wtorek, 28 kwietnia 2020

Dwie Matki i dwóch chłopców.


Lodonga, 27 kwietnia 2020
Dwie Matki i dwóch chłopców, czyli Nawiedzenie św. Elżbiety.
Dzisiaj kontynuujemy nasze rozważania różańcowe, drugą tajemnicą radosną  - Nawiedzenie św. Elżbiety (Łk 1:39-45; 46-56)
Jak to się dzieje, iż Maryja, która nosi w sobie Boga Człowieka, nie zważa na żadne przeciwności i nie szuka wymówek, lecz z pośpiechem rusza i to w góry. Przecież Maryja mogła powiedzieć teraz muszę uważać noszę w sobie Mesjasza, albo że jest zaślubiona Józefowi i nie może swobodnie się poruszać. Mogła też jak to ludzie mówią „rozsądnie” do tego podejść, bo przecież jest to długa i niebezpieczna droga, wymaga więc przygotowania i potrzeby zebrania większej grupy ludzi. Przecież wiemy co się stało jednej osobie, która podróżowała na znacznie krótszej trasie, bo z Jeruzalem do Jerycha (Łk 10:30-37). Czyli około 17 km w dół …. a Maryja około 140 km w górach, i to z pośpiechem, z Nazaretu do Ain-Karim (czyli do źródła obfitości – winnicy czy ogrodów).



Nazaret

Ain Karim

Dlaczego Maryja ruszyła od razu, z pośpiechem? Bo w momencie zwiastowania otrzymała Słowo Boże, przekazane przez Anioła Gabriela. Anioł czekał na wypełnienie Bożego planu tysiące lat … a Maryja może go realizować od razu, z pośpiechem. Maryja słyszy Słowo i od razu je wypełnia. Słyszy je jako znak od Boga, znak Jego Miłości i Miłosierdzia nie tylko do całej ludzkości … ale do konkretnego człowieka, do Elżbiety! Kimże jest ona, czyli z hebrajskiego Elzeba, Eliszeba – co oznacza Bóg jest moją przysięgą, moją doskonałością. Jest tą, która modliła się i czekała na wypełnienie swojej prośby z mężem Zachariaszem przez wiele lat … nawet jej mąż prosił, ale nie do końca wierzył, iż w tym momencie jest to możliwe (Łk 1:18-20). Czy nie przypomina nam to Sary i Abrahama (Rdz 18:10-15). Tym razem role się odwracają i Elżbieta jest bardziej ufna i pełna wiary, jak Abraham. Niepłodność w Izraelu była uznawana za znak nieprzychylności, czy nawet przekleństwa. Zmagania Rachel (żony Jakuba, a matki Józefa i Beniamina), Tamary,(matki Peresa/Faresa i Zary )  Anny (matki Samuela), czy żony Manoacha (matki Samsona), miały swój późniejszy Boży plan.
Tak było też w przypadku Elżbiety, która miała porodzić największego proroka, łączącego Stary i Nowy Testament, Jana Chrzciciela. Maryja zaś była krewną Elżbiety i zapewne była świadkiem jej modlitw i nieustannych próśb … i tego co się mówiło w rodzinie. Słysząc, Dobrą Nowinę od Anioła również eksplodowała miłością … nie mogła zostać na te Słowa obojętna, chociaż nie otrzymała dodatkowych wskazówek, co z tą wiadomością ma zrobić. Miłość i radość, które przepełniały Maryję nie pozwoliły jej siedzieć w domu … popchnęły ją z pośpiechem do dzielenia tej radości z Elżbietą …. Przecież ona tak długo czekała, że nawet inni uznali ją za niepłodną … a taką nie była (jak Anioł mówi, to ludzie uznali ją za niepłodną (Łk 1:36).  U Izajasza 66:9 jest napisane „czyżbym Ja, który otwieram łono matki, nie sprawił  urodzenia dziecka? – mówi Pan. Czyżbym Ja, który sprawiam poród, zamykał łono? – mówi twój Bóg”. Słowo Boże, które przyszło do Maryi, wypełniło się Słowem Wcielonym i zaczęło wypełniać swój plan w swojej mocy i w miłości. A jak ja odpowiadam na usłyszane Słowo Boże, czy wcielam je w życie, z mocą Ducha Świętego?


Tak blisko siebie twarzą w twarz ... i łono w łono. Niezwykła historia Marui i Elżbiety ... Jezusa i Jana Chrzciciela

Około 140-153km z pośpiechem przez góry … Maryja musiała być wulkanem energii, wypełniona Duchem Świętym pokonała ten dystans z pośpiechem, nie oglądając się za siebie. Filippides, który biegł z wiadomością o zwycięstwie Greków nad Persami spod Maratonu do Aten miał umrzeć z wyczerpania po przekazaniu nowiny … a Maryja nie tylko w pośpiechu pokonała trzy i półkrotnie dłuższy dystans … ale jeszcze pierwsza pozdrowiła Elżbietę. Niewyobrażalne dla człowieka, ale możliwe dla Boga!
Maryja nie zważała na wysiłek, trudy aby dotrzeć do potrzebującej osoby. A jak jest ze mną? Maryja "weszła do domu" …  Ona chce wejść do każdego domu … chociaż czasami zastaje drzwi zamknięte. Radość bycia z Maryją, która przychodzi z Jezusem porusza nawet dzieciątko w łonie Elżbiety i napełnia ją Duchem Świętym. Jakże niezwykłe spotkanie dwóch kobiet, dwóch matek, Maryi i Elżbiety … a także dwójki ich dzieci, dwójki chłopców … którzy mają zmienić świat. Proroka i Mesjasza! Co za spotkanie, co za radość, co za wypełnienie Duchem Świętym … dwóch matek i dwóch chłopców. Jak piękna i ważna droga życia od samego poczęcia. Bóg nas powołuje od samego początku, jak powołał proroka Jeremiasza  mówiąc „zanim ukształtowałem Cię w łonie matki znałem cię, nim przyszedłeś na świat poświęciłem cię” (Jr 1:5). To jest także droga każdego z nas. Psalmista pisze  „Ty bowiem stworzyłeś moje nerki, Ty utkałeś mnie w łonie matki. Dziękuję Ci, że mnie tak cudownie stworzyłeś, godne podziwu są Twoje dzieła. I dobrze znasz moją duszę” (Ps 139:18-19). Cud poczęcia, przy którym zawsze obecny jest Bóg z jakimś konkretnym planem dla nas.


Spotkanie Maryi i Elżbiety przepełnione Duchem Świętym

Maryja nie przeraziła się, że może zostać ukamieniowana według obowiązującego prawa, bo zaufała Bogu. Dlatego Elżbieta potwierdza zawierzenie Maryi słowami „błogosławiona , która uwierzyła, że spełnią się  słowa powiedziane przez Pana”. Maryja w tym momencie wykrzykuje z siebie, całą duszą i sercem Magnificat, który powtarzamy w codziennej wieczornej modlitwie brewiarzowej  (Łk 46-56). Jakie jest nasze osobiste uwielbienie Boga, nasza odpowiedź życia na to co Bóg mi … i Tobie uczynił? Może na chwilę przystaniesz, zatrzymasz się i wypowiesz je lub zaśpiewasz … może napiszesz … a może jeszcze potrzebujesz czasu, by dojrzeć do tego i zobaczyć jak bardzo Bóg Cię ukochał już w łonie matki. Bóg mówi do nas przez proroka Izajasza „czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta która kocha syna swego łona? A nawet gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie” (Iz 49:15).


Magnificat Maryi .... teraz Ona czeka na Twoją pieśń uwielbienia!
 
Maryja mówi o sobie jako służebnicy, która widzi Bożą obecność nie tylko w swoim życiu ale również innych, którzy zaufali błogosławieństwu jakie udzielił Bóg Abrahamowi. Widzi w sobie, w Jezusie wypełnienie Bożej Miłości i Miłosierdzia, a wypowiedzenie przez Nią słowa są słowami wielu kobiet takich jak Debora (Sdz 5), Judyta (Jdt 9 i 16) czy Estera (Est 4:17). A jak wygląda moje zaufanie do Boga?
Co zatem z Elżbietą, w której łonie, mały Jan Chrzciciel skacze z radości? Ona potwierdza postawę Maryi wobec Boga głośnymi słowami „błogosławiona Ty między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona”(Łk 1:42). Niesamowite, że teraz i my możemy codziennie wykrzykiwać pozdrowienie Elżbiety wraz z pozdrowieniem anielskim … ale czy wykrzykuje je całe nasze życie? Jakie to piękne, że najpierw Bóg posyła Anioła z radosną nowiną do Maryi, potem Ona idzie z nią do Elżbiety która ją wykrzykuje… to teraz chyba pora na nas … pora na Ciebie. Ta Maryja, Matka Jezusa, która przyszła do Elżbiety przychodzi także do Ciebie, przychodzi do Ciebie z Jezusem … ze Słowem Bożym, Słowem Wcielonym … możesz też przyjąć Go w Eucharystii! Niewyobrażalny Cud , dlatego powtarzamy za Elżbietą „A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie?”(Łk 1:43).
To co wydarzyło się przy nawiedzeniu trudno wykrzyczeć, wypowiedzieć słowami. Matka Boża przyszła i nadal przychodzi do człowieka jest to kontynuacja zwiastowania! A w jaki sposób my przekazujemy Dobrą Nowinę innym , która wręcz eksplodowała z Elżbiety? Czy idziemy tak jak Maryja z pośpiechem? Czy potrafimy zostawić wszystko, nawet na dłuższy czas, aby być z drugim człowiekiem, który nas potrzebuje?

