niedziela, 18 marca 2018

Ojciec Marian jako patriota i „nowy Kolumb”




W tym roku obchodzimy 100-lecie urodzin o. Mariana Żelazka, SVD wielkiego patrioty i misjonarza. Urodzony w roku niepodległości i początków walki o tę niepodległość, wzrastał w etosie pracy organicznej i Powstania Wielkopolskiego w Palędziu pod Poznaniem. Po 123 latach zaborów znowu Polska doczekała się wolności i w takiej atmosferze nowego początku dwudziestolecia międzywojennego wzrastał o. Marian. Umocniony silnymi więziami w wielodzietnej 16 osobowej rodzinie ( w tym 2 adoptowanych dzieci) miał szczęście odkrywać tę Polskę i się z nią identyfikować. Kryzys gospodarczy w drugiej połowie lat dwudziestych zmusił rodziców o. Mariana do przeprowadzki z pięknych okolic i własnego pola, ogrodu i młynu do Poznania. W nim to w danej siedzibie Mieszka I i pierwszych polskich Piastów odbierał podstawowe wykształcenie w cieniu katedry, gdzie pochowani są pierwsi władcy Polski. To wzrastanie w żywej historii a jednocześnie bycie jej aktywnym uczestnikiem, może nie jako „Kolumba rocznik 20”, ale w kontekście odpowiedzialności za siebie w rodzinie, za innych w szkole i oddanej pracy i miłości rodziców, doprowadziło o. Mariana do odkrycia swojego misyjnego powołania. Miłość nie jest statyczna, nie jest pasywna, lecz musi się dzielić, powinna eksplodować w wyjściu do innych i widzenia świata poza sobą. O. Marian pomimo że bardzo kochał Polskę i swoją rodzinę, odkrył jako „młody Kolumb”, iż ta miłość przekracza granice. Będąc ministrantem w kościele Zmartwychwstańców w Poznaniu na Wildzie, pewnego dnia spotkał misjonarza z Argentyny i to jego świadectwo zainspirowało o. Mariana. Jeszcze jako młodego chłopak poszedł do średniej szkoły, prowadzonej przez Zgromadzenie Słowa Bożego (werbistów) w Górnej Grupie. Umocniony patriotyczną i duchową postawę bł. Stanisława Kubisty czy bł. Alojzego Ligudy wzmacniał się w tym powołaniu. Przykład św. Józefa, będącego patronem domu w Górnej Grupie wskazywał o. Marianowi potrzebę bycia opiekunem najbardziej opuszczonych, uciekających przez prześladowaniem ze strony innych ludzi.
Kolejnym mentorem o. Mariana na podłożu patriotyzmu i duchowości był bł. Ludwik Mzyk mistrz nowicjatu i rektor domu w Chludowie pod Poznaniem. W maju 1940r., po ukończeniu nowicjatu i filozofii o. Marian jako seminarzysta z wieloma innymi klerykami i księżmi został skierowany przez Niemców do Fortu VII, a następnie Dachau i Gusen. Tam zaczęła się jego gehenna, ale w tym „piekle obozowym” nie było w nim nienawiści, ale chęć pomocy innym.
Pomimo swojego młodego wieku o. Marian nie koncentrował się na sobie i na myśli o przeżyciu. Przeciwnie widział wokół siebie innych, którzy upadali ze zmęczenia po pracy w kamieniołomach, czy z niedożywienia i chorób. Wtedy brał upadającego obozowego kompana na swoje plecy lub dźwigał jego dodatkowy kamień, pomimo iż jeden kamień był już wystarczająco ciężki. Każda śmierć współbrata z nowicjatu nie była przyczyną nienawiści, lecz nowych sił do brania powołania kolejnego ginącego przyjaciela jako swojego. O. Marian w swoim misyjnym powołaniu miał nie tylko odpowiedzieć swoim późniejszym życiem za siebie, ale za wszystkie powołania kolegów, które wziął na siebie. Jeszcze raz  w tym „piekle obozowym” o. Marian spotkał św. Józefa, któremu się całkowicie oddał. 29.04.1945 dzień wyzwolenia obozu przez aliantów, był dla o. Mariana dniem zmartwychwstania, dniem nowego życia, który pamiętał do końca swoich dni.
