08 września, w dniu urodzin Matki Bożej wybrałem
się z siostrą Beni do kaplicy Matki Bożej w Yoyo , a następnie do kolejnej
kaplicy św. Piotra i Pawła w Bidi bidi. Ze względu na odległości pomiędzy
kaplicami pozostali kapłani wybrali się wraz z siostrami do kaplicy Matki Bożej
w Swinga. Potrzebowaliśmy około godziny drogi, aby dotrzeć do naszej misyjnej
kaplicy. Około 100 metrów przed nią czekała już grupka dzieci śpiewających i
dzielących się z nami swoją radością.
W czasie Eucharystii zastanawialiśmy jak ważne są
nasze urodziny. W każdym razie doszliśmy do tego, iż nasze urodziny są
rzeczywiście ważne, ale jeszcze ważniejsze są urodziny naszej mamy, a co
dopiero naszej najczulszej Mamy Maryi. Jeśli urodziny są dla nas ważne to
musimy się odpowiednio przygotować i przynieść odpowiednie prezenty. A jakie my
dzisiaj … i nie tylko dzisiaj przynosimy, o co nas Matka Boża prosi i na kogo i
na co wskazuje? Matka Boża Miłosierdzia zawsze jest zjednoczona z Jezusem, na
niego wskazuje i z Jego miłosiernym sercem jest zespolona. A gdzie jest nasze
serce?
Po mszy świętej i spotkaniu z naszymi uchodźcami i
po krótkim świętowaniu … urodzin:) udaliśmy się do kolejnego miejsca w innej
strefie Bidi bidi. W kaplicy św. Piotra i Pawła zastaliśmy grupę dzieci i
młodych ludzi śpiewających i tańczących. Był to głównie chór i dzieci misjonarze
z Papieskich Dzieł Misyjnych. Dzieci te nazywane są „świętymi dziećmi” (poprzez
Holy Childhood) lub Kizito (od najmłodszego męczennika ugandyjskiego).
Siostra Beni z naszej Rodziny Arnoldowej, ze
Zgromadzenia Sióstr Służebnic Ducha Świętego, pochodzi z Filipin. W swoim 67
letnim życiu doświadczyła już wiele, ale cały czas działa z wielkim
poświęceniem wśród uchodźców z Sudanu Płd. w Ugandzie, tak jak działała wcześniej
w Sudanie Płd., czy Etiopii. Jak widzicie siostry czy kapłani nie przechodzą na
emeryturę:), a póki są w miarę zdrowi ich obecność na misjach jest bardzo
potrzebna. Siostra Beni działa wśród kobiet zrzeszonych w Akcji Katolickiej
oraz Stowarzyszenia Kobiet Chrześcijańskich (wspomagających aktywność biznesową
i niezależność). W tym dniu nieco kobiety się spóźniły, ale była przez to
okazja aby spotkać się z młodymi i dziećmi.
Większość ludzi w naszych kaplicach mówi w języku
Bari, ale u św. Piotra i Pawła większość
stanowią ludzie z plemienia Nuer. Niestety nie znamy tego języka, tak więc posługuję
w języku angielskim i przez tłumacza.
Korzystając z opóźnień, które dosyć często
zdarzają się w Afryce, bo przecież jak mówi przysłowie „Biali mają zegarki, a
Afrykańczycy mają czas” przygotowałem się do sakramentu pojednania. Około 30
dzieci i młodzieży skorzystało z tej okazji. Jednakże pod koniec przyszła mała
dziewczynka z plemienia Nuer (mam tu na myśli relatywnie mała, gdyż wszystkie
osoby z plemienia Nuer i Dinka są bardzo wysokie). Miała na sobie nałożoną
chustę i zaczęła formułę spowiedzi świętej.
Wyznając swoje przewinienia wskazała na swoją siostrę, z którą trochę się
posprzeczała. Następnie spytała się czy udzielę jej rozgrzeszenia i czy będzie
mogła „zjeść Jezusa”. Spytałem ją czy już przygotowywała się do Pierwszej Komunii i czy już ją otrzymała.
Odpowiedziała, że jeszcze nie ale jest w trakcie. Potem bardzo grzecznie się
przedstawiła mówiąc, że ma na imię Elżbieta (piękne imię jak moja Mama i
ciocia Maryi). Mała Ela powiedziała
również „ ojcze ja nie znam twojego imienia, jakie jest twoje imię?”. Z
uśmiechem na ustach przedstawiłem się. Z powodu trudności w wymawianiu mojego
imienia większość woła na mnie „Father Andrew”. Wyjaśniłem Elżbiecie, iż mogę
jej udzielić błogosławieństwa, a Jezusa Eucharystycznego będzie mogła przyjąć
po przygotowaniu. Ucieszyła się z błogosławieństwa (jak się później
dowiedziałem jej nazwisko w języku Nuer oznacza radość), ale nie mogła się
doczekać pełnego zjednoczenia z Jezusem i powiedziała, że chce być uczniem
Jezusa i podążać za Nim przez całe życie. Zdziwiłem się skąd w takim małym
dziecku tak czyste i pewne pragnienie.
„Queen Elizabeth” tak odtąd ją nazywałem, to
pragnienie miała w sercu dzieląc je z pozostałymi dziećmi z małymi misjonarzami
Papieskich Dzieł Misyjnych. Jak piękne pragnienie, ale czy to pragnienie nam zawsze towarzyszy, czy jeszcze
jest ten płomień Bożej miłości i zapału, czy może tli się jakaś iskierka? U
małej 8 letniej Elżbiety podobnie jak u 67 letniej Siostry Beni ten płomień
jest widoczny. A jak to wygląda u nas, u mnie?