Dwóch przyjaciół z podwórka

A co z cudownym przesłaniem dwóch matek i dwóch chłopców w łonie matek? Chciałbym się z Wami podzielić moją rodzinną historią. Moja mama Elżbieta w wieku 32 lat i jej koleżanka z pracy zachorowały na żółtaczkę zakaźną zrażone przez  pacjenta szpitala w którym pracowały. Koleżanka i pacjent zmarli, a moja mama przeżyła, chociaż lekarze mówili mojemu tacie, aby przygotował się na śmierć mamy. Mnie i bratu Przemkowi nie wolno było wejść do zakaźnego szpitala, tylko kiwaliśmy mamie, która stała w oknie. Od tego czasu nastąpiło wiele powikłań i chorób. Po jakimś czasie moja mama urodziła moją siostrę Justynę, a gdy miała 37 lat była w ciąży z kolejnym dzieckiem. Wiek mojej mamy, kolejne komplikacje i choroby powodowały nie tylko zagrożenie ciąży ale uważano, że moja mama umrze przy porodzie, a dziecko się nie urodzi żywe, a w najlepszym przypadku urodzi się niepełnosprawne. Lekarz ginekolog wraz z internistą doradzali mamie, a wręcz nakazywali aby dokonała aborcji jeśli chce żyć. W tym czasie miałem 10 lat, mój brat Przemek 13 lat, a moja siostra Justyna 2 latka. Tata z mamą poinformowali nas o sytuacji i powiedzieli nam, że będziemy się wspólnie modlić i tak też zrobiliśmy. Pamiętam jak Przemek narysował mapę Polski, a w niej umieścił obrazek Matki Bożej z dzieciątkiem Jezus (naszą Czarną Madonnę), a obok mapy były napisy Bóg, Honor, Ojczyzna, Rodzina, Praca. I tak całą rodziną klękaliśmy i modliliśmy się … i 29 października 1982r., dokładnie w 15 rocznicę ślubu moich rodziców przyszła na świat moja najmłodsza siostra Honoratka. Mama przeżyła i ma dzisiaj 75 lat, chociaż jeszcze parę razy lekarze oznajmiali jej, że to jej ostatni rok życia. Moja siostra Honoratka urodziła się w miarę zdrowa, bez żadnych niepełnosprawności. Dzisiaj ma 37 lat i radzi sobie całkiem nieźle … nawet redaguje ten blog, który czytacie.  Jak niezbadane  są drogi Pana i jak ważna jest modlitwa, która odmienia ludzkie losy … strach i śmierć przemienia w wielbiącą radość Elżbiety … tym razem mojej mamy … a także taty … i całego rodzeństwa. Nie tylko nasza mama została ocalona, ale też dostaliśmy w darze kolejną siostrzyczkę!



Z siostrzyczką Honoratką( przed naszym blokiem)

Tajemnica zwiastowania i nawiedzenia są ze sobą połączone, prowadzą one do spotkania dwóch matek i dwóch chłopców w ich łonach … a może też jakieś innej matki z czwórką dzieci, też Elżbiety … może to też i Twoja historia. Jak ważna jest modlitwa, jak ważne zaufanie, wsparcie rodziny i krewnych. Pamiętam, jak byliśmy sami z tatą, bo mama była w szpitalu, za pierwszym i za drugim razem, odwiedzała nas moja mama chrzestna, ciocia Ulka. Sama nigdy nie wyszła za mąż, ale ma mnie chrześniaka i inne chrześniaki. Odwiedzała nas i pomagała. Czyż to nie piękne!


Moja Matka Chrzestna- Ciocia Ulka

  A jak Ty możesz pomóc, może nie jesteś mamą czy tatą i nie możesz mieć dzieci, możesz myślisz o innych rozwiązań … a może warto się pomodlić, również z innymi. Może jesteś kapłanem, siostrą lub samotną osobą i może chcesz ofiarować swoją modlitwę za dziecko, które już się poczęło lub pocznie, otoczyć go Bożą i Matczyną opieką przez kolejne 9 miesięcy. Ja już rozpocząłem modlitwę za moje duchowe dziecko … nie wiem jak ma na imię … jakie trudności mają jego rodzice, ale powierzyłem go Bogu i matczynej opiece najlepszej z Matek. Ja rozpocząłem swoją drogę z jeszcze nie narodzonym dzieckiem 25 marca w zwiastowanie, aby świętować 9 miesięcy z Jezusem w dniu Bożego Narodzenia. Jeśli chcesz możesz rozpocząć każdego dnia …. dzisiaj, jutro, 25 marca czy 01 stycznia, gdyż jest wiele matek, rodzin, które potrzebują twojego wsparcia. Wystarczy codziennie dziesiątka różańca z Maryją, Jezusem … Elżbietą, Janem Chrzcicielem … razem z przyszłymi rodzicami i twoim duchowym dzieckiem. Nie bój się zostać opiekunem, jak Józef i powierzyć to dziecko, które przygotował dla świata Miłosierny Bóg. Otul go miłością i modlitwą, żeby mógł/mogła skakać z radości i wyśpiewać pieśń uwielbienia, swoje Magnificat.
„Wielbi dusza moja Pana i raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy” (Łk 1:46-47) … a może dopiszesz swoje słowa … może Boże Słowa … słowem i życiem.

niedziela, 26 kwietnia 2020

"Misyjny zew"

Lodonga, 26 kwietnia 2020r. 

“Wesoły nam dzień dziś nastał, którego z nas każdy żądał; tego dnia Chrystus  Zmartwychwstał, Alleluja, Alleluja!”
W dniu 26 kwietnia, w niedzielę o 7.00 rano odprawiając mszę świętą u Sióstr Służebnic Ducha Świętego modliliśmy się w intencji beatyfikacji naszego Przyjaciela i Sługi Bożego o. Mariana Żelazka.  Pierwotnie chciałem odprawiać tę mszę 29 lub 30 kwietnia … a najlepiej o północy. 
29 kwietnia 1945 r. nastąpiło wyzwolenie obozu jenieckiego Dachau, w którym przebywali też kapłani, osoby zakonne i klerycy, również z internowanego domu nowicjatu księży werbistów w Chludowie. Wśród tych więźniów był także młody Marian Żelazek. Każdorazowo, gdy umierał jeden z jego kolegów, modlił się i brał jego powołanie również na siebie. W późniejszym Ojcu Marianie wypełniło się ponad 20 powołań młodych ludzi, którzy nie przeżyli obozu. Stąd być może siła powołani „Bapy Mariana”, który wypełniał swoje lub raczej Boże powołanie w dalekich Indiach. Już w czasach obozu zdarzało się być Marianowi „Aniołem” dla drugich upadających pod ciężarem kamienia więźniów, gdy dźwigał ich na swoich ramionach. We swoich wspomnieniach o. Marian nie miał wątpliwości, że został cudownie ocalony z tego „piekła obozowego” za przyczyną św. Józefa opiekuna Świętej Rodziny i naszego opiekuna. Dzień 29 kwietnia 1945 był dniem zmartwychwstania, narodzenia się na nowo z Jezusem. Nie było już nadziei, obóz miał być w tych dniach zniszczony i wtedy nastąpiło cudowne ocalenie przez zabłąkany oddział  amerykańskich żołnierzy. Co roku o. Marian świętował ten dzień swojego  Zmartwychwstania, a gdy była możliwość nawiedzał Sanktuarium św. Józefa w Kaliszu.


Tablica umieszczona w Sanktuarium św. Józefa w Kaliszu

Cudowny dzień Zmartwychwstania i odebrania powołania do posługi w Indiach. Ojciec Marian mając liczną rodzinę, chciał być z tymi, którzy też mają duże rodziny i tworzą jeden z najliczniejszych narodów czyli Indie. Bapa Marianus odkrywał na nowo potrzebę bycia z tymi, którzy są odrzucani, nazywanymi nietykalnymi czy ”pariasami”.  Ta potrzeba widzenia godności ludzkiej tak poniewierana w piekle obozowym w Dachau, zaprowadziła o. Mariana do 25 lat posługi dla prostego plemienia Adiwasów w Orrisa (Odisha)




O. Marian z dziećmi z plemienia Adiwasów

 , a następnie 31 lat w Puri wśród trędowatych braci i sióstr. Co roku 29 kwietnia o. Marian przeżywał dzień zmartwychwstania. Zresztą cała wioska, w której mieszkał o. Marian ze swoimi cierpiącymi przyjaciółmi, była prawdziwą wioską zmartwychwstania. Jezus prawdziwie Zmartwychwstał,,gdy do powstałej nowej szkoły Beatrix dla dzieci z rodzin trędowatych, zaczęły dołączać kolejne dzieci ze zwykłych rodzin. Strach odrzucenia, opuszczenia drugiego człowieka został przezwyciężony. Czyż nie jest to prawdziwe Zmartwychwstanie?



o.Marian z dziećmi ze Szkoły Beatrix

29 kwietnia 2006r. o. Marian świętował kolejne Zmartwychwstanie, to było jego ostanie świętowanie na ziemi, a właściwie to było jego przejście z pielgrzymki po ziemi do domu Ojca w niebie. To  była jego wigilia narodzin do nieba, z których mógł się cieszyć 30 kwietnia świętując już z większością swoich kolegów, którzy przeżyli piekło obozowe w Dachau i swoimi nowymi przyjaciółmi, których spotkał na swojej drodze wśród Adiwasów i trędowatych. Niesamowite … co to za musiała być za uczta i przywitanie przez św. Józefa, któremu się zawierzył, przez Maryję z którą szedł przez całe życie i postawił kościół Matce Bożej , Matce Świata w Puri. O. Marian Żelazek umierając w Jezusie, na nowo narodził się dla innych w Jezusie i doszedł do końca swojej drogi po 88 latach pielgrzymowania. Zainspirował wielu ludzi, również mnie aby odpowiedzieć na „misyjny zew” w Zgromadzeniu Słowa Bożego.