Ojciec Marian pomimo kończenia studiów w Rzymie nie zapominał o Polsce i Polakach rozrzuconych po II wojnie światowej na całym świecie, dlatego przez ponad rok pomagał uchodźcom z Polski przy Bagnoli pod Neapolem. Po święceniach w 1950 r. o. Marian został posłany do Indii. Tak więc poznaniak został wysłany w miejsce, którego tak bardzo pragnął do miejsca, w którym żyło wielu ludzi. Zamienił wielodzietną rodzinę na jedną z największych populacji na ziemi. O. Marian nie był już „młodym Kolumbem”, lecz Kolumbem z doświadczeniem miłości i „piekła obozowego”. Nie musiał szukać drogi do Indii, lecz Indie same go znalazły. Co ciekawe parę lat wcześniej, gdy jeszcze o. Marian był w obozie w Dachau, w 1942 roku, jeden z książąt indyjskich, maharadża Jam Sahib Digvijaysinhji postanowił zaopiekować się dziećmi, głównie sierotami pochodzącymi z zsyłki na Sybir, a potem przemieszczającymi się z terenów byłego ZSRR z  Armią Andersa. Tzw. Polish Children Camp istniał w stanie Gudźarat, w Balachadi koło Jamnagaru. W jakiś sposób na ten piękny gest miłości maharadży, który znał Paderewskiego i gen. Sikorskiego, doczekał się w pośredni sposób odpowiedzi w 56 latach posługi o. Mariana w Indiach. Miejmy nadzieję, że pewnego dnia inne osoby z Indii odpowiedzą w równie piękny sposób, bo spotkały ojca Mariana, którego w swoim ojczystym języku nazywały „Bapa” czyli „Ojciec”.
O. Marian posługiwał najpierw wśród najbardziej opuszczonego plemienia Adibasów, a po 25 latach został skierowany do Puri. Adibasom niósł przyszłość poprzez edukację i szerzenie Dobrej Nowiny w praktyce, poprzez bycie z innymi ludźmi. W kolejnej odsłonie swojego życia w Indiach o. Marian dzielił się miłością i ponownym odkrywaniem godności ludzkiej w trędowatych, którzy przypominali o czasach marginalizowania, odrzucenia w czasie uwięzienia w obozie w Dachau. Ludzie doświadczający choroby trądu byli odrzuceni przez otaczające ich społeczeństwo. Postrzegali te osoby jako ukarane za swoje czyny, jako nietykalnych. O. Marian przywrócił im na nowo godność poprzez tworzenie dla nich miejsc pracy w warsztatach, kuchni, jako ryksiarzy, a co najważniejsze danie szansy na przyszłość dzieciom trędowatych uczących się w szkole Beatrix. Z czasem do dzieci z rodzin osób trędowatych dołączyły dzieci ze zdrowych rodzin i to był widoczny znak przemiany, obecności Dobrej Nowiny wśród mieszkańców Puri. O. Marian Żelazek jako „nowy Kolumb” nie musiał szukać nowego Eldorado, krainy złota gdzieś daleko, lecz poprzez swoje złote serce, odkrywał pokłady dobra i miłości w innych.  Jak sam mówił „ nie trudno jest być dobrym, wystarczy tylko chcieć”.
O. Marian Żelazek, SVD kochał całym sercem Polskę i Indie. Kochał całym sobą i nie dzielił tego serca. Interesującym zbiegiem okoliczności, właśnie 30 stycznia w dniu urodzin o. Marian obchodzi się dzień walki z trądem, jak również 30 stycznia to również dzień śmierci Mahatmy Gandhiego . O. Marian zmarł 30.04.2006r., w opinii świętości, gdyż przyniósł mieszkańcom Orissy promień boskiej miłości i dobra. Jego dzień śmierć 30 kwietnia, dzień po rocznicy wyzwolenia Dachau, jego duchowego zmartwychwstania i nowego życia, jest faktycznym dniem narodzenia „Bapy” Ojca Mariana dla nieba. „Bapa” Marian otrzymał wiele nagród, jak również nominacje do Nagrody Nobla, jednak jego największą nagrodą było to, że stał się jak św. Józef opiekunem dla innych, a ludzie traktowali go jako prawdziwego „Bape” czyli ojca. Uchwałą senatu z dnia 22.02.2007r. o. Marian został  uznany wzorem Polaka przełamującego bariery między ludźmi w duchu chrześcijańskiego ekumenizmu i uniwersalizmu. Również my dzisiaj jesteśmy wezwani do bycia wzorem Polaka, do miejsc w których jesteśmy, do bycia „nowymi Kolumbami” odkrywającymi promień dobra i miłości w innych.
Proces beatyfikacyjny rozpoczął się 11 lutego 2018r. , w Dzień Chorych, w dzień w którym była czytana Ewangelia z dnia o trędowatym. Na uroczystościach w Puri było wielu miejscowych mieszkańców, przedstawicieli werbistów, polskiego i indyjskiego kościoła. Ambasador RP w Indiach Adam Burakowski zwrócił się do zebranych w języku hindi, co jeszcze bardziej otwarło w tym uroczystym dniu Indyjczyków na Polskę. Jednakże każdy z nas może być ambasadorem Polski, tak jak był nim ojciec Marian … nawet tu w Egipcie czy w Polsce:)

o. Andrzej Dzida, SVD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz