poniedziałek, 19 lutego 2018

Wielki Post i Sudan Pld.

Kair, 19 lutego 2018r.

W zeszłą środę rozpoczęliśmy post w naszym kościele katolickim, chociaż w Egipcie rozpoczęcie Wielkiego Postu w kościołach koptyjskich nastąpiło nieco później. Przed nami kolejne 40 dni, które może nam pomóc na nowo zbliżyć się do Boga, a przez Niego do otaczających nas na co dzień ludzi. 40 liczba symboliczna, gdzie po 40 dniach powodzi za czasów Noego następuje pierwsze przymierze pomiędzy Bogiem a ludźmi, od czasu pierwszych rodziców i grzechu, który to zjednoczenie z Bogiem rozdzielił.

Jednakże będąc w Egipcie bardziej rozmyślam o 40 latach, które spędzili Izraelici na pustyni ucząc się na nowo wolności. Wyzwolenie z niewoli egipskiej jest symbolem wyzwolenia z grzechu,. Jest to również wyzwolenie z niezdrowych relacji międzyludzkich i dominacji jednej grupy (osoby) nad drugą z powodów, które nie są jej zasługą, ale pewnym powierzonym darem, który powinno się jak najlepiej wykorzystać. Ta dominacja i niewolnictwo, której doświadczyli Izraelici nie pozwalała im się początkowo cieszyć w pełni pięknym darem wolności. Izraelici. Nie szukali tego co mogą zrobić od siebie, lecz znajdowali kolejne porównania do życia w Egipcie (np. jedzenia), gdzie byli niewolnikami. Szukali kolejnych wymówek aby nie pójść za poleceniami Boga, przekazywanymi przez Mojżesza. Jak widzimy wyzwolenie jest procesem i nie jest to tylko zmiana otoczenia czy fizyczne wyzwolenie, ale przede wszystkim stan umysłu czy duszy. Wolny człowiek potrafi w swojej wolności również oddać się Bogu, jemu całkowicie zaufać.

Z jednej strony proces oczyszczenia z pewnych uzależnień od czegoś, kogoś lub miejsca budowany jest na doświadczeniu, tak jak doświadczali Izraelici na pustyni obecności Boga, a z drugiej strony łaski. Uzależnienia, pożądania, grzech ograniczają nas w tej wolności i czasami musimy tak jak Izraelici wyjść na „pustynię”, aby zobaczyć co jest najważniejsze, co jest naszym szczęściem.

40 lat na pustyni to symbol naszego życia, naszej wędrówki, pielgrzymowania, czy duchowej podróży. W Wielkim Poście, jak co roku jest dana nam nowa szansa na bycie wolnymi od naszych codziennych przyzwyczajeń, czy naszego zagonienia. Jest to możliwość nabrania pewnego dystansu i zobaczenia, w którym kierunku idziemy, pewnego zwolnienia (jak w muzyce mamy słowo „lento”), aby na nowo zebrać siły do dobrego przeżywania danego czasu, czy to jest 40 lat, 70 a może i więcej.

Jezus poprzedził głoszenie Dobrej Nowiny słowem i czynami przez udanie się na 40 dni na pustynię. Wykorzystajmy te 40 dni na to by na nowo być z Jezusem, z jego Słowem, a przez to zjednoczenie z Nim bądźmy bardziej wolni w dawaniu siebie napotykanym ludziom. Może nie mamy 40 pełnych dni, ale może wystarczy na początek 40 minut aby być z Bogiem każdego dnia.

