ta wiadomość pojawiała się w mediach społecznościowych byliśmy pod ciągłym obstrzałem ze strony żołnierzy i  rebeliantów. Nasze miasteczko opustoszało, a 20 tys. mieszkańców Lainya schroniło się do buszu. Sami z siebie nic już nie mogliśmy zrobić, dlatego prosiliśmy o modlitwę, bo dla Boga nie ma nic niemożliwego.
Wasza misja stała się dla wielu ludzi z okolicy schronieniem, jednak żołnierze jej nie uszanowali…
Wiele domów zostało spalonych, w tym chata naszych sąsiadów Emilii z rodziną, oraz Vitosa naszego pracownika, które znajdowały się na terenie naszej misji. Wiele osób zginęło od kul, ale jeszcze więcej cierpi w buszu z powodu braku żywności i lekarstw. Na terenie Domu Nadziei, który dopiero co został wybudowany schronienie znalazło 165 osób. Po dwóch tygodniach walk i codziennej niepewności większość z nich uciekła do buszu, a została tylko garstka, która nie miała dokąd pójść, bo była za słaba. Była z nami też część pracowników z Ugandy pomagająca przy budowie domu, jak również nauczyciele z tego sąsiadującego z nami kraju. W trzecim tygodniu walk, 25 lipca, grupa żołnierzy z dwoma opancerzonymi i w pełni uzbrojonymi pojazdami wtargnęła na teren naszej misji. Część z nich działała pod wpływem alkoholu i narkotyków. Przeszli przez teren naszej parafii kontrolując chatki w których mieszkamy oraz dom, w którym schronili się uchodźcy. Wyprowadzili dwóch mężczyzn. Murarza z Ugandy, Geralda, pracującego przy budowie jednej z naszych kaplic i Akima nauczyciela z miejscowej szkoły. Myśleliśmy, że to będzie przesłuchanie, ale po jakimś czasie usłyszeliśmy strzały obok kościoła. Drugi oddział żołnierzy, który dotarł później mówił o dwóch odnalezionych ciałach. Okazało się jednak, że mimo ciężkich Gerald jakimś cudem przeżył. Mieliśmy do dyspozycji jedynie jodynę i antybiotyk. Zatroszczył się o niego nasz współbrat z Indonezji, a po kilku dniach udało się go ewakuować do leżącego 60 km dalej szpitala. Zorganizowaliśmy leki i kroplówki, ale pomoc medyczna przez weekend się nie pojawiła z obawy przez żołnierzami i brakiem wypłat. Na szczęście udało się go przetransportować do Ugandy, gdzie ma teraz lepszą opiekę. Niestety w kraju, który tak bardzo potrzebuje edukacji zabito kolejnego nauczyciela. Żołnierze wskazali nam miejsce, gdzie Akim został zastrzelony i po modlitwie pochowaliśmy go. Zostawił żonę i małego synka Vidala. Kolejna niepotrzebna śmierć jest jedną z wielu, które w ostatnich dotykają zbyt dużo rodzin na terenie naszego kraju. 
Kiedy pięć lat temu powstawało to najmłodsze państwo świata, mówiło się, że po wielu latach udręk jego mieszkańcy zaznają wreszcie pokoju i lepszego życia. Niestety ten czas pokazał coś zupełnie innego.
Rzeczywiście po referendum, gdzie prawie 100 proc. mieszkańców opowiedziało się za niezależnością od Sudanu był wielki entuzjazm, który został potwierdzony przez ogłoszenie niepodległości 9 lipca 2011 r. Było to wielkie wydarzenie, gdyż po II wojnie światowej interesy ludności afrykańskiej z Południa nie zostały zauważone. Koniec kolonizacji brytyjskiej pozwolił na niepodległość Sudanu, który był zdominowany przez Arabów i islam. Zaczęły się próby arabizacji i narzucenia islamu, a ludność z Południa była traktowana jako gorszej kategorii. Wcześniejsze niewolnictwo i brak szacunku przełożyły się na kolejne 60 lat prześladowań i wojen, z przerwami na pewną autonomię i próby współpracy. Społeczność międzynarodowa została poruszona na początku XXI w. ludobójstwem w Darfurze. Do dziś jest on integralną częścią Sudanu. Jednak wyzwolenie Południa od arabizacji i islamizacji nie mogło automatycznie zachować spokoju w nowo utworzonym państwie. Na teranie Sudanu Płd. jest wiele grup etnicznych, które nigdy nie były razem w ramach jednego kraju. To, co je jednoczyło, to był opór przeciw arabizacji, ale jak się wydaje więcej je dzieliło i  niestety cały czas dzieli. Okazało się, że trybalizm plemienny jest zbyt silny, aby wypracować pokojowy kompromis. Nie było żadnego projektu, ideologii, które mogłyby zjednoczyć mieszkańców Południa. Raczej każdy podkreśla swoją przynależność do klanu, plemienia. Odżyły stare stereotypy na temat innych plemion, a zabrakło budowania integracji z państwem. Obecnie więcej dla mieszkańców Sudanu Płd. oznacza identyfikacja z plemieniem niż powiedzenie, że jest się Południowymsudańczykiem. Kolejnym problemem jest dystrybucja dóbr i władzy, która często nie jest reprezentatywna. Chęć dominacji nad innym plemieniem, wewnętrzne konflikty, dbanie o swoje własne rodzinne, plemienne interesy doprowadziły w kraju do poważnego kryzysu i początków anarchii. Nadzieją jest to, że przy powstawaniu nowych państw proces integracyjny zawsze trwał wiele lat i towarzyszyły temu konflikty. Miejmy nadzieję, że ludność Sudanu Płd. zrozumie, iż państwo można budować nie za pomocą rozwiązań siłowych.
Księdza praca w Sudanie zaczęła się od napadu na misję i spalenia jej budynków. Jak w takiej sytuacji w ogóle można prowadzić pracę duszpasterską?
Moja posługa w Sudanie Płd. zaczęła się od zobaczenia biedy nie tylko materialnej, lecz przede wszystkim edukacyjnej, moralnej. Widoczny był i jest brak zaangażowania dla dobra wspólnego. To zamknięcie, czy z naszej perspektywy pewien egoizm wynika z traumatycznych przeżyć wojennych i niepewności jutra. Każdy chce przeżyć i wszystko wydaje się tymczasowe, jak domki ze słomianymi dachami, zżerane przez termity, niszczone przez ulewy i wiatry… czy kolejne konflikty wojenne. Zadaniem duszpasterza jest niesienie nadziei, bo ona zawieść nie może. Pokazanie, że można wspólnie trwać, dzielić się Dobrą Nowiną jest bardzo ważne dla lokalnej ludności. Wszystko wymaga tu czasu i cierpliwości. Starsza ludność jest bardziej zamknięta i mniej ufna, ale 60 proc. społeczeństwa ma mniej niż 18 lat. Postanowiliśmy więc wybudować centrum dla dzieci i młodzieży, które pozwoliłoby ich wychowywać, jednoczyć i uczyć rozwiązywania konfliktów bez używania przemocy. Kolejnym zadaniem było budowanie kościoła, którego dach nie będzie zjadany przez termity i nie rozpadnie się pod wpływem wichury. Czyli próba przemiany mentalnej z 2, 3-letniej tymczasowości na pewną stabilizację. Przybliżaliśmy też Biblię pokazując, że są to historie naszego życia. Następowała też próba większego zaangażowania mieszkańców misji. Jedną z wspólnych inicjatyw było zorganizowanie pieszej pielgrzymki Miłosierdzia, która objęła 26 z 38 stacji misyjnych na terenie naszej parafii.
Piesza pielgrzymka w kraju ogarniętym wojną?