Wspólne chwile z o.Marianem (już w Zgromadzeniu)

Jeszcze przyjdzie czas 29 i 30 kwietnia do ponownej modlitwy o beatyfikację o. Mariana tym razem z lokalnymi Ugandyjskimi siostrami Serca Jezusowego, w ich kaplicy w Lodonga. To nie przypadek, że tak się stanie, inspiracją do tego aby w ten sposób przeżyć ten dzień stała się zapowiedź  Mszy  Świętej, która będzie miała miejsce  w Dąbrówce. Będzie to okazja aby połączyć się duchowo, razem z wszystkimi przyjaciółmi o. Mariana, również z Palędzia i celebrować tę Eucharystię 26 kwietnia w rodzinie Arnoldowej razem z naszymi siostrami „werbistkami.”  Tym razem nie w Indiach, nie w Polsce, a na ziemi ugandyjskiej  (na ziemi przyjaciółki o. Mariana, dr. Wandy Błeńskiej … na ziemi uchodźców z Sudanu Płd., również odrzuconych, wygnanych … i na ziemi w której byli polscy uchodźcy w czasie II wojny światowej). Czy to przypadek?





Ten piękny dzisiejszy dzień świętowałem z sześcioma siostrami, pochodzącymi z Indii, Polski, Nigerii, Chin i Indonezji. Ta nasza rodzina Arnoldowa niesamowicie nam się   rozrosła




 … i Wy do niej należycie i z Wami duchowo się łączymy. O takiej dużej rodzinie marzył o . Marian Żelazek, który jest już w jeszcze większej rodzinie w niebie … i my tam przez niego jesteśmy do niej zaproszeni. W związku z tym, jeszcze raz prosimy o jego beatyfikację, aby mógł być przyjacielem, który zawsze się uśmiechnie i pomoże, jak mówiła Urszula Ledóchowska o każdym świętym, a w której kościele jest też sprawowana msza święta w Dąbrówce.
W czasie naszej Eucharystii w kaplicy sióstr modląc się o beatyfikację o . Mariana i wspominając jego życie, zakończyliśmy pieśniami po komunii, wspominającymi jego życie i dobroć  we wszystkich dostępnych językach!!! Najpierw poprosiłem o zaśpiewanie siostry Benedykty z Indii, która właśnie pochodzi z Orissy (Odishy) tego rejonu, który ewangelizował swoim świadectwem Bapa Marianus wśród plemienia Adiwasów.  Z tego plemienia wyszło już 4 werbistowskich biskupów, a jeden z nich Arcybiskup John Barwa udzielał mi święceń kapłańskich. 



Święcenia kapłańskie udzielone przez bp. Johna Barwa


Jak ta historia niesamowicie się toczy … i jakie są już tego owoce ( z drugą co do wielkości liczbą werbistów pochodzących z Indii), a jakie jeszcze mogą przyjść po beatyfikacji! Po przepięknej pieśni siostry Benedykty, mieliśmy kolejną …. po łacinie (Laudate omnes gentes, laudate Dominum) ale w  końcu o. Marian jeszcze studiował przed II Soborem Watykańskim również w Rzymie. I tak w końcu doczekaliśmy się pieśni sr. Franceski. Ten śpiew tak bliski naszemu sercu, pochodził z hymnu szkolnego o. Mariana Żelazka w Chludowie. Siostra Franceska uczyła u boku tego naszego patrona przez 6 lat, a niedawno jeszcze z przedstawicielami szkoły odbierała nagrodę o. Mariana wśród Rodziny Arnoldowej na Jasnej Górze … a dzisiaj jest z nami. Zaśpiewała jeszcze raz dla Was tę pieśń z tukulu, czyli chatki afrykańskiej (nieco lepszej chatki, bo wybudowanej na terenie sióstr).





Muszę Wam powiedzieć, iż tak rozochociliśmy się tym śpiewem, że jeszcze mieliśmy śpiew z Nigerii, Chin i Indonezji … a po mszy pamiątkowe zdjęcie (również z siostrą z Indii i Polski) … a potem agapa!!! Znalazła się nawet sałata z ogródka, a ku naszemu zaskoczeniu pojawiły się również pączki … według polskiego przepisu o. Pawła Gałły najlepszego cukiernika i piekarza wśród polskich werbistów! Oczywiście Sr. Francesca nie tylko uczyła religii w Chludowie, ale też rozwijała talenty kulinarne, które tak potrzebne są na misjach! Drogi Ojcze Pawle nauka nie poszła w las (co prawda ja nie nauczyłem się piec pączków podczas mojej praktyki seminarnej na Madagaskarze, ale się nimi zajadałem) i możesz być dumny ze swojej uczennicy, gdyż pączki były z dżemem i cukrem pudrem!!! Smacznego!






A ja tam byłem … pączki jadłem i … herbatę piłem!
Serdecznie Was pozdrawiam łącząc się w modlitwie o beatyfikację naszego Przyjaciela o. Mariana, który mówił „nie trudno jest być dobrym, wystarczy tylko chcieć!” Mam nadzieję, że również Ty tego chcesz i za jakiś czas spotkamy się razem z nim na prawdziwej uczcie w niebie … ale póki co nie zapominajmy o spotykanych na naszej drodze ludziach.
o. Andrzej

O.Marian Żelazek- " Nowy Kolumb"

piątek, 24 kwietnia 2020

Zwiastowanie.

Lodonga, 24 Kwietnia 2020r.


Moi Drodzy chciałem się z Wami podzielić rozważaniem radosnych tajemnic różańca. Skłoniło mnie do tego pytanie mojej siostry Justyny o pierwsze soboty miesiąca … i jak może wyglądać 15 minutowe rozważanie/medytacja na temat tajemnic różańca. Tajemnice związane ze Słowem Bożym wypełnione w Jezusie, towarzyszą nam w wędrówce przez życie razem z Maryją i Józefem. W oczekiwaniu na nie prorocy prowadzili innych do miłości Boga, do Jego tajemnicy zbawienia. Dzisiaj łącząc się z nimi, idziemy przez nasze życie razem z Maryją, naszą Matką, która prowadzi nas do swego Syna. 
Dzisiaj pierwsza tajemnica radosna Zwiastowanie (Łk 1:26-28)
„Oto ja służebnica Pańska….”(Łk 1:38a)


Matka Boża Królowa Afryki- Lodonga (Uganda)


Największa tajemnica Boga, który tak ukochał człowieka stworzonego na jego obraz i podobieństwo  (Rdz 1:26-27) dając mu pod władanie (opiekę) całą ziemię. Lecz człowiek w swojej wolności wybrał podszepty Złego niż posłuszeństwo kochającemu Bogu, który stworzył dla niego cały świat. Pomimo, że Bóg postawił ludzkość tak wysoko ponad wszelkie stworzenie, człowiek uległ pokusie bycia na miejscu Boga, zrywając więzy zaufania. Konsekwencja grzechu, lęku oraz oddalenia się od Boga, a nawet obawy przebywania w Jego pobliżu, doprowadziły do braku jedności nieskazitelnego, pełnego miłości Boga z zagubionym człowiekiem. Grzech i śmierć, jako jego następstwo towarzyszyła ludziom przez tysiące lat. 



Grób- Sudan Południowy


 Kolejne przymierza zbliżały człowieka do Boga od czasu Noego, a bardziej widoczne od momentu wezwania Abrahama, który był człowiekiem sprawiedliwym i pełnym wiary wsłuchującym się w Słowo Boże, które wypełniło się w jego posłuszeństwie. Dzięki temu Abraham nawet był gotów ofiarować swojego syna Izaaka, licząc, iż Miłosierny Bóg sam znajdzie ofiarę. Ta ofiara w postaci baranka znalezionego w buszu, przypomina nam o ofierze Baranka i Paschy, która wypełniła się za czasów Mojżesza wyprowadzającego naród wybrany z ziemi niewoli z Egiptu do ziemi obiecanej. Kolejne przymierze z Dawidem (2 Sam 7) przypomina nam o planie Bożym na wybawienie ludu Izraela i wszystkich narodów (gdyż błogosławieństwo Abrahama dotyczy wszystkich narodów).
U proroka Jeremiasza 31:33-34 znajdujemy przymierze, które jest zawarte w sercu, w sercu które jest skropione wodą i zmienione z kamiennego na żywe (Ez 36:24-26). Cały plan Boży, plan miłości Boga wybawienia człowieka z niewoli grzechu i śmierci wypełnia się w Jezusie (Jozue, Jeszua). Jego imię oznacza Boga, który zbawia. Wiemy, że to Jozue, a nie Mojżesz wprowadza lud wybrany do ziemi obiecanej, a przez Jezusa cała ludzkość wprowadzona jest do ziemi obiecanej, do raju utraconego, do domu Ojca, aby żyć wiecznie.