Czy nie jest to za dużo? … a ile czasu poświęcamy telewizji, komputerowi, rozmowom przez telefon i czy to nie ogranicza mojego „wolnego” czasu i mojej prawdziwej wolności ukochanego dziecka naszego Boga? Może to nie będzie aż 40 minut lecz tylko 40 minut … a może zaczniesz od 20 minut:)

Chciałem się też z Wami podzielić dobrą wiadomością iż Stany Zjednoczone przyłączyły się do embarga broni w Sudanie Południowym. Na pewno nie rozwiązuje to sprawy pokoju w tym młodym państwie, ale jest krokiem dającym szansę na poprawę sytuacji w tym kraju. Ważniejszą dla nas może być inicjatywa Papieża Franciszka, który prosi o modlitwę i post w intencji pokoju na całym świecie, a w szczególności w Sudanie Płd. i Kongo. W najbliższy piątek tj. 23.02 każdy z nas będzie mógł się włączyć w tę modlitwę i post.

Jeszcze raz dziękuję Wam za waszą wolność, która pozwala dzielić się Waszym darami, talentami i zaufać Bogu. Łączmy się w modlitwie za Sudan Południowy.

Jezu, ufam Tobie!

o. Andrzej

Życie kontemplacyjne jako znak żywotności i dar Kościoła.

„Połóż mię jak pieczęć na Twoim sercu, pieczęć na twoim ramieniu, bo jak śmierć potężna jest miłość, a zazdrość jej nieprzejednana jak Szeol, żar jej to żar ognia, płomień Pański.
Wody niebieskie nie zdołają ugasić miłości, nie zatopią jej rzeki. Jeśliby kto oddał za miłość całe bogactwo swego domu, pogardzą nim tylko.” (Pnp 8, 6-7)