Rzeczywiście był to trochę szalony pomysł i chyba pierwszy na taką skalę w naszym kraju. Będąc na rekolekcjach ignacjańskich i pytając się jak mogę zbliżyć się do Jezusa i jak cała nasza parafia św. Rodziny z Lainya, której jestem proboszczem mogła być bliżej Niego nasunęła się myśl o pielgrzymce miłosierdzia i pokoju. Idąc do odległej o 70 km od nas kaplicy w Limuro, prosiliśmy o pokój i Miłosierdzie Boże. W tej pielgrzymce ofiarowaliśmy problemy wszystkich Sudańczyków, w tym odległej od nas o 30 km Wondruby, która od zeszłego roku jest opuszczona przez mieszkańców. Wraz z nami pielgrzymowała grupa uchodźców z tego miasteczka. W pielgrzymce szło ok. 500 osób z 26 (na 35) kaplic naszej parafii. Wyruszyliśmy w piątek przed Niedzielą Miłosierdzia Bożego. Nie spodziewaliśmy się wtedy, że i nasze miasto zostanie wyludnione przez wojnę. Drogi prowadzące do nowo wybudowanej kaplicy w Limuro, były na początku piaszczyste z unoszącym się tumanem kurzu od pielgrzymów i przejeżdżających raz na jakiś czas samochodów, oraz z piekącym słońcem. Dodatkową trudnością było dźwiganie plecaka czy maty do spania przez całą pielgrzymkę i w drogę powrotną, czyli 140 km, gdyż nie mieliśmy transportu. W drodze powrotnej upał przeszedł w deszcz, a przeciekający słomiany dach w kaplicy w Kimba, gdzie po drodze spali pielgrzymi zwielokrotniał wysiłek. Żywność była zbierana przez poszczególne kaplice. Pielgrzymi nieśli ze sobą krzyż misyjny, obrazy Maryi i Jezusa Miłosiernego. Wiele osób było szczęśliwych mogąc pierwszy raz w życiu uczestniczyć w tak niesamowitym wydarzeniu, w Roku Jubileuszu Miłosierdzia. Część ludzi było nieco wycieńczonych z objawami malarii, ale umocnionych w wierze. Wiele powierzało Jezusowi swoje problemy, rodziny, naukę, zdrowie, a przede wszystkim pokój w naszym kraju.
Musieliście się teraz ewakuować, czy trudno było zostawiać misję?
Na pewno trudno jest zostawić misję. Ludzi nie zostawiliśmy, gdyż Lainya jest opuszczona i wygląda jak miasto bez życia, ze spalonymi i splądrowanymi chatkami i sklepami. Dopóki byli ludzie na misji, byliśmy z nimi. Nasza misja została również okradziona przez rebeliantów. Ludzie, którzy się ukrywają w buszu cierpią z powodu braku dachu nad głową (komarów, deszczu, słońca, węży), chorób, a przede wszystkim braku żywności. Opuszczając misję ta myśl o ludziach, którzy cierpią nie daje spokoju. Przy zablokowaniu drogi z dwóch stron dostarczenie jakiegokolwiek jedzenia jest niemożliwe. Na drogach cały czas trwa walka i wiele osób ginie. Żal też było zostawiać Dom Nadziei, który powinien służyć nadziei Sudanu Płd., dzieciom i młodzieży. Żal zostawiać niedokończony kościół, ale najbardziej ludzi, którzy są ofiarami tego bezmyślnego konfliktu. Jest to jednak nie nasza misja, ale Jezusa,  mam więc nadzieję, iż jeszcze tam wrócimy.
Papież Franciszek włączył się jako mediator w przywracanie pokoju, wysłał swego specjalnego przedstawiciela, który zawiózł przywódcom dwóch zwaśnionych stron specjalne przesłanie, czy ten jego głos może mieć w ogóle jakieś znaczenie?
Prezydent Salva Kiir teoretycznie jest katolikiem. Spotkał się też z papieżem podczas jego ubiegłorocznej wizyty w Ugandzie. Problem jednak nie leży w spotkaniach czy listach, ale otwarciu  serca na Boże Miłosierdzie. Rozpoznaniu, że konfliktu nie da się rozwiązać za pomocą siły, lecz we wzajemnym poszanowaniu dla odmienności innego plemienia oraz innej wizji funkcjonowania państwa. Jak na razie tego potrzebnego dla naszego kraju dialogu nie widać. Dotyczy to nie tylko prezydenta, ale wszystkich chrześcijan w tym najmłodszym państwie świata. Każda inicjatywa, która zmierza do pokoju jest mile widziana. List nie mógł zostać osobiście doręczony Macharowi, który musiał uciekać ze stolicy. Ważne jest jednak, iż Sudan Płd. nie jest sam, że Franciszek wraz z całym Kościołem modli się o pokojowe rozwiązanie konfliktu, a jednocześnie wskazuje kierunek. Musimy jednak prosić o nawrócenie i otwartość serc, by były bardziej współczujące i otwarte na dobro drugiego człowieka, a nie tylko tego z własnego plemienia.
Jak wygląda obecnie życie w Sudanie?
W stolicy kraju Dżubie część mieszkańców schroniła się w oenzetowskich obozach dla uchodźców, które są przepełnione. W czasie walk szukali też ratunku w kościołach. Biskupi cały czas przypominają przywódcom politycznym, że jest inna droga niż konflikt, powtarzają słowa „nigdy więcej”, ale to niestety nie skutkuje. Na dziś problemem jest brak żywności, gdy konflikt się przedłuża nie można zapewnić jedzenia dla wszystkich. Gdy drogi są zablokowane i dokonywane są na nich rabunki nie można dostarczyć pomocy do miejsc, gdzie jest ona potrzebna. Ostatnio jeden z oenzetowskich magazynów został splądrowany przez żołnierzy. Pod pretekstem poszukiwania broni ukradziono żywność, która miała starczyć na miesiąc dla 200 tys. ludzi. Brak poczucia bezpieczeństwa związany jest z niepewnością jutra. Wiele osób boi się wyjść na ulice, gdzie dochodzi do kradzieży, gwałtów i morderstw. Na szczęście sytuacja w stolicy się poprawiła, ale nie wiadomo kiedy dojdzie do kolejnego konfliktu. Podobnie jest na północy kraju. Są tam miasta totalnie opuszczone od ponad roku.
Mówi się, że jest to największa katastrofa humanitarna jaka dotknęła ten kraj…
Ludzie umierają z głodu i chorób, szczególnie gdy przebywają przez dłuższy okres w buszu, albo nie są zarejestrowani w obozach dla uchodźców, tam jednak jest trochę lepiej. Kolejny konflikty i palenie terenów na których były uprawy spowodowały braki żywnościowe. Gdy wojna domowa się przedłuża nie można też dokonać kolejnej uprawy, a gdy w pobliżu są żołnierze czy rebelianci nie można zebrać plonów bez ryzykowania życiem.
Co najbardziej boli, gdy patrzy się na los cierpiących Sudańczyków?
Nie widzą przyszłości i żyją z dnia na dzień. Wokół jest konflikt, przemoc i cierpienie. Na dziś potrzebują żywności, którą trudno dostarczyć, potrzebują lekarstw z którymi jest podobny problem. W dłuższej perspektywie potrzebują jednak edukacji, uczenia się bycia razem, pracy w grupie i odkrywania radości z małych rzeczy. Większość problemów Sudańczycy muszą rozwiązać sami. Gdy słyszy się o zakupie 170 samochodów opancerzonych zamiast przeznaczenia tego na edukację, ochronę zdrowia, czy rolnictwo można mieć wątpliwości, co do pokojowych zamiarów przywódców politycznych. Proces odnowienia czy integracji Sudanu Płd. będzie trwał jeszcze lata. Nie możemy ulec pokusie, że coś zmienimy w jeden dzień, potrzeba naszej cierpliwości i wyrozumiałości.
W ostatnim czasie w Sudanie zabito siostrę zakonną, zginęła ratując, jako lekarz chorego…
Siostra Weronika ze Słowacji była naszą przyjaciółką ze Zgromadzenia Sióstr Służebnic Ducha Świętego zakonu założonego, tak samo jak nasze Zgromadzenie Słowa Bożego przez św. Arnolda Janssena. Jesteśmy więc jednej rodzinie arnoldowej i staramy się współpracować ze sobą we wszystkich miejscach, gdzie jesteśmy posłani. S. Weronika przybyła do Sudanu sześć lat temu jeszcze przed ogłoszeniem niepodległości Południa. Była powszechnie lubiana. Jako lekarz szczególnie miała w opiece mamy z dziećmi, trędowatych i ludzi z problemami psychicznymi. Nigdy nie odmawiała pomocy, zawsze starała się znaleźć wyjście z trudnej sytuacji. Pracowała w klinice św. Bakity prowadzonej przez siostry w Yei. Tego dnia, gdy zginęła wspólnie obchodziliśmy święto patronalne sióstr w Zesłanie Ducha Świętego. Cieszyliśmy się wspólną modlitwą, byciem ze sobą. W nocy s. Weronika została wezwana do trudnego przypadku ciąży bliźniaczej. Musiała matkę przewieźć do szpitala dysponującego odpowiednim sprzętem. Potem, kolejny raz wyjechała do szpitala z kobietą przygotowaną do cesarskiego cięcia. Gdy wracała sama karetką, jej ambulans został ostrzelany przez żołnierzy. Z uwagi na brak odpowiedniej opieki medycznej u nas ewakuowano ją do szpitala w Kenii, jednak w wyniku ciężkich ran zmarła. Nie wiemy dlaczego została zabita, być może była to prowokacja. S. Weronika zginęła jako lekarz służąc innym. Jej przykład zachęca nas do trwania w dobrym pomimo wielu przeciwności.
O co Ksiądz chce prosić czytelników Gościa?