Pierwsza piesza uchodźców z Sudanu Południowego

Dlatego po tylu tysiącach lat oczekiwania, zapowiedzi przez proroków pojawia się posłaniec Boży, Archanioł Gabriel, aby zapowiedzieć ten radość ludzkości. Pojawia się w szóstym miesiącu. Oznacza to połowę czasu, jak połowę roku, lub połowę dnia (licząc w systemie żydowskim od poranka). Oczywiście obietnica odnosi się też do Elżbiety i Jana Chrzciciela, który poprzedza wypełnienie się obietnicy Bożej, obietnicy Zbawienia. Co ciekawe w dobie Imperium Rzymskiego Anioł Gabriel jest posłany nie do wielkiego miasta, nie do królowej … ale do nic nie znaczącej prowincji Galilei, do małego miasteczka, o którym kto mało słyszał, do dziewicy w tym miasteczku zaślubionej już Józefowi … aby było jeszcze ciekawej z rodu Dawida. Niesamowity plan  Boży, w ogóle nie pasujący do wyobrażeń ludzkich! Przychodzi do Maryi (lub raczej Miriam, czyli pełnej piękna, pełnej łaski). Miriam, która była siostrą Mojżesza i czuwała nad nim, gdy płynął w koszyku. Mojżesz, który wydawał się synem córki faraona, a faktycznie oddany na jakiś czas własnej Matce, aby gdy nadeszła jego godzina zostać  wezwany aby wybawić swój lud z ziemi niewoli.
Ten Anioł Gabriel mówi o wypełnieniu obietnicy do młodej dziewicy, pełnej łaski, piękna i radości Maryi, wypełnienia obietnicy danej Dawidowi (stąd u Mateusza  1:1-17 cała geanologia Jezusa), mówiąca o domie Jakuba (jako protoplasty narodu wybranego Izraela). Ten Anioł, którego imię oznacza moc Bożą, mówi o mocy Bożej, która wypełni Maryję w Duchu Świętym. Maryja, która jest otoczona i osłonięta mocą Najwyższego, jak Arka Nowego Przymierza. Gdzie obłok pozostawał nad Namiotem Spotkania i z nim się poruszał (Wj 40:34-38). Maryja jest pełna łaski, czyli będąca w tym obłoku Arką Przymierza, niosącą w sobie nie kamienne tablice przykazań, lecz samego Boga. W łonie Matki jak w Arce znajduje się Bóg Jezus z przymierzem wiecznej miłości do człowieka. Matka Boża ma go nosić przez 9 miesięcy w swoim łonie, a przez kolejne 30 lat Jezus jest z Najlepszą Matką, Matką Boga i ludzi.




Niewyobrażalny plan miłości Bożej zapowiedziany przez proroka Izajasza 7:14 „dlatego Pan sam da Wam znak: Oto Panna pocznie i porodzi Syna, i nazwie go imieniem Emmanuel.” Plan wyjaśniony przez Anioła Maryi, która pyta się jak to się stanie skoro nie znam męża (skoro jestem dziewicą Łk 1:34). Plan, który został potwierdzony Józefowi wybrańcowi Bożemu, który staje się opiekunem Maryi i Jezusa na ziemi (Mt 1:22-23). Bóg, który jest z nami, który przyjmuje również ludzkie ciało „A Słowo ciałem się stało i zamieszkało między nami”(Jn 1:14). Jak to się stało, że Bóg przygotował sobie i wybrał Maryję i Józefa do planu Miłości, którym zachwycili się Aniołowie. Bóg przez Anioła Gabriela oznajmia Maryi i Józefowi Dobrą Nowinę, na którą odpowiadają całym swoim życiem.
Wyobraźmy sobie Maryję i Józefa, którzy mają już swoje plany, ale wkracza w nie Bóg ze swoim planem, który miał nie tylko dla nich, ale dla całej ludzkości, przygotowany przed tysiącami lat. Pojawia się zaskoczenie u wszystkich, bo Boży plan przekracza wszystkie ludzkie wyobrażenia i jest najpiękniejszy i najdoskonalszy . Anioł Gabriel wypełniając Boże posłannictwo, potwierdza to znakiem w rodzinie Maryi, gdzie Elżbieta uznana za niepłodną przez ludzi, jest już w szóstym miesiącu w stanie błogosławionym, „gdyż dla Boga nie ma nic niemożliwego” (Łk 1:37 jak w przypadku Sary żony Abrahama Rdz 18:14).


Homilia o Świętej Rodzinie (Layina- Sudan Południowy)

Niesamowita tajemnica Zwiastowania, Miłosierdzia Boga do człowieka, który wysyła Anioła i nie odchodzi od Maryi zanim nie wypowie tych słów „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według Słowa Twego”.
A jaki jest Boży plan w stosunku do mnie i do każdego z nas i jak na niego odpowiadam? Przecież Bóg nas zna po imieniu … a może go nie do końca jeszcze odczytaliśmy, albo jesteśmy w trakcie jego realizowania … a może wybraliśmy swój świetny plan … zamiast najpiękniejszego planu Bożego? Może jeszcze jest czas odpowiedzieć na niego … na to właśnie Słowo, kierowane do mnie po imieniu.
Pamiętam, gdy miałem świetny plan i byłem w podróży dookoła świata, ale tak się złożyło, że zapragnąłem odwiedzić Guadelupe, gdy byłem w Meksyku. Tak też się stało i pewnego styczniowego nieco deszczowego dnia szukałem Matki Bożej … a właściwie Jej wizerunku. Spodziewałem się czegoś wielkiego, pięknego i niesamowitego … i nie mogłem do końca uwierzyć, że to nie piękny obraz jak na Jasnej Górze , a płótno za szkłem (jak później się dowiedziałem właściwie pancho Juana Diego). Szukałem dalej idąc z nowej bazyliki do starego kościoła … ale musiałem zawrócić. Zobaczyłem klęczące starsze panie i pomyślałem, że to musi być to święte miejsce. Matka Boża z Guadelupe taka niepozorna na tym płótnie, taka pokorna, a jednak jaka piękna przez swoje macierzyństwo, będąca brzemienną …. Niesamowite!!! Nie miałem wtedy zwyczaju modlić się modlitwą Anioł Pański, raczej odmawiałem różaniec prosząc o dobrą żonę. Jednak w tym momencie coś mnie tchnęło i będąc na kolanach zacząłem się modlić słowami Angelus. Jednakże, po słowach w drugiej części „ Oto ja służebnica Pańska …” nie mogłem pójść dalej coś mnie wstrzymało … po chwili uśmiechnąłem się i powiedziałem, no dobrze Jezu jak chcesz, a właściwie jaka jest wola naszego dobrego Ojca, przecież Ty zawsze mi błogosławisz! Poczułem powołanie do kapłaństwa misyjnego i mogłem już dokończyć „… niech mi się stanie według Słowa Twego.” 


Poncho Juana Diego z cudownym wizerunkiem Matki Bożej- Meksyk( Gudalupe)

12 lat później będąc na prymicjach u św. Małgorzaty w Poznaniu, jeden z ministrantów wręczając mi obraz Baranka (który sam namalował), powiedział teraz jest czas, abyś dokończył te słowa „A Słowo ciałem się stało i zamieszkało między nami”.  Właśnie to słowo, które było na moim obrazku prymicyjnym, które zaprowadziło mnie do Zgromadzenia Słowa Bożego. A gdzie Ciebie prowadzi Słowo Boże, gdzie Ciebie prowadzi Bóg? Może chce czegoś od Ciebie więcej jak od Abrahama i Mojżesza, Maryi i Józefa. Może znowu dzisiaj wzywa Cię po imieniu.
Każdy ma spotkanie ze Słowem, taki moment znalezienia swojego przeznaczenia, powołania do planu Jego miłości dla Ciebie i przez Ciebie dla innych. Pamiętam spotkanie w kaplicy św. Piotra i Pawła w obozie dla uchodźców w Bidibidi. W tej kaplicy, Sudańczycy południowi z plemienia Nuer przyjęli mnie z wielką gościnnością. W tym dniu jedna z dziewczynek dość wysoka, z zakrytą głową przyszła do spowiedzi … wydało mi się interesujące jej sformułowania odnośnie grzechu i miłości do Boga. Spytałem się czy była już wcześniej u sakramentu pojednania. Odpowiedziała mi że nie, ale bardzo go kocha, z całego serca i chce być z Nim przez całe życie. To było moje pierwsze spotkanie w tej kaplicy, dlatego przedstawiła się jako Elisabeth, wskazała mi na starszą siostrę i spytała o moje imię. 