Klasztory klauzurowe to miejsce miłości do Boga, a przez niego do świata, ale to również miejsce miłości Boga do nas. Moi drodzy wielu z Was pyta się o klasztory kontemplacyjne? Jakie one mają znaczenie i czy są takie w Afryce?
Klasztory kontemplacyjne zwane są również klauzurowymi, co oznacza pewną separację od świata, aby być lepiej zjednoczonym z Bogiem, ale co ciekawe dzięki temu być bliżej innych ludzi, w ich codziennych problemach, trudnościach, ale też dziękczynieniach. Dzięki modlitwie i bogatemu życiu modlitewnemu rzeczywiście można się łączyć z ludźmi przekraczając wszystkie granice … a nawet łącząc ziemię z niebem.
Wielcy prorocy jak Eliasz czy Elizeusz doświadczyli pewnego okresu takiej separacji aby lepiej służyć Bogu i ludziom. Podobnie było z Mojżeszem, któremu Bóg objawił się na pustyni w formie płonącego krzewu. Prorocy, czy patriarchowie spędzając czas osobno czy to na górze, w jaskiniach, na pustyni doświadczali z jednej strony procesu oczyszczenia, a z drugiej strony nowej formy jedności z Bogiem. Ten czas był też przygotowaniem ich do odkrywania ich powołania i specjalnego posłania zgodnie z odkrywaną wolą Bożą.
Jezus również przed wypełnieniem swojej misji spędził 40 dni na pustyni, a w czasie swojej posługi wiele razy udawał się na osobne miejsce sam lub z uczniami jak to było na górze przemienienia (Tabor). Ostatni czas również spędził osobno w ogrodzie oliwnym.
Jak widzimy bardzo istotne jest życie kontemplacyjne, które pomaga nam zrealizować nasze powołanie w codziennym życiu.
Można powiedzieć, że życie kontemplacyjne i kontemplacyjno – wspólnotowe narodziło się w Afryce. Szczególnie to było widoczne w życiu św. Pawła z Teb i św. Antoniego Pustelnika (z Egiptu w III wieku), który pociągnął za sobą innych. Można powiedzieć, że żyli na pustyni i byli odseparowani od świata, a jednocześnie służyli radą i modlitwą innym, którzy do nich przychodzili z różnymi sprawami.
Pośrednio św. Augustyn, który pochodził z Afryki (Algieria/Kartagina) stworzył pierwsze podstawy do życia wspólnotowego w Europie. Reguła św. Benedykta i klasztory jak w Monte Cassino (529) musiały jeszcze czekać prawie kolejne dwieście lat na powstanie.
Zauważamy, że życie klauzurowe to nie tylko modlitwa, ale i praca (ora et labora). Kolejne lata to rozwój wspólnot aktywnych lub kontempcyjno-aktywnych (misyjnych), gdzie zakonnicy wychodzili poza swoje wspólnoty z misją głoszenia Dobrej Nowiny, czy dzielenia się z ubogimi.
Jednakże, cały czas mamy nowe wspólnoty klauzurowe cystersów czy trapistów (cysterów po reformie od klasztoru La Trappe we Francji) lub kamedułów i wpływem św. Romualda. Karmelici i karmelitanki  są również przykładem życia klauzurowego.
Wydaje się, iż w przypadku klasztorów klauzurowych nie jest istotna lokalizacja geograficzna danego kontynentu czy kraju, gdyż modlitwa i życie duchowe przekracza wszelkie granice. Przykładem tego jest życie św. Tereski od Dzieciątka Jezus, która łączyła się w modlitwie z Afryką i Azją, zresztą myślała o założeniu klasztoru w Indochinach ( na terenie obecnego Wietnamu). Modlitwa przekracza wszelkie granice, ale miejsce modlitwy emanuje na innych. Oprócz modlitwy, bardzo istotna jest praca w zakonach klauzurowych czy to na roli, w ogrodzie, w drewnie, czy też szycie, tkanie ale też ze specjalnymi darami dla poszczególnych osób. 
Wiemy iż mnisi zajmowali się pisaniem manuskryptów, ale w późniejszym czasie inne osoby związane z życiem kontemplacyjnym dzieliły się ze światem swoimi wewnętrznymi doznaniami. „Dzieje duszy” św. Tereski od Dzieciątka Jezus wskazały wielu ludziom „małą drogę”, która może zostać realizowana przez każdego z nas. Swoimi przeżyciami i pięknem otaczającej przyrody dzielił się również trapista z Gethsemani (Kentucky, USA) Thomas Merton. Życie kontemplacyjne, klauzurowe, które wydaje się odseparowaniem od świata, faktycznie jest dlatego świata darem i narzędziem na nowo odkrywanym miłości Boga do człowieka. Klasztory kontemplacyjne dzielą się z nami największym darem.