Najważniejsza jest teraz modlitwa. Gdy w koronce do Miłosierdzia Bożego prosimy „miej miłosierdzie dla nas i całego świata” pamiętajmy szczególnie o Sudanie Południowym... 

sobota, 19 listopada 2016

Miłosierdzie i św. Józef.

Kair, 19 listopada 2016 r.

„A Bóg będąc bogaty w miłosierdzie przez wielką swą miłość, jaką nas umiłował,
i to nas umarłych na skutek występków, razem z Chrystusem przywrócił do życia.
Łaską bowiem jesteśmy zbawieni.” (Ef 2: 4-5)


Dzisiaj dobiega do końca rok miłosierdzia, chociaż to jest właściwie początek a nie koniec. Jego konkluzja w niedzielę Chrystusa Króla przypomina nam, że to Jezus powinien królować w naszym sercu, a jeśli On to miłość i miłosierdzie. Dzięki temu możemy na nowo być świadkami miłosierdzia, a symboliczne otwarte bramy miłosierdzia w naszych kościołach powinny się zamienić w otwartość naszych serc na tą niesamowitą miłość Jezusa do nas. Przez niego jesteśmy w stanie dostrzec drugą osobę i ją pokochać i zobaczyć jej piękno.
Dzięki temu królestwo Boże może się rozszerzać również na ziemi, jak o to prosimy zwracając się do naszego miłosiernego Ojca wymawiając słowa modlitwy „Ojcze nasz”. Co ciekawe w Egipcie, chrześcijanie byli rozpoznawani przez miłość, która w nich była, a Bóg jest miłością. Można powiedzieć tak jak u pierwszych chrześcijan.
Rok miłosierdzia rozpocząłem w Sudanie Południowym, a jednym z większych wydarzeń w naszej parafii św. Rodziny była pierwsza piesza pielgrzymka, w tygodniu poprzedzającym Niedzielę Miłosierdzia. Jesteśmy tylko pielgrzymami lecz również każdy z nas ma do wypełnienia pewne zadanie jeśli otworzymy się na Miłość. Ona może nas wypełnić i prowadzić nas w nieznane. Jak wiecie nasza pielgrzymka nie ochroniła nas od wojen, krzywd, ale może dzięki niej jeden na drugiego był bardziej otwarty widząc piękno, a jednocześnie ograniczenia, które wspólnie przezwyciężaliśmy. Takie doświadczenie pomaga być razem w czasie zawieruchy.
Obecnie uczę się podstaw języka arabskiego w Egipcie, który powinien być nam pomocny w Sudanie Płd. Jak wiecie Józef jeden z synów Jakuba był tym co ocalił swoich braci w Egipcie okazując im miłosierdzie. Z kolei św. Józef wraz z Maryją i Jezusem był również tutaj uchodźcą chroniąc się przed rządami Heroda. Co ciekawe św. Józef jest jednym z patronów naszego zgromadzenia i głównym patronem naszej polskiej prowincji. Do sanktuarium św. Józefa w Kaliszu udawały się pielgrzymki werbistów i cudownie ocalonych z obozu Dachau. W tym sanktuarium miałem okazję celebrować 50 rocznicę kapłaństwa mojego Wujka razem z moją segundycją w Polsce i tam ponownie zawierzyliśmy się św. Józefowi. W jakiś sposób kontynuowałem swoją misję z Józefem w naszej parafii św. Rodziny w Lainya. Natomiast na początku lipca tuż przed wybuchem kolejnego konfliktu  w Sudanie Płd. zostałem zaproszony do przedstawienia św. Faustyny i orędzia miłosierdzia w Dżubie, też w parafii św. Józefa. Jak się domyślacie teraz w Egipcie znów trafiłem do parafii św. Józefa. Czy to przypadek?
Od zeszłego tygodnia modlimy się nowenną do miłosierdzia Bożego. Odmawialiśmy ją w różnych językach, ale jak to mówił nasz pierwszy święty misjonarz (i znów:) Józef … Freinademetz jedynym językiem, który rozumieją ludzie na całym świecie jest język miłości.
Ten rok miłosierdzia Bożego razem z 1050 rocznicą chrztu i Światowymi Dniami Młodzieży w Polsce jest tylko iskierką, jest tylko początkiem naszej odnowy i naszego posłania Bożego miłosierdzia w codziennym życiu. Radujmy się z tego jubileuszowego roku, ale niech miłosierdzie trwa w nas i wokół nas na zawsze. Wiedząc, że sami nic nie możemy uczynić zawierzamy się Bożemu Miłosierdziu.
Jezu ufam Tobie!


sobota, 22 października 2016

Prawda o zapomnianym Sudanie Południowym

                                                                                                              Kair, 22 października 2016r.

„ Czyż łzy wdowy nie spływają po policzkach, a jej lament świadczy przeciw temu, kto je wyciska?
Kto służy Bogu, z upodobaniem będzie przyjęty, a błaganie jego dosięgnie obłoków.
Modlitwa biednego przeniknie obłoki i nie ustanie, aż dojdzie celu.” (Syr 35:15-17)

Moi Przyjaciele;

Nie jest łatwo dzielić się przeżyciami z miejsca, w którym cały czas trwa wojna domowa. Dzielę się  z Wami tymi przeżyciami z perspektywy Egiptu. Moje miasteczko Lainya, w którym posługiwałem 3 lata w Sudanie Południowym jest splądrowane, częściowo spalone, a ludzie pouciekali do różnych miejsc. W najbliższym czasie nie widać możliwości, aby wrócili do swoich miejsc. Czekamy na powrót naszych parafian, jednocześnie wykorzystuje ten czas na naukę podstaw języka arabskiego, który jest przydatny w Sudanie Południowym. Moje myśli i serce zostały jednak częściowo z ludźmi, którzy nie są mi obcy, a cierpią jak cały kraj, często w zapomnieniu. W wigilię niedzieli misyjnej i wspomnienie Jana Pawła II chciałem Was prosić o zatrzymanie się na chwilę … i modlitwę.
Jest to wojna, w której ginie więcej ludzi niż w Afganistanie, ale nie mówi się o niej gdyż oficjalnie nie widać żadnego zaangażowanego mocarstwa i nie jest to strategiczne miejsce. W Sudanie Południowym pomiędzy grudniem 2013 a sierpniem 2016 zginęło oficjalnie 50.000 ludzi (według niektórych ekspertów liczba ta może się zbliżać do 300.000).
Sudan Południowy nie ma dostępu do morza, a jego położenie nie sprzyja stabilizacji. Jego sąsiedzi to Sudan, Etiopia, Kenia, Uganda, DR Congo i Republika Środkowo-Afrykańska. Na granicy północnej z Sudanem po jego stronie znajdują się ziemie wciąż zamieszkiwane przez plemiona afrykańskie w Darfurze, Abyei i Nubii. Pomimo niebezpieczeństw i prześladowań część ludności zamieszkała przy terenach przygranicznych wciąż ucieka do Sudanu. Szacuje się, że 247.000 uchodźców przebywa na północy. Ludzie wolą wybrać prześladowania niż śmierć z powodu wojny, chorób czy braku żywności. Kolejnym krajem jest Etiopia, która jeszcze niedawno sama cierpiała z powodu klęski głodu i konfliktu. Na jej terenie oficjalnie znajduje się 292.000 uchodźców z Sudanu Południowego. Kenia może być uznawana jako jeden ze stabilniejszych i rozwiniętych krajów, chociaż na północy przy granicy z Somalią rozwija się wpływ grup zbrojnych. W Kenii jest 90.000 uchodźców z najmłodszego państwa świata. Z kolei w Kongo na jego północno-wschodniej granicy znajdują się rebelianci (przy granicy z Sudanem Płd., Ugandą i Rwandą). Pomimo tego 40.000 osób znalazło schronienie w tym kraju.
Od grudnia 2013 gdy rozpoczęła się wojna domowa w Sudanie Południowym do dzisiaj około 1.600.000 ludzi uciekło ze swoich terenów. Jest to ponad 15% ludności całego kraju. Część ludności schroniło się w obozach ONZ dla uchodźców na terenie Sudanu Płd. (w Dżubie, Bor, Malakal), a część w buszu. Niewielka grupa znalazła schronienie u swoich krewnych w innych częściach kraju. Niestety ta część która już znalazła schronienie przeżywała często kolejny konflikt i kolejną ucieczkę. Tak było w przypadku naszego miasteczka Lainya. Gdy w sierpniu 2015r. Wondruba (10.000 mieszkańców) położona 30 km od nas została całkowicie zniszczona, część osób znalazła schronienie w Lainya i Berece. Jednakże w lipcu 2016r. konflikt dotarł do tych miejsc, w których znaleźli azyl.
W miejsca gdzie wkraczają zbrojne grupy (z reguły wojska rządowe bądź rebelianci) nie tylko giną osoby, ale całe miasteczka i wsie są palone. Po spaleniu nie ma możliwości zebrania plonów, a cały dobytek jest rozkradany. Nie ma do czego wracać przez długi czas. Skonfliktowane plemiona nie ograniczają się do palenia i zabijania. Niestety gwałty są częścią tej wojny. Zaplanowana akcja wyniszczania i zastraszania społeczeństwa powoduje ucieczki ze swojego miejsca zamieszkania za wszelką cenę aby uratować nie materialne rzeczy a siebie. Ludzie z przeżyciami traumatycznymi nie mogą się odnaleźć a często brakuje już miejsca w obozach dla uchodźców.
Nie wygląda, aby w najbliższym czasie konflikt został zażegnany. Nadzieją może być tylko współpraca i wzajemne zrozumienie pomiędzy plemionami. Chęć odwetu jest duża, ale patrząc  na kolejne ofiary i przeżycia traumatyczne nie ma innej drogi. Na pewno Sudańczycy Południowi muszą się sami określić co znaczy dla nich żyć w jednym państwie i czy możliwe jest utożsamienie się z obywatelstwem Sudanu Południowego ponad podziałami międzyplemiennymi.
Otoczmy Sudan Południowy modlitwą. Niech misja Jezusa miłości i przebaczenia wyleję się przez miłosierdzie Boże na to młode państwo.
Łącze się z Wami w niedzielę misyjną, w roku miłosierdzia prosząc za przyczyną św. Jana Pawła II o pokój w Sudanie Południowym,
o. Andrzej


czwartek, 25 sierpnia 2016

Dokąd zmierzasz Sudanie Południowy?

Poznań, 24 sierpnia 2016r.

Moi Drodzy Przyjaciele!

To już prawie miesiąc od ostatniego listu i piszę go z rodzinnego miasta, gdzie przebywam na kontroli w szpitalu. Po ostatnim liście sytuacja w Sudanie Płd. pogorszyła się. Drogi prowadzące z Lainya do Dżuby i do Yei są zablokowane, a co gorsza nowe drogi wokół Yei prowadzące do Ugandy i Konga również zostały zablokowane. Mieszkańcy Sudanu Płd. nie byli przepuszczani przez granicę, a żywność pochodząca z Ugandy i Konga nie dochodziła do miejsca poprzez blokady. Dochodzi też na tych drogach do rabunków przez rebeliantów i nierozpoznane grupy uzbrojonych mężczyzn. 
Miasteczko Wondruba

Po ustanowieniu nowego wiceprezydenta Tabana Deng Gai przez prezydenta Salva Kiira sytuacja jeszcze bardziej się skomplikowała. Nowy wiceprezydent co prawda wywodzi się z opozycji, lecz nie został zatwierdzony przez dotychczasowego lidera opozycji Riek Machara, który co ciekawe był dotychczasowym wiceprezydentem i zdymisjonował Tabana Denga przed nominowaniem go przez Prezydenta. Opozycja jest bardziej podzielona, a proces pokojowy nie może być kontynuowany, gdyż porozumienie pokojowe z sierpnia br. miało być wprowadzane w życie przez Salva Kiira i Riek Machara. Machar jest obecnie w sąsiednim Sudanie z którego przedostał się przez Kongo. Kolejnym problemem jest niechęć prezydenta do ONZ i propozycji ustabilizowania sytuacji poprzez rozmieszczenie dodatkowych sił pokojowych. Oliwy do ognia dolało rozkradzenie magazynów żywnościowych przez wojska rządowe pod pretekstem poszukiwania broni.

Materace pozostawione na drodze przez ludzi uciekających do buszu.
Brak kontroli nad siłami rządowymi i opozycją prowadzi do destabilizacji kraju, która może przerodzić się w anarchię. Pacyfikowanie kolejnych miejsc prowadzi do utraty zaufania do rządzących, a działania rebeliantów czy niezorganizowanych grup, które rabują własnych ludzi powodują całkowitą dezorganizację życia w Sudanie Płd.

Nasze miasteczko Lainya jest obecnie opuszczonym miejscem bez ludzi, ze spalonymi i splądrowanymi domami. Ponad 20 tys. mieszkańców schroniło się do buszu w obawie o utratę życia. Na przedmieściach znajdują się wojska rządowe. Mieszkańcy boją się powracać, a z drugiej strony duża część domów została spalona, a wnętrze domów okradzione także z zapasów żywności … nie ma więc do czego wracać. Najgorsze w tym jest, że sytuacja w buszu też jest zła, ze względu na brak żywności i leków. 

Żołnierze okopali się wokół naszej misji.
Gdy nie było mieszkańców w Lainya nasza obecność w tym miejscu też stanęła pod znakiem zapytania. W związku z tym ewakuowaliśmy się z ciężko rannym Geraldem, jego żoną i synkiem o wdzięcznym imieniu Deo gratias (Bogu niech będą dzięki) do Yei. Gerald, który mówił nam że został ocalony dzięki modlitwie i różańcowi(który cały ten czas trzymał go w ręku) dotarł z nami do szpitala. Nie było odpowiednich leków, które jednak zorganizowaliśmy. Był problem z rentgenem, któremu udało się zaradzić. Największym problemem był brak lekarzy i pielęgniarek, które nie otrzymywały pensji jak również bały się pomagać postrzelonym (gdyż często byli podejrzani iż są rebeliantami przez żołnierzy rządowych pojawiających się w szpitalu). Na szczęście w Yei znalazł się brat Geralda, który był dyrektorem jednej ze szkół. Zorganizował on transport do Ugandy, gdzie Gerald leczył się w lepszych warunkach. 
Gerald z raną postrzałową i różańcem.

Pozostali uchodźcy z Ugandy, którzy ukrywali się w Domu Nadziei, również dotarli do Yei (dzięki pomocy anglikańskiego biskupa Eliaba), a stamtąd przedostali się do Ugandy. My z Yei po rozeznaniu sytuacji z miejscowym biskupem Erkolano i naszym generalatem udaliśmy się do Kenii, a stamtąd do naszych miejsc.

Obecna sytuacja w Lainya jest bardzo zła, gdyż nie ma ludzi, którzy uciekli do buszu. Obawiają się powrotu z powodu stacjonujących tam żołnierzy. Brak jest żywności i lekarstw, gdy zapasy i pola zostały w większości zniszczone a pomoc humanitarna nie może dotrzeć z powodu blokady dróg. W podobnej sytuacji już od ponad roku znajduje się miasteczko Wondruba położone 30 km od Lainya, a kolejne w naszej diecezji Mundri po 8 miesiącach zostało zajęte tylko przez 20% poprzedniego stanu ludności.

Podsumowując, obecna sytuacja w Lainya nie pozwala na powrót … bo nie ma niestety nikogo w naszym miasteczku. Nadzieją jest unormowanie jako takie w Sudanie Płd., gdzie ludność mogłaby się czuć bezpiecznie i powrócić, ale to na przykładzie dwóch miasteczek może zająć rok lub dłużej.

Módlmy się o pokój w Sudanie Płd. i w naszych sercach,
o. Andrzej

wtorek, 26 lipca 2016

My i świat

Lainya, 26 lipca 2016r.
„Pan światłem i zbawieniem moim: kogo mam się lękać?
Pan obroną mojego życia: przed kim mam się trwożyć?” (Ps 27:1)

W ostatnich dniach widzimy zatrważające ataki terrorystyczne i wojny a z drugiej strony mamy Światowe Dni Młodzieży … i jak to wszystko egzystuje w naszym świecie. Wiadomość o zaatakowaniu podczas mszy św. 84 letniego kapłana i zabicia go nożem oraz zabraniu sióstr i parafian  jako zakładników w Europie, wydawała się nie do pomyślenia … a jednak stało się to w małym miasteczku we Francji. Często byliśmy „przyzwyczajeni” iż coś takiego może się zdarzyć w Afryce czy na Bliskim Wschodzie.

Jaka jest nasza zdolność empatii i bycia z cierpiącymi, gdzieś dalej … dla jednych to będzie rodzina, sąsiedzi, koledzy czy koleżanki z pracy, to samo miasto, Europa … ale czy to jest cały świat?

Święto Młodych uczy nas, że możemy być razem w radości i smutku … i te uczucia przekraczają granice. Miłość pociąga nas do bycia z innymi, gdzie „błogosławieni są miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią'. To miłosierdzie objawia się w słowie, w modlitwie i w czynie. Dlatego pomimo wielu wydarzeń w Polsce, w Europie i w świecie pozwalam sobie podzielić się z Wami wiadomościami z dalekiego Sudanu Płd; który może przez to już nie jest tak całkiem daleki, lecz coraz bliższy Waszemu sercu.

Łączę się też z Wami w modlitwie, oczekując że ta iskra miłosierdzia pochodząca od Jezusa już jest w sercach wielu młodych (i młodych duchem) zjeżdżających do Krakowa, i ta iskra rozpali cały świat … przemieni również wnętrza rządzących, żołnierzy … również tu w Sudanie Płd. Czasami wydajemy się bezradni wokół otaczającego nas zła … ale to nieprawda zawsze możemy coś próbować robić … wiedząc, że nie jesteśmy bogami, pozostaje nam więc modlitwa do tego który wszystko może i jest miłosierny.

W ostatnich dniach w naszym opuszczonym miasteczku Lainya przeżywaliśmy trudne chwile. Wczoraj nasza misja została zajęta przez żołnierzy z Dżuby, którzy otrzymali zadanie „oczyszczenia drogi” pomiędzy stolicą kraju a Yei. Na razie po 100 km dotarli do nas w Lainya. Niestety pierwszy oddział żołnierzy był bardzo nieprzyjazny, a wręcz wrogo nastawiony do ukrywających się w naszym Domu Nadziei. Dwóch młodych mężczyzn (mężów i ojców) zostało wyprowadzonych z naszego terenu. Pomimo naszych protestów i prób zatrzymania żołnierza bijącego jednego z naszych ludzi, nie mogliśmy nic zrobić … ten żołnierz działał w dzikim amoku. Przez cały dzień nie mieliśmy wiadomości o naszych dwóch zaginionych.

Słyszeliśmy o dwóch znalezionych ciałach, a dzisiaj żołnierze z bardziej przyjaznego oddziału, który koczuje na naszej misji przynieśli jednego z mężczyzn. Był on postrzelony w kilku miejscach, ale żywy, gdyż kula przeszła na wylot. Widok tego cierpiącego człowieka przyprawiał o ból. Opatrzyliśmy go, ale niestety nie możemy mu za bardzo pomóc, gdyż nie ma u nas żadnego czynnego szpitala a droga do Dżuby i Yei nie jest w pełni otwarta. Według relacji Geralda, który jakimś cudem przeżył strzały Akim, który był nauczycielem został wpierw zastrzelony. Ciała Geralda i Akima zostały zaciągnięte do buszu i tam zostawione. Żołnierze myśleli, iż Gerald również nie żyje. On pozostał w buszu a rano trafił do misji.

Niestety jest wiele osób, które bezsensownie zostały zabite czy zranione. Jeszcze więcej cierpi z powodu chorób i głodu gdzieś w buszu. Ludzie boją się powrócić do domu pomimo zapewnień władzy o bezpieczeństwie. Słyszeliśmy, że do jednej dziewczyny z mężczyzną został otwarty ogień bez jakiegokolwiek przesłuchania. Jak widzicie zło jest wokół nas, ale pamiętamy o słowach, które były bliskie naszemu ks. Jerzemu Popiełuszce „nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj!” (Rz 12:21)

„Dla jego bolesnej męki, miej miłosierdzie dla nas  … i całego świata”
o. Andrzej

poniedziałek, 25 lipca 2016

Usłyszeć głos

Lainya, 22 Lipca 2016r.

Moi Drodzy Przyjaciele!

Jakże by chciało się za patronką dzisiejszego dnia Marią Magdaleną powiedzieć widziałam zmartwychwstałego Pana. Pierwsza apostołka zmartwychwstania na początku nie może zrozumieć co się dzieje. Traumatyczne przeżycia ze śmierci jej mistrza … a potem pusty grób i brak ciała, powodują kolejne pogrążenie w smutku i brak racjonalnego wytłumaczenia. Spłakana Maria Magdalena widzi  … ale nie rozpoznaje Jezusa przez łzy. Ta która nie obawiała się konsekwencji oddania hołdu Jezusowi, która czekała całą noc nie może sobie wyobrazić, że dla Boga nie ma nic niemożliwego. Często w naszej depresji i traumatycznych przeżyciach nie rozpoznajemy obecności Jezusa … na szczęście Jezus wzywa nas po imieniu tak jak i Marię.

W ostatnim okresie dwóch tygodni wydarzenia w Sudanie Płd. nie sprzyjały rozpoznaniu obecności Boga, ale On cierpi z najbardziej opuszczonymi, uciekającymi przed konfliktem zbrojnym w busz. Wiele  osób opłakuje swoich najbliższych, którzy giną nie tylko z powodu kul, ale chorób, niedożywienia i towarzyszącego im lęku.

W stolicy kraju Dżubie sytuacja została tymczasowo opanowana już w poniedziałek 11 lipca, chociaż główny opozycjonista a zarazem wiceprezydent Riek Machar ewakuował się z Dżuby w obawie o utratę życia. Prezydent Salava Kiir wzywa wiceprezydenta do stawienia się w stolicy w ciągu 48 godzin w celu kontynuowania procesu pokojowego. Niestety są to słowa polityka. Porozumienie pokojowe z sierpnia ubr.  nie zostało wprowadzone a jedynie kilka jego elementów jak wprowadzenie rządu jedności narodowej, który i tak miał ograniczone wewnętrzne zaufanie względem siebie. Riek Machar postuluje o większą obecność  sił międzynarodowych (ONZ i afrykańskich sił pokojowych) w Dżubie, aby w stolicy nie było żołnierzy Sudanu Płd. Na to z kolei nie zgadza się Prezydent, który nawet zorganizował parę wieców poparcia dla swojej idei „ani jednego żołnierza sił pokojowych więcej w Sudanie Płd. Wydaje się, że konflikt nie będzie szybko rozwiązany a wręcz może się nasilić.

Międzynarodowi dziennikarze skupiają się na wiadomościach ze stolicy natomiast jest wiele ognisk konfliktu w całym kraju i niestety ten konflikt trwa. Na przykładzie naszego miasteczka Lainya można powiedzieć, że gdy konflikt w miarę został opanowany w Dżubie rozlewał się na inne miejsca. Od poniedziałku 11 lipca, czyli już prawie 2 tygodnie Lainya była pod obstrzałem, a część domów została spalona, a większość splądrowana. Nie ma praktycznie mieszkańców w Lainya. W mieście pozostał biskup ewangelicki z rodziną. Na początku ok.165 schroniło się na terenie naszego Domu Nadziei, ale z czasem brak poczucia bezpieczeństwa z powodu codziennych strzałów spowodował, że większość uchodźców postanowiła uciec w busz. Obecnie na terenie naszej misji znajduje się 30 osób, a dodatkowo o. Wojtek z Inowrocławia, o. Francis z Indii i o. Romy z Indonezji.

Dobrą wiadomość jest to, że ani rządowi żołnierze ani opozycjoniści nie zaatakowali naszej misji. Codzienna wymiana ognia na pewno nie pomaga zażeganiu sporu. Rozwiązanie wydaje się być w rękach prezydenta Salva Kiir i wiceprezydenta Riek Machara, ale brak odpowiedniego zaufania po obu stronach. Kolejnym problemem są lokalni dowódcy, którzy nie do końca chcą się podporządkować wszystkim decyzjom. Kraj niestety zmierza w kierunku anarchii. Miejmy jednak nadzieję, że polityczni liderzy usłyszą wewnętrzny głos, który pozwoli na wprowadzenie przemian w Sudanie Płd.

W modlitewnym pozdrowieniu,
o. Andrzej Dzida, SVD

piątek, 15 lipca 2016

Konflikt w Lainya





Lainya, 14 lipca 2016r,

„God is our refuge and our strenght,
an ever-present help in distress.” (Ps 46:2)
Nasi mali lokalni uchodźcy z piłką na tle Domu Nadziei
To już czwarty dzień wzajemnego ostrzeliwania się żołnierzy i opozycji w Lainya. Do naszego Domu Nadziei schroniło się już 165 uchodźców z miasteczka. Mamy 119 dzieci i 46 dorosłych, czyli 165 osób plus nasza czwórka ojców z Indii, z Indonezji i z Polski (2). Nie spodziewałem się, że aż tyle dzieci znajdzie już swój tymczasowy dom w naszym Domu Nadziei. Jednak dzieci są w wyniku działań wojennych najbardziej narażone na niebezpieczeństwo i nie mogą się tak szybko przemieszczać jak dorośli.
 
Większość mieszkańców uciekła w głęboki busz, ale tam narażeni są na przebywanie w różnych warunkach pogodowych, szczególnie teraz jest ciężko w czasie pory deszczowej. Kolejnym problemem jest brak żywności, choroby, komary roznoszące malarie (brak lekarstw) i węże. Nasze miasteczko jest opuszczone, częściowo splądrowane przez żołnierzy, a niektóre domy spalone.
 
Zaraz za płotem oddzielającym Dom Nadziei zostały spalone domy naszych sąsiadów Emilii z rodziną i naszego pracownika Vitosa. Na szczęście cała rodzina jest bezpieczna na terenie naszej posesji.

Sytuacja w stolicy kraju w Dżubie wydaje się być opanowana, czego niestety nie można powiedzieć o innych rejonach Sudanu Południowego. Brak bezpieczeństwa w Kajo Kejy gdzie przebywają Kombonianie, a ostatnio w Yei (siostry Służenice Ducha Świętego) gdzie doszło do ostrzeliwania różnych miejsc.

Część ludności opuszcza te miejscowości, ale jest problem ze znalezieniem bezpiecznego miejsca.
My w Lainya trwamy na modlitwie powierzając się Bożemu Miłosierdziu w codziennej Eucharystii, koronce i różańcu.

W modlitewnym pozdrowieniu,
o. Andrzej


10m od naszego miejsca zostały spalone domy naszej
 sąsiadki Emili z rodziną i naszego pracownika Vitosa. 
Na drugim planie widoczna nasza brama i płot




Kolejny spalony dom. Większość miasta została splądrowana a część domów spalona.


Lainya została opuszczona przez mieszkańców,
którzy ukryli się w buszu.
Tylko mała garstka ok.100 osób schroniła się
w Domu Nadziei na terenie naszej parafii.






wtorek, 12 lipca 2016

Konflikt


Lainya, 11 lipca 2016r.

„Jezu, ufam Tobie!”

Drodzy Przyjaciele;

To już prawie dwa miesiące od ostatniego listu. Śmierć Siostry Weroniki nie pozwalała mi się cieszyć z Wami codziennymi małymi wyzwaniami i radościami. Jej życie, który było wypełnione służbą dla innych jako siostra i doktor zostało zakończone 20 maja, w wyniku odniesionych ran postrzałowych od żołnierzy do karetki, którą prowadziła kilka dni wcześniej . Siostra Weronika została pochowana w Lutaya na przedmieściach Yei, w parafii św. Józefa, a 2 lipca odbyła się uroczysta msza. W tym czasie łączyłem się duchowo z Yei, gdyż prowadziłem rekolekcje w Dżubie wprowadzające w tajemnicę Miłosierdzia Bożego w parafii … św. Józefa. Jak wiecie w Lainya mamy całą św. Rodzinę także czułem się jak w domu.
Dom Nadziei zamiast służyć jako centrum dla dzieci i młodzieży ...
dzisiaj służy uciekającym z miasteczka Lainya

Niestety od piątku 08 lipca w wigilię piątej rocznicy niepodległości Sudanu Płd. wybuchły walki w stolicy, głównie pomiędzy żołnierzami wywodzącymi się z opozycji a siłami przychylnymi Prezydentowi Salva Kiir. Wydarzenia w stolicy były poprzedzone działaniami na terenie Wau od 24 czerwca, gdzie wiele ludzi straciło życie, a grupa ponad 100.000 mieszkańców uciekła przed konfliktem.

Mama z dziećmi w Domu Nadziei

Na końcu kwietnia mieliśmy nadzieję, że sytuacja ulegnie poprawie po przybyciu przedstawiciela opozycji, a jednocześnie wiceprezydenta Riek Machara. Nowy rząd został uformowany, jednakże problemy nie zostały rozwiązane. Powstanie kolejnych stanów  pogłębiło plemienne konflikty. Prezydent i wiceprezydent przestali kontrolować w pełni armię a sytuacja wymyka się spod kontroli. Destabilizacja i anarchia są jednym ze scenariuszy dla tego młodego państwa.

Rodzina w oczekiwaniu na rozwój sytuacji w Lainya


Dzisiaj konflikt rozszerzył się na inne rejony, a regularna wymiana ognia trwała w Lainya od porannych godzin. W Domu Nadziei, który miał służyć dzieciom i młodzieży pojawili się pierwsi ludzie poszukujący schronienia. Około 50 osób znalazło miejsce w naszym domu. Wojsko i rebelianci przechodzili przez teren naszej misji, ale dzięki Bogu nikt nie ucierpiał. Wydaje się, że obecnie (godz. 16.20) ogień został przerwany.

Moi przyjaciele łączę się z Wami w modlitwie, w zaufaniu w Jezusie
… i ciągłej nadziei dla Sudanu Płd;
o. Andrzej
Szukający schronienia w naszym Domu Nadziei






sobota, 21 maja 2016

Jedno serce, wiele twarzy



Moi Drodzy Przyjaciele;

Chciałbym podzielić się z Wami wiadomością o śmierci naszej Siostry Weroniki, która została postrzelona w czasie posługiwania jako doktor w karetce pogotowia przez żołnierzy. Gdy Sr. Weronika wracała ze szpitala położonego na przedmieściach Yei po dowiezieniu mamy ze skomplikowaną ciążą bliźniąt, było już koło 1.00 nad ranem. Wracała sama oznakowaną karetką, a niespodziewanie w jej kierunku zostało oddanych wiele strzałów. Jeden z pocisków prawdopodobnie przebił się przez drzwi i przeszedł przez ciało siostry uszkadzając całkowicie biodro. W samochodzie znaleziono kolejne cztery dziury po pociskach. Gdy wikariusz generalny z Yei po anonimowym telefonie dotarł na miejsce zdarzenia Sr. Weronika była na zewnątrz samochodu. O. Zacharia zabrał siostrę do „Harvest Hospital” z którego wracała, a był oddalony od tego miejsca o 1 km. W poniedziałek w nocy i nad ranem sr. Weronika przeszła 7 godzinną operację. Warunki w Sudanie Płd. nie pozwalały na kontynuowanie dalszej operacji. Siostra straciła przytomność wdarło się też zakażenie. Ostatecznie w poniedziałek wieczorem została przetransportowana do szpitala w Nairobi. Dzisiaj w piątek rano odeszła do domu Miłosiernego Ojca. Jest to też specjalny dzień dla sióstr służebnic Ducha Świętego, gdyż w tym dniu przypada rocznica beatyfikacji ich wpółzałożycielki ( razem ze św. Arnoldem Janssenem) matki Józefy Hendriny Stenmanns.


Życie jest nie przewidywalne. Jeszcze w niedzielę po naszej mszy w Lainya udaliśmy się do naszych sióstr „niebieskich” w Yei aby wspólnie świętować uroczystość Zesłania Ducha Świętego, oczywiście też święto naszych sióstr służebnic Ducha Świętego. W tym dniu Sr. Weronika była trochę zabiegana, ale jednak cieszyła się naszą obecnością. Po modlitwie do Ducha Świętego, trochę sobie podjedliśmy, bo nie ma jak to … u Sióstr:), pożartowaliśmy i udaliśmy się na spoczynek. Tego dnia nie wracaliśmy już do Lainya, gdyż zrobiło się późno. Siostra Weronika pojechała z jednym skomplikowanym przypadkiem przedwczesnego rozwiązania do „Harvest Hospital”. Jest to jedyny szpital w całym Yei River State, który jest odpowiednio przygotowany do takich przypadków, z odpowiednimi narzędziami i inkubatorami. Siostra Weronika wraz z innymi siostrami „niebieskimi” prowadzi St. Bakhita Health Center, który od roku ma oddział położniczy, ale jeszcze bez całkowitego wyposażenia pozwalającego na pomoc w skomplikowanych przypadkach ciąży ( jak przedwczesny poród lub ciąża bliźniacza).

Po raz drugi Śr. Weronika zawiozła kolejną mamę do Harvest Hospital po północy. Jak się okazało to była ostatnia posługa Siostry Weroniki. Zmarła w służbie drugim jako oddany doktor i siostra, również nasza Siostra z Sudanu Płd., z rodziny Arnoldowej.
Czasami mogło się wydawać, że Sr. Weronika jest wymagająca, ale zawsze była gotowa otworzyć serce dla osób przychodzących do kliniki. St. Bakhita to specyficzne miejsce, gdzie ludzie nie tylko udawali się na leczenie, ale czuli się bardziej u siebie, bardziej jak w domu … i to też zasługa naszej kochanej siostry.

Pomimo zewnętrznej twardej postawy misjonarki, Sr. Weronika oddawała swoje serce nawet w drobnych sprawach ,,, choć nie dla wszystkich drobnych:) Pamiętam, jak raz udawała się na urlop do Słowacji i poprosiłem ją o czekoladę (której bardzo mi brakowało w Sudanie Płd). Po przyjeździe z wakacji przywiozła największą czekoladę Milki  … nie tylko mi, ale każdemu współbratu i siostrze. Może się to wydawać mały gest, ale tak naprawdę to świadczyło o wielkości serca Siostry Weroniki.


Taką będę ją pamiętać jako oddaną ludziom z Sudanu Płd. aż do końca i jako moją siostrę.
Chciałbym je dzisiaj razem z Wami zaśpiewać „Kochany bracie, kochano siostro nie wiem kim jesteś, gdziekolwiek żyjesz, na jakiejkolwiek spotkam Cię drodze zawsze otwarte moje ramiona przygarną Ciebie ...”
Mam nadzieję, że wkrótce Sr. Weronika zostanie świętą jako oddana misjonarka i męczennica.

W miłości Słowa Bożego,
o. Andrzej



czwartek, 5 maja 2016

Laudato, Si, o mi Signore

Lainya, 01 Maja 2016r.
Laudato, Si, o mi Signore
Chwalcie Pana … (radujcie) się w Nim!
Ostatnie dwa tygodnie były bardzo dobre dla mnie i jak sądzę również dla Sudanu Płd., … a także dla Polski. Po pierwsze odnowienie Polski, a raczej ludzi w Polsce ( i nie tylko … bo nawet w dalekim Sudanie Płd.) w 1050 rocznicę chrztu miało swój wymiar nie tylko w przebiegu uroczystości ale pewnej łączności ludzi między sobą, która owocowała przypomnieniem własnych korzeni i (re)ewangelizacją. Dzięki otwartości Biskupa Damiana Bryla, ks. Szymona Stułkowskiego, mojej siostry Honoraty Dzida i wielu ludzi dobrej woli udało się na INEA stadionie w Poznaniu uzbierać kwotę 58 748, 76 zł dla doprowadzenia wody z mechanizacją na terenie Domu Nadziei wraz z przyszłą infrastrukturą. Taka sama kwota zostanie przeznaczona na remont Domu Dziecka w Lesznie. Bardzo cieszymy się w Lainya z otwartości Archidiecezji Poznańskiej i wszystkich ludzi  z całej Polski (i nie tylko), którzy przybyli 16 kwietnia na stadion w Poznaniu. W tym też dniu zostały ochrzczone dwie dorosłe osoby, ale to one przypomniały nam o naszym własnym chrzcie, rodzicach i chrzestnych ale też o naszych początkach. Zebrana kwota świadczy też o otwartości serc i chęci dzielenia się z drugim. Cieszę się, że poznaniacy i nie tylko sięgnęli głębiej niż do kieszeni, bo do swojego miłosiernego serca.

W zbliżającą się rocznicę wydania encykliki „Laudato Si” chcę z Wami wspólnie chwalić Pana. Dzięki Ojcu Świętemu przypomniana nam została relacja z przyrodą i pięknem stworzenia, które jest przecież dziełem Boga. Ten niesamowity dar, który został nam powierzony wielokrotnie został nadużywany. Nasz Miłosierny Stwórca chce abyśmy w odpowiedzialny sposób zarządzali powierzonymi nam dobrami ( panowanie z Rdz 1:26 powinno raczej iść w kierunku służenia, czy raczej opiekowania się lub współpracy z naturą). Te piękne dary natury możemy wykorzystać w odpowiedni sposób i cieszyć się nimi.
W Domu Nadziei będziemy mieli zbiornik na 3000l wody płynącej z nieba:), wykorzystywać będziemy naturalną energię słoneczną dzięki panelom solarnym i bateriom, a przede wszystkim dzięki Wam będziemy też mieli wodę z odwiertu, która będzie pompowana do zbiornika na wieży znów za pomocą energii słonecznej!!! Jak widzicie żyjemy zgodnie z naturą i korzystamy z Bożych darów, ale też mądrości człowieka (na pewno inspirowanej przez Stwórcę:). Co prawda muszę się przyznać, że dla przygotowania terenu wycięliśmy trochę drzew, ale obiecuje, że w odpowiednim czasie zasadzimy wielokrotnie więcej wokół powstającego Domu Nadziei.
Dobre Nowiny zbiegły się w czasie z moimi urodzinami (18.04) i rocznicą bycia Proboszczem (19.04). Za wszystkie życzenia i szczególny prezent dla naszych najmłodszych parafian gorąco dziękuję. Mam nadzieję, że otwarcie centrum dla dzieci i młodzieży nastąpi w ciągu dwóch … a może trzech miesięcy (musi wziąć poprawkę na Sudan Płd.:). 

W tym tygodniu powrócił do kraju Riek Machar opozycjonista w stosunku do prezydenta Salva Kiira. Jego przyjazd był długo oczekiwany od podpisania w sierpniu porozumień pokojowych w Addis Ababa (Etiopia), które miały zakończyć wojnę domową, która trwała od grudnia 2013r. W wyniku działań wojennych ok. 50000 ludzi straciło życie, a ok. 2,3 mln zmuszonych zostało do opuszczenia swoich miejsc.  W piątek został utworzony nowy rząd jedności, stąd też nowa nadzieja.
Jednak rząd stoi przed wieloma wyzwaniami w tym wzajemnego przebaczenia, pojednania ale też rozliczenia zbrodni. Kolejną kwestią jest nowy podział administracyjny na 28 stanów, który budzi wiele kontrowersji, w szczególności dzieli terytoria niektórych plemion. Wydaje się jednak, że przybycie Riek Machara i utworzenie rządu może być pierwszym stopniem do realizowania porozumień pokojowych.  
Dziękujemy za Waszą modlitwę i łączymy się z Wami w modlitwie,
o. Andrzej

„Śpiewajcie (wykrzykujcie) na cześć Pana wszystkie ziemie;
służcie Panu z weselem! Stawajcie przed Jego obliczem wśród okrzyków radości” (Ps 100:1-2)


środa, 13 kwietnia 2016

1050 rocznica Chrztu Polski

Lainya, 13 kwietnia 2016r.

W tym tygodniu obchodzimy 1050 rocznicę chrztu Polski. Moje pierwsze lata spędziłem na Śródce w parafii Archikatedralnej. W tym miejscu gdzie się wszystko zaczęło, gdzie biskup Jordan przybył prawdopodobnie nie z Magdeburga, ale Zadaru, gdzie Dobrawa i jej małżeństwo z Mieszkiem I wpłynęło na dalsze losy i rozwój Polski. Wydaje się, że Dobrawa ma znaczące miejsce w naszej historii, w początku rozpoznawania tożsamości Polski z dziedzictwem chrześcijaństwa. Jest to punkt przełomowy w naszych dziejach, podobnie jak historia królowej Jadwigi i Władysława Jagiełły dla Litwy. Niesamowite jak małżeństwo Dobrawy i Mieszka, kontynuowanie przez syna Bolesława Chrobrego wpłynęło na scalanie państwa, a potem królestwa. To jednoczenie wychodziło poza granice z ideą w pewnym sensie jednoczenia Europy przez cesarza Ottona .. i zjazdu gnieźnieńskiego. Tradycja związana z św. Maurycym i jego służbie  i wierności aż do męczeństwa raczej jedynemu Bogu niż ludziom czy bożkom, naradza się na nowych terenach Polski z tradycją św. Wojciecha i jego misji (a raczej misji Jezusa).
o. Wojtek przygotowuje wosk do formowania Paschału na Wielkanoc

Poznań, Gniezno, Lednica tu należy szukać naszych początków. Gdy wchodzisz do Poznańskiej Katedry i na chwilę się zatrzymasz … jak pielgrzym odkrywający swoje dziedzictwo, swoją tożsamość, swoje początki i popatrzysz na złotą kaplicę, przenikniesz dawną obecność księcia Mieszka I i kolejnych królów z rodu Piastów pochowanych w tym niesamowitym miejscu, powiesz za Janem Pawłem II tu jest kolebka polskiej państwowości, tu jest kolebka piastów.
W tym również miejscu prawdopodobnie otrzymał chrzest Mieszko I ze swoim dworem i najbliższymi, a zbiorowy chrzest mógł odbyć się w okolicach Lednicy. Niesamowite, że w tej samej parafii Archikatedralnej i ja zostałem ochrzczony. W tych dniach łączę się z Polską, z Poznaniem i moją rodziną. Dzisiaj mój brat Przemysław (na drugie Wojciech) obchodzi imieniny. Niełatwa historia Polski była kontynuowana przez Przemysła II (i stąd gród Przemysława), który próbował na nowo zjednoczyć Polskę, a co mu się nie udało (po zamachu Branderburczyków) zostało dokończone przez Władysława Łokietka.
Nalewanie wosku do formy do Paschału ... zrobionej z 3 puszek po dżemie:)