Wspólne zdjęcie z Elisabeth

 To jej pragnienie czystego serca przypomniało mi pragnienie Tereski od Jezusa, która uciekła z domu jako mała dziewczynka, aby być z Jezusem. Chciała zbudować erem tam przebywać z Jezusem, aż do końca, gotowa na śmierć męczeńską od Maurów. Oczywiście też drugą Tereskę od Dzieciątka Jezus, która widziała Dobrego Ojca, który odsuwa kamienie aby nie upadła po drodze. Niesamowita jest też historia sr. Faustyny, która spotkała Jezusa na balu (dyskotece). A jaka jest Twoja historia, a może jaka będzie … czy chcesz podzielić ją z Jezusem, Maryją, Józefem i Archaniołem Gabrielem w tej tajemnicy Zwiastowania, która przyniosła Tobie i całemu światu Miłość i Wybawienie … oraz zaprasza Cię do życia z Nim … wiecznego i w miłości … w mocy Ducha Świętego!
 „… niech mi się stanie według Słowa Twego” (Łk 1:38b)

sobota, 18 kwietnia 2020

Wielkanoc i koronawirus.

Bidibidi, 18 kwietnia 2020r.

Moi Drodzy;

Dzisiaj trochę bardziej o nas. Jak przeżywaliśmy Święta Wielkanocy i przygotowania do niej. Ostatnimi aktywnościami w obozie dla uchodźców był tydzień kończący się 22 marca. W tamtym tygodniu udało się nam spotkać w kilku strefach z naszymi Sudańczykami. W niedzielę 15 marca byliśmy w strefie Swinga, gdzie zabraliśmy też troje norweskich lekarzy. Przybyli lekarze to świeżo upieczeni absolwenci UAM w Poznaniu. Już w poprzednim roku dwójka studentów ( Kristof i Erskil) przybyła, aby pomóc a jednocześnie nabyć doświadczenia w chorobach tropikalnych i radzenia sobie przy ograniczonych warunkach na terenie Afryki. W zeszłym roku dr Mateusz Cofta z ramienia Redemptoris Missio kontaktował się z nami. Jak wynika doświadczenie pierwszych studentów z obozu jak i lokalnego szpitala w Lodonga było na tyle interesujące, że polecili go innym. Tym razem już dwie lekarki (Aurora i Elire) jeden lekarz (Honor) przyjechali na miesiąc, jednakże po kilku dniach zostali wezwani do swojego kraju, aby tam pomagać w walce z koronawirusem. Spędzili z nami jednak weekend, a w niedzielę w kaplicy św. Franciszka w Swinga po mszy św. mogli udzielić paru porad, zmierzyć temperaturę i ciśnienie oraz przekazać leki na malarię. Ich obecność była ważna dla ludzi, chociaż w tak krótkim czasie i ograniczonym zakresie niewiele mogli zrobić. Ja też mogłem być dumny, bo ukończyli studia w Polsce i przyjechali z mojego rodzinnego miasta Poznania. My zaśpiewaliśmy dla nich piosenkę i poprosiłem żeby zaśpiewali dla nas piosenkę po norwesku …. i trochę słabo to wyszło (dobrze, że zostali lekarzami) … następnym razem będę musiał ich poprosić aby zaśpiewali po polsku i na pewno dobrze wyjdzie!!! Sądzę, że będzie jeszcze taka możliwość. Co prawda tym razem wyjechali, podobnie jak inni zagraniczni lekarze pomagający  w obozie … ale obiecali, że wrócą.


Lekarze norwescy- Bidi Bidi




W ciągu tamtego tygodnia zamknąłem szkolenia dla służby liturgicznej w Ariwa i Abrimajo, a w piątek po drodze krzyżowej w jednej z kaplic, jeszcze mieliśmy modlitwę pogrzebową za ojca jednego z naszych liderów młodzieży. W poprzednim roku (w styczniu) Peter Lopusa zawarł sakrament małżeństwa w kaplicy zonalnej Maryi Ratunku Chrześcijan (Mary Help of Christians), a zaledwie dwa miesiące temu o. Wojtek udzielił chrztu jego synkowi (zresztą o pięknym imieniu Andrew), a zaledwie kilka tygodni temu odszedł jego najlepszy Tata i doradca. Piotra znamy jeszcze z Lainya z naszej parafii w Sudanie Płd., a jego Tata też z naszej parafii św. Rodziny, ale z pobliskiej stacji misyjnej w Bereka. Wielkie jest przywiązanie uchodźców w Ugandzie do rodzimej ziemi i pomimo, że splamiona krwią i wojnami jest to ich ojczyzna. Obiecali więc ojcu, że będzie pochowany w ziemi ojców i tak też zrobili. Był to jednak ostatni transport, który mógł przekroczyć granicę. Nie wiadomo kiedy kości swoich bliskich będą mogli pozostali nasi Sudańczycy Południowi sprowadzić do ojczyzny. Być może, gdy sytuacja w Sudanie Płd. się ustabilizuje i większa grupa będzie mogła powrócić do domu (przypomina się tutaj sytuacja z kośćmi Józefa, które zostały zebrane przez Izraelitów, ale po 430 latach …)


Peter Lopus podczas zawarcia sakramentu małżeństwa


Gdy miałem zajęcia służby liturgicznej, siostra Dorothea z Indonezji uczyła grupkę osób jak wykonywać różańce misyjne, a część z nich pomoże wspomóc dzieciaki i młodzież w nauce. W czwartek 19 marca byliśmy jeszcze w dwóch kaplicach św. Józefa, w strefie Bidibidi 1 i Yoyo3. Bardzo cieszę się, że jeszcze udało nam wspólnie spotkać się z ludźmi i za przyczyną św. Józefa prosić o jego opiekę dla obozu, Ugandy i wszystkich dobrodziejów. Pod koniec tygodnia musieliśmy sobie radzić z dziećmi, które wspieramy w nauce. Większość z nich uczy się w szkole średniej Immaculate Heart w Lodonga. Musieliśmy wspomóc większość dzieci w kosztach transportu powrotu do obozu, bo szkoły zostały zamknięte ( na razie do 05 maja). W niedzielę 22 marca jeszcze ostatnia msza św. w Ariwa. Co prawda po dotarciu kaplica Chrystusa Króla była zamknięta, a po dodzwonieniu się do kolejnej kaplicy św. Józefa w Ariwa dowiedzieliśmy się, iż chrześcijanie zostali poinformowani o zamknięciu wszystkich kościołów i miejsc religijnych. W piątek poprzedzający tę niedzielę, grupa muzułmanów wracająca z modlitw została pobita przez policję. W przypadku obozu istnieje jeszcze ryzyko utraty statusu uchodźcy i wydalenia z Ugandy. Nie dziwi więc, iż po dotarciu tej informacji kościoły były zamknięte. Jednakże ku naszemu zaskoczeniu, gdy wracaliśmy do domu, zostaliśmy zatrzymani przez telefon przez naszych wiernych z kaplicy św. Bakhity w Ariwa, którzy widzieli nasz samochód na drodze. Celebrowaliśmy mszę św., a potem wspólnie odmówiliśmy różaniec. Zachęciliśmy wszystkich jak również inne kaplice do odmawiania różańca, koronki i czytania Pisma Świętego (dla tych, którzy je mają) po domach lub w kilka sąsiednich rodzin (Small Christian Community).  Jest to nadzwyczajny czas, gdzie rodzice są z dziećmi, które nie chodzą do szkoły. Mogą być razem i modlić się razem. 


W miejscowej kaplicy z s. Dorothea - z dziećmi do tańca i różańca


Gdy zamknięto kościoły, a następnie zakazano ruchu pojazdów nasza wspólnota werbistów pozostawała w domu. Zostaliśmy jednak poproszeni, aby celebrować Eucharystię u naszych Sióstr Służebnic Ducha Świętego oraz lokalnej wspólnoty sióstr Najświętszego Serca Jezusa (Sacred Heart of Jesus). Dodatkowo codziennie chodziłem z Najświętszym Sakramentem i modlitwą do pobliskiego szpitala. Głównie z powodu pielęgniarek i pracowników służby zdrowia, którzy proszą o Bożą opiekę dla siebie i swoich rodzin. Koronawirus jest w Ugandzie, ale głównie w Kampali, gdzie oficjalnie zarażonych jest 55 osób. W Lodonga, jak i w naszym dystrykcie Yumbe nie mamy takich przypadków …. I raczej oficjalnie nie będziemy mieli, gdyż nie ma testów na koronawirusa, a symptomy są podobne do powszechnej tutaj malarii czy tyfusu.