Możemy powiedzieć, iż życie wspólnotowe, kontemplacyjne wyszło z Afryki, ale czy ciągle tam jest?
Tak czego przykładem są męczennicy trapiści z Algierii, ale też różne odłamy Karmelitów, Karmelitanek, Benedyktynów, ale też nowe zgromadzenia.
Jestem w tym szczęśliwym położeniu, iż jako werbista jestem w rodzinie Arnoldowej, czyli naszego założyciela św. Arnolda Janssena, który założył najpierw Zgromadzenie Słowa Bożego (werbistów, zgromadzenie misyjne męskie), następnie Siostry Służebnice Ducha Świętego (misyjne żeńskie) i wreszcie Siostry Służebnice Ducha Świętego od Wieczystej Adoracji (siostry kontemplacyjne klauzurowe) . Widzimy jak ważna jest ta część kontemplacyjna, bez niej cała aktywna część może nie mieć sensu jeśli nie jest otoczona modlitwą i rozeznaniem woli Bożej. Co ciekawe te trzy różne zgromadzenia, ale jednej rodziny … Arnoldowej:) są na tej samej ulicy Rodziewiczówny w Nysie. Jeszcze ciekawszą rzeczą jest iż siostry noszą różowe habity i dlatego potocznie nazywane są „różowymi”. Kolor ten jest poświęcony Duchowi Świętemu jego miłości i radości, którą nas napełnia. Życie kontemplacyjne, chociaż w pewnym sensie odseparowuje od świata może być źródłem radości i dzielenia się darem modlitwy, gdzie to Bóg buduje i jemu oddaje się cały świat w nieskończonym zaufaniu i adoracji (dziękczynieniu). Ta adoracja i uwielbienie, które jest wyrazem miłości będzie trwała na wieki. Św. Teresa z Avilla śpiewała ze swoimi siostrami „ Misericordias Domini in aeternum cantabo” (będziemy śpiewać, sławić Boże Miłosierdzie na wieki). Życie klauzurowe wypełnione jest duchem miłości, adoracji, kontemplacji a także modlitwy i umartwienia.
Jeden z klasztorów sióstr „różowych” powstał też w Zachodniej Afryce w Togo. Cieszę się z możliwości modlitwy w tym klasztorze w Lome (stolicy Togo) jak i w Nysie. Można jednak łączyć swoje modlitwy z siostrami będąc w swoim domu, bo wiemy, że modlitwa przekracza wszelkie granice, również korzystając z skrzynki modlitewnej.
Moje doświadczenie z klasztorami klauzurowymi i kontemplacją wiąże się z możliwości skorzystania z rekolekcji jako 16 letni chłopak w klasztorze Karmelitów Bosych,  wtedy jednak nie byłem do końca gotowy na takie doświadczenie. Kolejnym były rekolekcje u Trapistów (w Iowa, USA) w czasie moich studiów teologicznych. Rozpoczynaliśmy tam modlitwę z Litrurgii Godzin o 3.30 a kończyliśmy dzień kompletą o 19.30. Pomiędzy poszczególnymi modlitwami, rozmyślaniem Pisma św. czy medytacją, mnisi mieli czas przeznaczony na pracę. W Polsce wiele razy skorzystałem z gościnności i modlitwy sióstr Kamedułek ze Złoczewa. Jest jednak wiele miejsc w Polsce, w których można znaleźć czas aby znaleźć się na „miejscu osobnym” aby na nowo się zastanowić co jest najważniejsze w naszym życiu, odnowić nasze życie i odczytać wolę Bożą, która ma nas i otaczających ludzi prowadzić do szczęścia i miłości. Jak Thomas Merton mówił „nikt z nas nie jest samotną wyspą”. Istnienie klasztorów klauzurowych i ich modlitwa ma duże znaczenie dla naszego życia, chociaż czasami tego daru Kościoła nie rozumiemy i nie zawsze z niego korzystamy.
Przychodząc do nowicjatu werbistów w Chludowie k/Poznania odkrywałem na nowo życie duchowe i każdy nowicjat w zakonie czy zgromadzeniu (nawet w zgromadzeniu aktywnym misyjnym) jest drogą znalezienia właściwego balansu pomiędzy życiem duchowym i naszą aktywnością. Co ciekawe obecny klasztor w Chludowie był w przeszłości miejscem innego zakonu klauzurowego sióstr cysterek Owińsk, które miały również w swojej fundacji Chludowo nadane przez Przemysła I i Bolesława Pobożnego (1252), a pierwszą księżną klasztoru z Owińsk była św. Jadwiga Śląska.
Życzę nam wszystkim odkrywania życia wewnętrznego, kontemplacyjnego w naszym życiu z wdzięcznością za dar wszystkich klasztorów klauzurowych. Ja w szczególności polecam  modlitwie moje siostry „różowe” i kamedułki.
Pamiętając, że ruch monastyczny i kontemplacyjny wywodzi się z Afryki obejmijmy ten kontynent szczególną modlitwą, którą tak bardzo potrzebuje.
W miłości Słowa Bożego,