Dzisiaj będąc w Sudanie Płd., w państwie które powstało niecałe 5 lat temu zadaje sobie pytanie;
na ile chrześcijaństwo może zmienić ten kraj? I na ile życie lokalnych ludzi jest przeniknięte wartościami Ewangelii? … kiedy zazna pokoju i ludzie przestaną walczyć między sobą?
Sądzę, że podobne pytania możemy sobie zadać w Polsce, może zmieniając dwa pierwsze pytanie „na ile chrześcijaństwo zmieniło nasz kraj? Na ile staram się zmienić siebie … (a może i kraj) będąc chrześcijaninem i Polakiem?
Od sierpnia w Sudanie Płd. czekamy na pełny przyjazd opozycji i realizację porozumień pokojowych. Wczoraj jednak, gdy część opozycji wróciła i była serdecznie witana, została pobita przez siły rządowe i 16 osób trafiło do więzienia. Chyba nie o taką „gościnność” nam chodzi i w nie taki sposób można osiągnąć pokój. Do naszego miasteczka Lainya i w okolice przybyła duża grupa nowych żołnierzy, którzy mają nam podobno zapewnić większe bezpieczeństwo … tylko jeszcze nie wiemy przed czym. Faktem jest, iż żołnierze nie otrzymują regularnego żołdu … tak więc parę dni temu przyszli zrywać mango z naszego terenu. Mówiłem im, że tym razem mogą wziąć mango (bo byli głodni), ale następnym razem aby nie przychodzili z karabinami po mango … ale zrywali je z okolic kościoła (kolejne dwa drzewa) a nie naszej misji.
i już gotowa świeca Paschalna ... jak widać zrobiona w Sudanie Płd.
 (opaska) zrobiona rękoma o. Wojtka ... made in South Sudan by Fr. Wojtek)

Oczywiście, sytuacja z mango jest obrazowa, a problemem jest obecność nie do końca zdyscyplinowanych żołnierzy, bez pieniędzy z żołdu, szukających jedzenia … i innych rzeczy w mieście, niestety bez regularnego zajęcia.
W tym znaczącym dla nas czasie odnowienia, w 1050 rocznicę chrztu, odkrywajmy na nowo naszą tożsamość w Jezusie.
W modlitwie za Polskę i Sudan Płd.,

o. Andrzej

wtorek, 12 kwietnia 2016

Pielgrzymka miłosierdzia

 Lainya, 11 kwietnia 2016r.

„Szczęśliwi, którzy znajdują wybawienie w Panu,
których serca są skierowane na pielgrzymie drogi” (Ps 84:6)

Ostatnie tygodnie były związane z przygotowaniami do świąt Wielkanocy, a następnie ich wypełnieniem, gdzie drugim kulminacyjnym momentem po pierwszej Niedzieli Wielkanocnej była Niedziela Miłosierdzia. Chciałbym się z Wami podzielić jak przeżywaliśmy ten tydzień oktawy, gdzie św. Augustyn już mówił iż jest to specjalny czas łaski i miłosierdzia. Nowenna do Miłosierdzia Bożego i modlitwa o pokój w Sudanie Płd. może nie porwała wszystkich serc, ale przynajmniej zrobiliśmy pierwszy krok w naszej małej parafii. Obraz Jezusa Miłosiernego ofiarowany przez warszawską parafię św. Franciszka z Asyżu, przypomina nam z jednej strony o Bożym Miłosierdziu, a z drugiej strony o pokoju, którego orędownikiem był Franciszek i tak naprawdę promieniuje z serca Jezusa, który chce nam powiedzieć z miłością „zaufaj mi, u mnie znajdziesz prawdziwy pokój”. Stąd unikalne na obrazie słowa w języku Bari na tym przepięknym obrazie „Yesu, nan yinikin dyo do”, czyli „Jezu, ufam Tobie!”
Z Jezusem Miłosiernym na pielgrzymkowej trasie
Pytanie na ile ja, na ile my w Sudanie Płd ufamy Jezusowi. Jedną z takich odpowiedzi była piesza i prawdopodobnie taka pierwsza pielgrzymka w Sudanie Południowym. W Roku Miłosierdzia pomimo pewnej niepewności na drogach i problemach z bezpeczeństwem powierzyliśmy się Bożemu Miłosierdziu i z tym przesłaniem wyruszyliśmy z 27 kaplic naszej parafii (co na 35 istniejących jest  dość pozytywną odpowiedzią) do Limuro prosząc o pokój dla Sudanu Płd. Trasa z Lainya do Limuro liczyła 70 km w jedną stronę (2 dni), ale niektóre stacje misyjne rozpoczęły pielgrzymią drogę dzień wcześniej ze względu na dzielący dystans. Najmłodszy uczestnik miał nieco ponad 2 lata i mama go niosła na plecach … a najstarszy kto to wie … może był w wieku Abrahama wyruszającego z rodziną z Ur Chaldejskiego:)
Z żywą energią ku Jezusowi

Piesza pielgrzymka wyglądała nieco inaczej jak w Polsce:). Po pierwsze pielgrzymi musieli dźwigać rzeczy, które wzięli ze sobą. Po drugie po osiągnięciu celu w Limuro, gdzie odbyła się uroczysta eucharystia w Niedzielę Miłosierdzia z udziałem biskupa naszej diecezji Yei, pielgrzymi wracali piechotą kolejne 2-3 dni (w tym miejscu nie ma publicznego transportu i nie można tak jak w Polsce wrócić pociągiem czy autobusem).Wyżywienie i picie organizowaliśmy wspólne przy naszych kaplicach, a zakwaterowanie było … w domu … ale Bożym czyli kościele. Niestety nie ma jeszcze posadzek w kaplicach, także cienka plandeka pozwalała nie spać bezpośrednio na ziemi. W jednej kaplicy w Kimba wieczorem spadł deszcz, a trawiasty dach zaczął przeciekać … tak więc większość osób nie spała tej nocy. Nie mieliśmy też służby medycznej, a jedynie co mogłem zaoferować to paracetamol, który miałem przy sobie. Zresztą sam z niego skorzystałem, co prawda musiałem z niego korzystać podwójnie, gdyż pierwszym razem po przejściu drugiego dnia ponad połowy trasy na pełnym słońcu mój organizm go nie przyjął. Problemy z malarią, ze słońcem, z przemoczeniem w przeciekającej kaplicy, a wreszcie problemy z nogami oraz ogólne przemęczenie towarzyszyły nam w czasie pielgrzymki. Ten wysiłek ofiarowaliśmy przez miłosierdzie Boże w intencji pokoju w naszej parafii św. Rodziny, rodzinach i młodym państwie.
Odpoczynek i tradycyjne mango

Niektórzy ludzie zastanawiali się dlaczego tylu ludzi idzie na piechotę, w słońcu, co nimi kieruje, a niektórzy radowali się naszą obecnością, naszym świadectwem, piosenkami, modlitwą. W tych dniach przesłanie Bożego Miłosierdzia dotykało w jakiś sposób każdego pielgrzyma. Z większą lub mniejszą energią chwaliliśmy Pana … chociaż czasami śpiew się urywał … aby później zabrzmieć ze zdwojoną siłą. To ożywienie Ducha Świętego, ale też dzielenie się wiarą jakiego doświadczyliśmy przez „komitet powitalny” młodych w Limuro, który towarzyszył nam z flagami i śpiewem … i marszobiegiem:) 3km przed miasteczkiem dawało poczucie wspólnoty, bycia z sobą, z Jezusem i przez Niego z innymi. Ta wiara była na naszych ustach i płynęła z naszych serc;
„Jeżeli więc ustami swoimi wyznasz, że Jezus jest Panem,i w sercu swoim uwierzysz, że Bóg Go wskrzesił z martwych – osiągniesz zbawienie” (Rz 10:9)
Quo vadis Domine ... a dokąd my zmierzamy

Idąc za przykładem Jezusa, który pielgrzymował z Maryją i Józefem z Nazaretu do Jeruzalem, a także patrząc na Abrahama pielgrzymowaliśmy by nasza wiara wrastała, a jednocześnie mając świadomość naszej ograniczoności zawierzyliśmy się Miłosierdziu Bożemu.
„Jezu, ufam Tobie!” gdy sił już nie starcza, gdy nic nie potrafimy sami zrobić,
Jezu , ufam Tobie, gdy ludzie wokół mówią o kolejnym porozumieniu pokojowym, którego nie ma;
Jezu, ufam Tobie, gdy kolejny raz upadam a Ty razem ze mną,
Jezu, ufam Tobie, gdy jeszcze nie widzę odległego celu naszego pielgrzymowania;
Jezu, ufam Tobie, patrząc na Twoją Rodzinę a naszą wspólnotę, która próbuje iść, ale raczej raczkuje;
Jezu, ufam Tobie, bo Ty wiesz wszystko, Ty wiesz, że chcę i że chcemy kochać Cię najgoręcej;
Jezu, ufam Tobie, bo dla Ciebie i z Tobą wszystko jest możliwe;
Jezu, ufam Tobie i dziękuje za to że jesteś takim jaki jesteś i nic tego nie zmieni;
Niedziela Miłosierdzia w celebracji
z Bp. Erkolano, o. Wojtkiem i o. Romy
na kulminacje pielgrzymki pokoju i miłosierdzia dla Sudanu Płd.
Jezu, ufam Tobie zanurzony w Twoim miłosierdziu i miłości;
Jezu, ufam Tobie i niech tak zostanie na zawsze, do końca gdzie nie ma końca i tylko jesteś Ty. Amen.