Wspólnota Sióstr Służebnic Ducha Świętego oraz Werbistów- Uganda


 Bardzo się ucieszyłem, gdyż mogłem z naszymi siostrami przeżywać liturgię Wielkiej Soboty. Mieliśmy czas, dlatego przeczytaliśmy wszystkie 9 czytań, z psalmami i z modlitwami. Właściwie to siostry śpiewały psalmy … tak się rozpędziliśmy, iż mieliśmy również śpiewaną litanię do wszystkich świętych, włączając do tego naszych patronów. Oczywiście modliliśmy się za cały Kościół, naszych uchodźców w obozie Bidibidi, nasze rodziny i dobrodziejów … a potem tradycyjna agapa. Następny dzień bez procesji rezurekcyjnej  u sióstr Najświętszego Serca. Pomimo koronawirusa udało nam się zaśpiewać radosne pieśni rezurekcyjne. Zresztą powtórzyłem je w języku polskim dzwoniąc przez whatsupa do domu (jak Wesoły dzień dziś nam nastał, czy Oto jest dzień). Pewno większość z Was łączyła się z rodziną w taki sposób. W czasie Wielkiego Tygodnia zostałem również poproszony o towarzyszenie proboszczowi z Bazyliki z Lodonga w nawiedzeniu z Najświętszym Sakramentem, komunią, a w Wielki Piątek z krzyżem i obrazem Jezusa Miłosiernego pobliskich „małych wspólnot”



Obraz Jezusa Miłosiernego dar parafii .... z Warszawy ... pierwszy w oryginalnym języku Bari 'Jezu, ufam Tobie!'



W naszej małej wspólnocie werbistowskiej oprócz regularnej mszy św., oraz modlitw porannych i wieczornych,  spotykamy się dodatkowo na adoracji Jezusa w Najświętszym Sakramencie od 12.00 do 13,00, a po lunchu i krótkiej przerwie o 15.00 mamy wspólną modlitwę litanią do Miłosierdzia Bożego, koronką, a w ostatnim czasie nowenną. Oczywiście, w tych modlitwach jesteście również uwzględnieni. Mając nieco więcej czasu modlę się rozważając cztery części różańca. Staram się to robić każdorazowo z innej perspektywy. Czasami medytując go razem Józefem (szczególnie tajemnice radosne), Maryją, Jezusem, ale też patrząc z relacji Boga Ojca do Syna, czy wypełnienia obietnicy krocząc z Abrahamem czy Mojżeszem. Może się z tym z Wami podzielę. Mam też więcej czasu na czytanie Słowa Bożego, w tym pięknym roku Słowa Bożego. W ostatnim czasie udało mi się spędzić czas z czterema największymi prorokami i Apokalipsą, ale także z Księgą Rodzaju, Wyjścia i Ewangelią wg. Św.Mateusza. Jest to trochę jak powtórzenie czasu nowicjatu (pewnego odseparowania od świata, aby przez zjednoczenie z Bogiem, znowu być z nim i być do niego posłanym).







Staramy się też utrzymywać kontakt z naszymi uchodźcami. Problemem jest iż większość nie ma radia ( trudno więc śledzić transmisję na żywo), a nawet telefonu. Nie ma też możliwości poruszania się samochodem. W Poniedziałek Wielkanocny przybył do nas na rowerze zonalny katechista z Yoyo. Przyjechał na rowerze …. I też nie miał telefonu. Zjedliśmy z Miltonem wspólnie obiad, a następnie wsparliśmy go kwotą na zakup telefonu, a co najważniejsze dla niego wsparciem finansowym jego żony oczekującej operacji w szpitalu. Codziennie odbieram wiadomości tekstowe lub telefony, starając się zaradzić podstawowym potrzebom, ale przede wszystkim duchowym wsparciem. Dla naszych uchodźców bardzo ważne jest to, że z nimi jesteśmy nawet obecnie na odległość. Cieszą się, że jesteśmy z nimi i nie powróciliśmy do swoich krajów … w końcu to nasi … ale także Wasi przyjaciele, nieprawdaż?
W zbliżającej się Niedzieli Miłosierdzia, mamy wspaniały fragment skierowany do przerażonych uczniów … oczywiście nie koronawirusem, ale krzyżem, śmiercią Jezusa i … obawą o własne życie. Jezus przychodzi do nich … i do nas z przesłaniem pokoju …. Abyśmy się nie bali i do niego zwrócili, otrzymując Ducha Świętego z jego darami. W szczególności prosimy o dar mądrości, roztropności i męstwa dla Was i nas samych.
„…. Gdy drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami, przyszedł Jezus, stanął pośrodku i rzekł do nich; Pokój wam!” (J 20,19b)
W miłości Słowa Bożego, łącząc się w Dobrej Nowinie z przesłaniem pokoju,
o. Andrzej

czwartek, 16 kwietnia 2020

Bidibidi koronawirus.

Bidibidi, 16 kwietnia 2020r.
Chciałbym się z Wami podzielić w następnym liście, jak w ostatnim czasie przeżywaliśmy okres świąt Wielkanocy. Zanim jednak to nastąpi , dziś parę słów o tym jak polityka państwa ograniczyła życie społeczne i jak wpływa na życie naszych uchodźców.
Jak wiecie w ostatnim miesiącu wprowadzono wiele restrykcji na świecie związanych z koronawirusem i nie ominęło to nas w Ugandzie i naszych uchodźców. Od 20 marca nie funkcjonują szkoły, a od 01 kwietnia nie tylko transport publiczny pomiędzy Kampalą , a poszczególnymi rejonami został wstrzymany, ale także transport samochodów prywatnych. Motory mogą być używane jeśli przewożą żywność. Sprzedaż na rynku została ograniczona do podstawowej żywności, a sklepy z żywnością w poszczególnych miejscowościach mogą być otwarte, ale pod wieloma restrykcjami. Ruch samochodowy miał być otwarty 15 kwietnia, ale zakaz poruszania się został wydłużony do 05 maja. Podobnie szkoły miały być ponownie otwarte 27 kwietnia, ale już wiadomo, iż w tym terminie nie zostaną otwarte. Kościoły zostały całkowicie zamknięte i jest zakaz jakichkolwiek zgromadzeń religijnych. Lotniska i granice lądowe zostały częściowo zamknięte tzn. są tylko otwarte dla sprowadzonej żywności i sprzętu medycznego.



Obóz Bidibidi zdj. http://blazyca.pl/

Jak to wpływa na miejscową ludność. Zamykanie większości miejsc pracy, w szczególności miastach prowadzi do kłopotów z przeżyciem dla większości biednych mieszkańców przedmieść  i slumsów stolicy kraju, którzy pracują na dniówki.  Jeśli od 20 marca czyli przez prawie miesiąc nie mają z czego żyć, jak również ich rodziny to możecie sobie wyobrazić co się dzieje w większości biednych rodzin z przedmieści. Część młodych chłopaków, którzy byli wysłani przez rodziny, aby przywieźć pieniądze, teraz wraca z niczym na wieś.  Zresztą na wsi sytuacja nie jest perfekcyjna, gdyż nie mogą sprzedać wszystkich produktów na rynku, a nie mają specjalnych miejsc do magazynowania. W związku z tym nieprzetworzone płody rolne też mogą ulec zepsuciu, a częściowo mogą zostać zjedzone przez szczury i inne insekty (jak termity). Miejscowi ludzi nie mają specjalnych piwniczek czy spichlerzy czy stodół. Większość ludzi żyła i funkcjonowała z dnia na dzień.



Dziewczynka z obozu Bidi Bidi http://blazyca.pl/


Jak koronawirus wpływa na uchodźców z Sudanu Płd. w naszym obozie Bidibidi. Po pierwsze nie mają pracy, a ta garstka osób co miała w jakiś organizacjach humanitarnych też w większości je potraciła. Domki stojące na powierzchni 30 na 30 m nie dają szans na uprawę, ale też separację od innych rodzin. Dystrybucja żywności prowadzona na terenie obozu od lipca 2016 r. jest systematycznie zmniejszana. Obecnie na jedną osobę na miesiąc przypada 8kg kassawy, 6kg fasoli i 1 ½ kubka oleju. Jak jest liczna rodzina i ma małe dzieci (niemowlęta)  to może część wymienić na pieniądze i jakąś dodatkową żywność kupić. Muszą też kupić drewno na opał, gdyż wszystko wokół obozu jest wycięte. Ci którzy próbują iść gdzieś dalej aby znaleźć drzewo na opał narażają się na pobicie, gdyż ludność miejscowa broni naturalnie swoich terenów (gdy prawie 300.000 ludzi potrzebuje tylko parę gałązek dziennie na swój jeden dzienny posiłek to w krótkim czasie nie ma lasu i krzewów). Przy ograniczonej żywności i jedzenia tylko fasolki oraz kasawy, oraz warunków, które panują w domkach (lub raczej w większości lepiankach-szałasach) o choroby nie trudno. Tym bardziej, iż rozpoczęła się pora deszczowa i znowu nie ma wystarczającej ilości trawy do pokrycia dachu (znowu trzeba jeszcze mocniej ograniczyć jedzenie i coś sprzedać z tego co się prawie nie ma, aby kupić trawę, by chatka nie przeciekała).