100 lat niepodległości i 100 lat od urodzin Ojca Mariana.

O. Marian Żelazek werbista, który urodził się 30.01.1918, w roku odzyskania niepodległości został uznany przez Senat RP (22.02.2007) „za godny naśladowania wzór Polaka przełamującego bariery między ludźmi, w duchu chrześcijańskiego ekumenizmu i uniwersalizmu.”Ojciec Marian jest postacią łączącą ludzi, poprzez odkrywanie godności ludzkiej w każdym człowieku a szczególnie tym odrzuconym i niechcianym. Jako patriota i człowiek pokoju niósł przesłanie dobra i pokoju, którego wynikało z jego wychowania w wielodzietnej rodzinie, doświadczenia wiary i świadectwa mistrza nowicjatu i rektora w Chludowie bł. o Ludwika Mzyka, SVD, który stracił swoje życie (20.02.1940) w Forcie VII w Poznaniu. Ojca Mariana umacniało bycie z Jezusem, nawet w najtrudniejszych chwilach „piekła obozowego” w Dachau i Gusen. Jego dobroć przekroczyła granice Polski i skierowała go do drugiego co do wielkości narodu na ziemi tj. Indii. Przekraczając granicę i będąc w Indiach przez 56 lat, aż do swej śmierci miał nie tylko pół serca dla Polski i pół dla Indii, ale jak mówił kochał całym sercem Polskę i całym sercem Indie. Kochał każdego, a szczególnie tego porzuconego i nierozpoznawalnego przez innych. Na początku swojej posługi w Indiach w stanie Orissa (diecezja Salambapur) był wśród plemiona Adibasów, które było traktowane przez innych jako „nietykalne”, a potem w mieście Puri wśród trędowatych, którzy wywoływali wśród innych strach i obrzydzenie. O. Marian dostrzegł w nich jednak piękno i cierpiącego Chrystusa. Pokojem i dobrem, który nosił w sobie dzielił się z innymi, co przyczyniło się też do jego nominacji do Pokojowej Nagrody Nobla w 2002 i 2003 roku. Jako Polak, który poprzez swoje działanie ukazywał tę ukochaną Polskę innym, otrzymał Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski. Tym jednak co było dla niego najważniejsze nie były nagrody, wyróżnienia czy nominacje, otrzymywane z Polski, z Indii i z całego świata, ale to że jego podopieczni ze szczerym i otwartym sercem zwracali się do niego „Bapa”, czyli Ojcze. Poprzez Ojca Mariana posługę wśród tych „najmniejszych” i najbardziej opuszczonych ludzi zadawali sobie pytanie, dlaczego on to robi. W Ojcu Marianie była ukryta prawda, że „cokolwiek uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, mnieście uczynili” (Mt 25,40). Jego praca i posługa, była formą dzielenia się Dobrą Nowiną, a jego mottem „nie trudno być dobrym, wystarczy tylko chcieć”. Tak też „dobry ojciec” został zapamiętany, gdy umierał 30.04.2006 roku na drodze z koloni trędowatych do swojego aśramu (pustelni), w opinii świętości.
Najważniejsze wydarzenia, które kształtowały Ojca Mariana Żelazka, SVD.
Ojciec Marian urodził się w roku niepodległości tak bardzo oczekiwanym przez Polaków po 123 latach zaborów. Ta niepodległość była wywalczana w pierwszych latach Polski w czasie Powstania Wielkopolskiego 1918-19, powstań śląskich i wojny bolszewickiej 1919-21, gdy Polska potwierdziła swoje granice począwszy od Traktatu Wersalskiego 1919 do Traktatu Ryskiego z 1921, nastąpił okres kryzysu gospodarczego spowodowanego I Wojną Światową i kolejnymi wojnami. 
Ojciec Marian przyszedł na świat w Palędziu k/ Poznania w wielodzietnej rodzinie. 16 dzieci (w tym  dwoje adoptowanych) Stanisława i Stanisławy wyrastało w trudnych warunkach. Ojciec Marian otrzymał chrzest 3 dni po swoich urodzinach 02.02.1918r. w święto Ofiarowania Pańskiego. Wysoka śmiertelność dzieci i trudne warunki powodowały, iż chrzest odbywał się w jak najszybszym terminie, ale dzień Ofiarowania Pańskiego, miał być też ofiarowaniem życia Bogu przez o. Mariana. Jego rodzice mieli 20 ha ziemi, młyn i ogród warzywny, ale w czasie kryzysu gospodarczego, zaledwie po roku nauki o. Mariana w miejscowej szkole podstawowej, byli zmuszeni do przeniesienia się do pobliskiego Poznania. W 1926 r. przyszły werbista rozpoczął naukę w podstawówce w Poznaniu, a następnie w gimnazjum św. Marii Magdaleny. Rodzina o. Mariana przeniosła się do 3 pokojowego mieszkania z kuchnią, co dla rodziny z 14 dziećmi (2 zmarła we wczesnym dzieciństwie) musiało być wystarczające. Rodzice utrzymywali się z prowadzonego przez nich sklepu warzywnego, chociaż w czasach kryzysu gospodarczego niekiedy bywało trudno.
Mały Marian wyróżniał się swoim naturalnym optymizmem i chęcią dzielenia się z innymi. Pewnego dnia będąc ministrantem, skorzystał z ulotki zostawionej przez misjonarza posługującego w Argentynie, mówiącego o gimnazjum męskim Księży Werbistów w Górnej Grupie (k. Grudziądza), które było jednocześnie połączone z niższym seminarium. Świadectwo misjonarza z Argentyny, zasiane przez niego „ziarno” i zostawiona przez niego ulotka miała przyczynić się do początku drogi nowego misjonarza w Indiach. Od 1932 roku o. Marian kontynuuje swoją naukę w Górnej Grupie. W  08 września (w dzień obchodzonych narodzin NMP) 1937 roku rozpoczyna swój nowicjat w Chludowie k. Poznania w dawnym miejscu cystersów i siedziby Romana Dmowskiego,(przywódcy endecji, a jednocześnie patrioty, który obok Józefa Piłsudskiego i Ignacego Paderewskiego działał na rzecz przywrócenia niepodległości Polsce). 
04 września 3 dni po wybuchu II wojny światowej o. Marian przyjmuje pierwsze śluby zakonne w Zgromadzeniu Słowa Bożego (werbistów) w Chludowie. 20 maja 1940r. kończy studia filozoficzne, a  dwa dni później wraz z innymi seminarzystami i kapłanami zostaje przewieziony do Fortu VII, aby 25 maja trafić do obozu koncentracyjnego w Dachau. Postawa mistrza nowicjatu i rektora Bł. o. Ludwika Mzyka, który ginie 20.02.1940 w Forcie VII umacnia kleryków aby być razem do końca.
Od 1940r. O. Marian z grupą podobnych mu 26  seminarzystów z Chludowa i niezliczoną grupą kapłanów i kleryków z Polski i Niemiec przebywa w obozach w Dachau i Gusen. W Gusen przy ciężkiej  pracy przy kamieniołomach ginie z wycieńczenia, głodu i chorób wiele osób. Pięć ciężkich latach w obozach pełnych chorób, eksperymentów medycznych i poniewierania człowieka wzmogły w o. Marianie poczucie godności i wartości każdego człowieka. O. Marian pewnego dnia pomógł współwięźniowi, który upadł i nie mógł wstać. Przyszły misjonarz wziął go na plecy, pomimo początkowego sprzeciwu, a potem usłyszał, że jest „aniołem”.Szukanie nadziei, jak mówił ”w piekle obozowym” przyczyniło się do chęci lepszego przeżycia swojego powołania. Ile razy umierał ktoś bliski z jego współbraci, on czuł iż musi również wypełnić ich powołanie. Z 26 jego kolegów tylko 14 przeżyło obóz. W obozie w Dachau było 30.000 więźniów, a niewiele go przeżyło w momencie wyzwolenia obozu przez Amerykanów 29.04.1940r.   