http://blazyca.pl/


Jak widzicie problemem nie jest tylko sam wirus, ale niedożywienie oraz fatalne warunki do przenocowania (mieszkać się za bardzo nie da, ale żeby się położyć w nocy i ewentualnie schronić przed deszczem). Czasami jedna rodzina to mama, tata i 17-cioro dzieci. Z reguły część to własne a druga część to od siostry czy brata, którzy zostali zabici w czasie wojny w Sudanie Płd. lub umarł tutaj na miejscu w obozie z powodu chorób. Największe żniwo zbiera malaria i tyfus, który łatwo atakuje niedożywiony organizm. Część osób nie wytrzymuje też traumy wojennej i obecnego wegetowania, oraz niemożliwości zapewnienia dzieciom podstawowych warunków do egzystencji (samobójstwa, znikanie bez pozostawienia wiadomości). Jeden z naszych katechistów Phiilbert z kaplicy św. Bakhita w Ariwa właśnie ma taką sytuację (rodzina z 17 dziećmi, a średnia to 6-8 dzieci w rodzinie). Dodatkowym problemem jest to, iż większość klinik czy nawet szpitali na terenie obozu nie ma lekarzy (ci którzy byli z zagranicy powrócili do swoich krajów), a pielęgniarek nie ma w wystarczającej liczbie. Zresztą z powodu koranawirusa w większości nie przyjmują do szpitala, lecz tylko w nagłych wypadkach. Nie ma też już w niektórych klinikach na terenie obozu wystarczającej ilości leków na malarię. Czy pomoc w postaci maseczek, sprzętu, płynów dezynfekujących pomoże ? Zapewne … ale problem jest w niedożywieniu (nie zbudujesz więc odpowiedniej odporności) i warunków do życia (jak odseparujesz chorego od 17 osobowej rodziny na 30m2?). Oczywiście, dzięki pomocy jednego z kapłanów z Polski pomogłem jednemu szpitalowi w Lodonga, ale 2000 $ starczyło na mobilne termometry (z których potem jeden został na siłę wzięty do szpitala w dystrykcie Yumbe, bo tam nie mieli), środki dezynfekujące, maseczki, rękawiczki itp.



Młodzi Sudańczycy Południowi na terenie obozu BidiBidi zdj.http://blazyca.pl/



Na pewno nie jesteśmy w stanie pomóc wszystkim i zapewnić odpowiedniego bezpieczeństwa. Jednakże tego nie oczekują od nasi uchodźcy … oni chcą tylko przeżyć. Kolejne redukcje żywności i perspektywa kolejnych ograniczeń czy opóźnień może wpłynąć na życie naszych Sudańczyków. Większość darczyńców jest zmęczona , iż pomoc udzielana uchodźcom tak długo trwa i nie są oni sami. Wiele problemów na świecie, a ostatnio pojawiający się koranawirus ograniczy zaangażowanie organizacji humanitarnych. Nasi przyjaciele z obozu Bidibidi przeżyli wojnę, przeżywają ograniczenia żywnościowe, sanitarne i mamy nadzieję, że przeżyją również koronawirusa. Nie w sensie chorobowym, bo malaria w ciągu roku zabija ponad 500.000 ludzi na świecie, z czego większość w Afryce. Z powodu zaś głodu ginie codziennie 8.000-10.000 ludzi na świecie, czyli ok.300.000 miesięcznie. W ciągu 4 miesięcy koronawirusa ta liczba jest mniejsza niż w ciągu miesiąca z powodu głodu. Śmierć każdego człowieka na świecie jest bardzo ważna, szczególnie nam bliskiego. Ludzie umierają z powodu różnych chorób i starości (ok. 4-5mln miesięcznie czyli do 60 mln rocznie), jednakże cały czas jest nadzieja, bo na świat przychodzi 140 mln rocznie. Każdy z nas jest ważny, każdy to inna historia, ale każdego z nas Bóg znał już w łonie matki i woła po imieniu.



Przejmujący smutek widoczny na twarzach dzieci z obozu to skutek ich traumatycznych doświadczeń zdj. http://blazyca.pl/


Czy w ostatnim czasie tak zajęliśmy się koronawirusem, iż mieliśmy czas zatrzymać się nad sensem naszego życia. To pewne, że każdy z nas umrze na ziemi … nie wiemy jednak jak, kiedy i z jakiego powodu. Może to jednak czas aby być z tymi którzy żyją wśród nas. Jezus Zmartwychwstały przychodzi dziś do nas i ofiaruje nam życie wieczne, ale jest ono możliwe, gdy przezwyciężymy nasze lęki i umrzemy w Chrystusie, aby się w nim na nowo narodzić. Chrystus żyje, prawdziwie zmartwychwstał, alleluja!
W następnej części podzielę się z Wami jak my przeżywaliśmy Święta Wielkanocy w tym nietypowym czasie. Niech Pan Was otacza opiekę i strzeże oraz rozpromieni swe oblicze nad Wami;
W modlitwie i błogosławieństwie,
o. Andrzej

środa, 8 kwietnia 2020

Boże plany czy nasze plany? Pascha 2020.

Bidibidi, 08 kwietnia 2020 roku.

„A Bóg będąc bogaty w miłosierdzie, przez wielką swą miłość, jaką nas umiłował, i to nas umarłych na skutek występków, razem z Chrystusem przywrócił do życia. Łaską bowiem jesteście zbawieni.” (Ef 2:4-5)

Drodzy Przyjaciele!

Jesteśmy w niełatwym okresie przygotowań do świąt Wielkanocy. Z jednej strony mieliśmy piękne plany, a z drugiej strony reakcja na koronawirusa władz i Kościoła. Ale, gdy zastanowimy się nad tym co św. Józef chce nam przekazać, to pewno by nam powiedział, że on też miał swój plan na rodzinę, na małżeństwo z Maryją z którą był już zaręczony i na życie w Palestynie. Na pewno przygotowywał się do tego momentu i …. miał nawet mały przytulny, komfortowy domek w Nazarecie … ale wszystkie jego plany zostały zmienione. Najpierw Maryja poczęła Syna Bożego, ale Józef tego nie widział … a widział tylko Maryję w pośpiechu opuszczającą Nazaret … a potem powracającą od Elżbiety po trzech miesiącach w stanie błogosławionym. A my co widzimy w naszym otoczeniu, jakie były nasze plany …. Czy cały czas są to tylko nasze „człowiecze plany”? Może plan A, B, C …. z różnymi scenariuszami … czy też chcemy się wsłuchać w głos Boga. Św. Józef na pewno cierpiał i miał też swój ludzki plan na Maryję, aby nie cierpiała, aby nie została zabita według prawa … nawet był gotowy aby go wyśmiewano czy wyszydzono … ale Bóg miał dla Józefa plan, który mu oznajmił i …. powiedział mu żeby się nie bał. Jaki jest mój plan na zjednoczenie z Maryją, którą Jezus w swoim testamencie daje mi za Matkę, jaki jest mój plan aby zjednoczyć się w pełni z Najświętszym Sercem Jezusa? Właśnie to jest mój kolejny plan, czy jestem otwarty na Boży plan dla mnie i mojej rodziny.
Św. Józef nie tylko wsłuchuje się w Słowo Boże, ale wyrusza ze swojego miejsca najpierw do odległego Betlejem … gdzie nie ma miejsca na narodzenie Jezusa. Jak się z tym czuje, gdy przygotował już miejsce w Nazarecie, a teraz nie może znaleźć miejsca dla Maryi w mieście, z którego pochodzi. Jak się św. Józef czuje, gdy nie może zostać na dłużej w Betlejem i nie może wrócić do bliskich w Nazarecie … a musi uciekać i zaopiekować się swoją rodziną na wygnaniu, nie na swojej ojczystej ziemi w Egipcie. 

Święta Rodzina- płaskorzeźba w Kairze

 Większość z nas może w czasie tych świąt Wielkanocy będzie w ograniczony sposób przeżywała święta. Może nie w pełni znajdziemy Jezusa tam gdzie się Jego spodziewaliśmy, może w niepełnej rodzinie … ale jak przeżywał to św. Józef ze Świętą Rodziną … a jak to przeżywają nasi uchodźcy z Sudanu Południowego w Ugandzie, w największym obozie Bidibidi. 



Dzieci z obozu dla uchodźców w Bidi Bidi

 Oni już stracili swoich bliskich i nie spotkają się przy Wielkanocnym stole … a może nie mają nawet tego stołu. Gdzie chcemy, albo gdzie spodziewamy się spotkać Jezusa? Św. Józef z Maryją, gdy wracali z pielgrzymki z 12 letnim Jezusem z Jeruzalem, spodziewali się spotkać Jezusa wśród rodziny, bliskich i znajomych … ale nie było to im dane. Po jakimś czasie musieli zawrócić. Jezus wskazuje im i nam najpierw na wsłuchiwanie się w Słowo Boże ( w tym roku Słowa Bożego), a następnie na relacje z Ojcem Niebieskim. A jaka jest nasza relacja, gdy odmawiamy w domu (sami czy z rodziną?) „Ojcze nasz”. Czy rzeczywiście jesteśmy otwarci, że jego Królestwo (nie nasze własne plany), Jego wola (nie nasza) ma się wypełniać w naszym życiu, w naszej rodzinie. Czy rzeczywiście prosząc o chleb codzienny ufamy naszemu Dobremu i Miłosiernemu Ojcu? 



Obraz Jezusa Miłosiernego niesiony podczas pielgrzymki w Sudanie Południowym.