Przeżycie obozu i jego wyzwolenie było niesamowitym wydarzeniem, a o. Marian i wielu współwięźniów twierdzi, że cudem. W beznadziei życia obozowego oddali się pod opiekę św. Józefa (08.12.1940r. , a następnie odprawiali nowennę przed wyzwoleniem obozu do 22..04.1945), nie wiedząc, że istnieje plan całkowitego zniszczenia obozu, który miał nastąpić 29.04.1945 o godz.21.00.
Jak się okazało niewielka grupka aliantów znalazła się w pobliżu obozu otwierając ogień do przeważającej liczby Niemców nadzorujących obóz.  Grupa SS Viking, która miała zniszczyć obóz trafiła na inną grupę żołnierzy amerykańskich tak więc nie dotarła do obozu. Ten zbieg okoliczności, czy raczej cud dla przebywających w obozie doprowadził do cudu „zmartwychwstania”, ponownego narodzenia jak mówili, przejścia z „piekła obozowego”. Ten dzień 29 kwietnia swojego nowego życia świętowali co roku udając się na pielgrzymkę do sanktuarium św. Józefa w Kaliszu. Nie jest to chyba przypadek, że 61 lat później o. Marian dzień po rocznicy tego nowego życia 30.04.20006, w niedzielę która symbolizuje zmartwychwstanie umarł w „wiosce zmartwychwstania”, bo tak nazwał swoją kolonię trędowatych, a narodził się dla nieba.
Misjonarz w Indiach 
Po wyzwoleniu obozu w Dachau o. Marian rozpoczął studia teologiczne w Rzymie. W 1948r. po trzecim roku teologii złożył śluby wieczyste i przyjął święcenia kapłańskie. W następnym roku kontynuował ostatni rok studiów i opiekował się polskimi uchodźcami pod Neapolem. 21 marca 1950 dotarł statkiem z Genui do Bombaju (Mumbai), a następnie rozpoczął swoją pracę pośród plemiona Adibasów. Wśród grupy 28 werbistowskich misjonarzy, którzy w latach 1950-65 posługiwali w stanie Orissa (diecezja Sambalpar) był tylko jeden lokalny kapłan, a dzisiaj mamy prawie 1000 indyjskich werbistów. Są to widoczne owoce posługiwania i zaangażowania również o. Mariana Żelazka (do dzisiaj z tego regionu Orissy pochodzi wielu kapłanów i biskupów). Dla o. Mariana jednak najważniejsze było zobaczenie godności człowieka wśród tego plemienia, które było nietykalne dla innych kast w Indiach. Edukacje i szkoły były tym czym jest wyzwolenie z dyskryminacji i otwarciem nowych dróg życia dla mieszkańców tego regionu. O. Marian był nauczycielem, dyrektorem, a  następnie wizytatorem dla 171 (1964) szkół katolickich w misji Sambalpar. W 1968 został proboszczem w Bondamuda, gdzie otworzył sanktuarium Matki Bożej Częstochowskiej. Będąc w Indiach cały czas czuł łączność z Polską, zresztą obraz przypomina bardziej kolor skóry miejscowych, co ułatwiło jej pokochanie jak Matki.
Po 25 latach posługi w 1975r. pojawiło się przed misjonarzem nowe wyzwanie, gdy został wysłany do świętego dla Hindusów miasta Puri. Po 5 latach udało się o. Marianowi otworzyć leprozorium dla trędowatych do których nikt nie chciał się zbliżyć. W 1984r. nastąpiło otwarcie jednej z większych radości ojca „bapa” Mariana tj. szkoły Beatrix dla dzieci pochodzących z rodzin trędowatych. „Bapa” Marian chciał aby dzieci wyszły spoza swojego środowiska dlatego założył szkołę (dzięki pomocy katolików z Holandii, którzy nazwali szkołę na cześć królowej Holenderskiej), 300 m od koloni trędowatych. Zresztą dla niego nie była to już kolonia ludzi odrzuconych przez społeczeństwo i marginalizowanych, ale „wioska zmartwychwstania”, nowych możliwości. Dzieci mogły czuć się docenione, poczuć swoją wartość i to, że zdobywają wiedzę i doświadczenie jak inne dzieci. Z czasem do szkoły zaczęły przychodzić inne dzieci i tak stała się szkołą zintegrowaną, gdzie na 650 dzieci tylko  150 pochodziło z rodzin trędowatych. W kolejnych latach powstaje internat, a szkoła z 7-klasowej rozrasta się w kierunku 10-klasowej. Jest to bardzo ważny punkt rozwoju szkoły, gdzie dzieci mogą osiągnąć pełne średnie wykształcenie i mieć perspektywy na dalszy rozwój i lepszą pracę, Edukacja jest przepustką dla tych dzieci w lepsze życie. Obok internatu powstaje plac zabaw. Obecnie dzieci z „wioski zmartwychwstania” uczą się i bawią ze swoimi rówieśnikami. Nie czują się już gorsze i mają też często swoich rodziców adopcyjnych, którzy pomagają im finansowo ukończyć szkołę, Jednakże przez wiele lat ta szkoła Beatrix bardzo różniła się od polskiej szkoły. Gdzie w internacie zamiast łóżka jest mata, zamiast szafy betonowa półka, zamiast zeszytu tabliczka, zamiast długopisu kreda, zamiast gumki woda. Gdy dzieci są w szkole „Bapa” ojciec Marian jest z nimi, a nauczycielka jest jak matka, albo jak same mówią „Sisu Gwuma”, czyli nauczycielka dla małych dzieci.
Od 1991r. o. Marian staje się pustelnikiem w aśramie, a jednocześnie nie zapomina o swojej „wiosce zmartwychwstania” i szkole. Wiele przyjaciół z Polski poprzez werbistów, Redemptoris Missio i inne organizacje pomagają trędowatym i ich rodzinom.  Redemptoris Missio wysyła lekarzy, dentystów, przybory medyczne. Od 1989r. działa „cottage of love and mercy” , czyli dom, a właściwie szpitalik dla trędowatych. O. Marian dbał o dzieci, o ich edukację, o ich wyrwanie z marginesu społeczeństwa do doprowadzenia ich do ludzi kształtujących nowe społeczeństwo. Nie zapomina jednak o wszystkich „dzieciach Bożych” również tych starszych. Trąd jest dzisiaj uleczalny. Dla odzyskania godności, poczucia się wartościowym „Bapa” Marian uaktywnił trędowatych i byłych trędowatych. Powstała kuchnia miłosierdzia, warsztaty obuwnicze, produkcje sznurków, materiałów tekstylnych, szwalnie produkujące maty z juty (również dla dzieci z internatu), ferma kurza i sad. Ryksiarze jeżdżący po ulicach Puri, to także ci od ojca Mariana. Polski misjonarz widział również pole poszukiwań i integracji z lokalnym społeczeństwem poprzez poszerzanie wiedzy dorosłych (biblioteka) i otwarcie ich na duchowość prowadzącą do prawdy. W 1985r. powstaje Centrum Poszukiwania Prawdy, a w końcowym okresie życia o. Mariana centrum duchowości i dialogu. 
56 lat ojca Mariana w Indiach pozwoliło dostrzec w ludziach z kasty „nietykalnych” ludzi wartościowych. Trąd to nie sprawa „złych duchów” jak początkowo uważali miejscowi, jest on uleczalny pomimo iż około 230.000 nowych osób rocznie choruje na trąd, w tym 70% w Indiach. Mieszkańcy Puri zaakceptowali obecność trędowatych, a ich dzieci uczą się z dziećmi z „wioski zmartwychwstania”.  Ojciec Marian urodził się 30 stycznia, w roku niepodległości, a Światowy Dzień Chorych na trąd obchodzi się w ostatnią niedzielę stycznia (od 1954r,), w okolicy jego urodzin, w Indiach dokładnie 30 stycznia (w dniu śmierci Mahatmy Gandhiego). Szacunek dla drugiego człowieka pomimo choroby, niedoskonałości, odmienności to przesłanie o. Mariana, który niósł Dobro Nowinę, bardziej działając i wykorzystując talenty innych. Każdy zaś sam musi znaleźć tę prawdę i praktykować zasadę o. Mariana Żelazka polskiego patrioty i misjonarza; „nie trudno być dobrym, wystarczy tylko chcieć”.