Św. Józef i Maryja ufali pomimo wielu trudności i niebezpieczeństw. Św. Józef nie doświadczył jak plan Boży zrealizował się całkowicie w Jezusie, który tak bardzo nas ukochał … że pozwolił się nam zdradzić, zasnąć w Ogrodzie Oliwnym, zostać samemu … i płakać nad nami i całym światem. Pozwolił nam przyjść z kijami i pocałunkiem Judasza, pozwolił też rozproszyć się uczniom i zaprzeczyć swojej przynależności do Jezusa Piotrowi. Bóg pozwolił skazać się człowiekowi na śmierć. Pozwolił na biczowanie, wyśmianie, odarcie z szat, bicie i opluwanie. Pozwolił na wyszydzanie pod krzyżem i ucieczkę spod krzyża swoich uczniów. Gdzie ja jestem i gdzie jest moja rodzina? Czy jesteśmy w tych dniach pod krzyżem, czy łączymy się w cierpieniu. Czy jesteśmy z naszą najukochańszą Mamą i czy jesteśmy Jego ukochanym uczniem, uczennicą? Gdzie jestem i dokąd zmierzam? Gdzie jest moja rodzina i czy jest ze mną?

Nabożeństwo Drogi Krzyżowej- Sudan Południowy.

Chciałbym się z Wami podzielić przygotowaniami i przeżywaniem Wielkiego Tygodnia w obozie dla uchodźców z Sudanu Południowego, na terenie największego obozu dla uchodźców w Bidibidi, na terenie Ugandy. Jest to obóz liczący około 300,000 osób, w tym 70 % to dzieci i młodzież poniżej 18 roku życia. Na terenie Ugandy przebywa w różnych obozach ponad 1 mln Sudańczyków Południowych, którzy schronili się tu przed wojną i jej konsekwencjami.
Gdy byliśmy jeszcze wspólnie z naszymi ludźmi do lipca 2016 w Sudanie Południowym świętowaliśmy wspólnie Wielkanoc, pomimo wielu przeciwności. Bliskość buszu, nadciągające szybko ciemności w Wigilię Wielkanocy tworzyły specjalną atmosferę zgromadzonych przy poświęcaniu ognia, a następnie procesji ze świecą Paschalną. 


Nalewanie wosku do formy do Paschału ... zrobionej z 3 puszek po dżemie;)

 Gdy jeszcze zaszumiał wiatr, a gałęzie i liście na drzewach mango i bananowca za zaczęły się poruszać, również wyobraźnia ludzi zaczęły się poruszać. Niektórzy obawiali się węży, a niektórzy naprawdę doświadczali ciemności …. co prawda sudańskich …. ale prawie jak egipskich. Za to dodatkowo napięcie wzmagało się przy czytaniach ze Starego Testamentu, gdy jeszcze przy Paschalnej Świecy, wszyscy oczekiwali rozbłyśnięcia światła. 



i już gotowa świeca Paschalna ... jak widać zrobiona w Sudanie Płd. (opaska) zrobiona rękoma o. Wojtka ... made in South Sudan by Fr. Wojtek;)

 Tym bardziej, iż nie było elektryczności w naszym 20.000 miasteczku Lainya, a parę żarówek (pochodzących z energii słonecznej) w naszej kaplicy z trawiastym dachem została dopiero włączonych przy epistule, gdy zabrzmiało „Gloria in excelcis Deo” i śpiewom  towarzyszyły dzwonki. Było to niesamowite uczucie przejścia z pełnej obaw ciemności do radości światła. Ten czas nie był aż tak długi, bo przecież parę czytań ze Starego Testamentu, ale jakże wydawał się niektórym długi, z powodu panującej ciemności … a jakże był długi dla tych co wychodzili z niewoli … Egiptu … a jakże długi dla tych, którzy oczekiwali Mesjasza i wyzwolenia (zbawienia). Dzięki temu doświadczeniu łatwiej nam było zrozumieć wyjście z ciemności niewoli Egiptu do płomienia ognia, który prowadził naród wybrany. A jakie są nasze ciemności, czego się obawiamy, gdzie jest nasza niewola … niewola grzechu, z którego nas wyprowadza Chrystus. W naszym Zgromadzeniu Słowa Bożego codziennie powtarzamy słowa „ przed Światłością Słowa i Duchem łaski, niech ustąpią ciemności grzechu i noc niewiary; a serce Jezusa niech żyje w sercach wszystkich ludzi”.
 Przeżywanie Paschy, przejścia przez Morze Czerwone … przejścia przez otaczające nas ciemności … może na pustynię … a może do czekającego nas na drodze do Ziemi Obiecanej kolejnego etapu. Tak było i w zeszłym roku i tak będzie obecnie. Sudańczycy Południowi, nasi bracia i siostry, nasi przyjaciele … również z Lainya, uciekali z ciemności wojny, nienawiści, zaćmienia umysłu, przez ciemności buszu, głodu i choroby do nowej ziemi … ziemi ugandyjskiej, ale to tylko kolejny etap do pełnego wyzwolenia z ciemności grzechu do światła wolności i pokoju w Chrystusie.


.Materace pozostawione na drodze przez uciekających ludzi. Brakuje bezpieczeństwa na drogach oraz żywności i lekarstw( Sudan Południowy)

 Na terenie obozu mamy pięć różnych stref z trzydziestoma kaplicami, z posługą czterech księży werbistów. Na terenie drugiej strefy Swinga w kaplicy pod wezwaniem Matki Bożej Nieustającej Pomocy, w dniu …. a raczej przejścia z nocy do dnia Wielkiej Nocy mieliśmy dzieci, które w procesji zostały przyniesione do Jezusa, aby przekroczyć wszelkie niebezpieczeństwa, ciemności i wody, aby w pełni rozbłysła w nich światłość Dzieci Bożych. Światło Paschału, światło wiary przyniesione przez rodziców, rodziców chrzestnych … światło Chrystusa. Jakże piękna noc, jakie niesamowite doświadczenie narodu wybranego Izraela, jakie niesamowite doświadczenie Sudańczyków Południowych na uchodźstwie … a jakie nasze osobiste doświadczenie Paschy, wsłuchiwania się w Słowo Boże … w Roku Słowa Bożego. Skąd idziemy i dokąd zmierzamy … gdzie obecnie jesteśmy?
Niektórzy Sudańczycy Południowi, kolejny raz przekraczali granicę, uciekali przed ciemnościami … ciemnościami prześladowań za czasów panowania Arabskiego, jeszcze w jednym Sudanie; czy wcześniejszego niewolnictwa w doświadczeniu św. Josephine Bakhity; czy obecnej ciemności gdzie brat zabijał brata …. Niektórzy są w Ugandzie po raz trzeci lub czwarty. Jak długo będziemy powracać do tego samego punktu, zagubienia … jak Izraelici na pustyni … przez 40 lat, przez większość naszego życia … czemu cały czas jesteśmy tak daleko od Boga, który jest tak blisko, który przynosi nam światłość i wyzwolenie z ciemności i grzechu.




Chrzest w jednej z kaplic na terenie obozu Bidi Bidi

 Przygotowanie do Paschy, do Tridium poprzedzają jednodniowe rekolekcje z sakramentem pojednania, w poszczególnych strefach i kaplicach, w tym roku ich jednak nie będzie. Droga do obozu jest zamknięta i nie można się spotykać na tzw. religijnych wydarzeniach. Jednakże, nasi ludzie spotykają się w domach na różańcu czy koronce do Miłosierdzia Bożego. Tam gdzie ktoś umie czytać i jest Biblia, następuje wsłuchiwanie się w Słowo Boże. Dzieci, które nie chodzą obecnie do szkoły mogą się modlić z rodzicami. W tym roku planowaliśmy w Niedzielę Palmową, że przejdziemy z młodzieżą (i nie tylko) z liściami bananowca czy palmy z kaplicy św. Daniela Comboniego do kaplicy św. Franciszka w strefie Yoyo. Myśleliśmy, że nie będzie za dużo palm, lecz więcej liści bananowca … ale przede wszystkim, iż nasze serca będą chciały kwitnąć i śpiewać Hosanna, w płomieniach Jego Miłości, Miłości Ukrzyżowanego. Nasze plany przewidywały, że w kaplicy św. Franciszka zostanie przedstawiona Pasja. Spodziewaliśmy się, iż w  Wielki Piątek we wszystkich kaplicach odbywać się będzie Droga Krzyżowa. Droga, która prowadzi nas przez centrum wioski, czasami większe lub mniejsze pagórki i trwa czasami 2 godziny, a następnie liturgia Wielkiego Piątku. Już wiemy, iż nie będziemy mogli być razem z naszymi ludźmi, a droga do obozu jest zamknięta przez najbliższe dwa tygodnie.


Niedziela Palmowa- Sudan Południowy




Pozostaje jednak wołanie Jezusa, a także ludu Bożego … uchodźców …nie widzącego w pełni bliskości i miłości Boga … „Boże mój, Boże mój czemuś mnie opuścił”(Ps 22:2). A przecież ten Bóg tak blisko obmywa nam nasze nogi w Liturgii Wielkiego Czwartku, daje nam się cały w Eucharystii .. i my też w tym dniu obmywamy nogi naszym uchodźcom (ale nie w tym roku). Czy możemy być obojętni na Miłość Boga, który obmywa nasze okaleczenia, rany, traumy ? … bo w Jego ranach jest nasze uzdrowienie (Iz 53:5). Ale to przecież nie koniec … jest jeszcze Niedziela Miłosierdzia.



Pamiatkowe zdjecie po chrzcie w Niedziele Milosierdzia ... wyglada, ze jeden dzieciak juz sie wyrywa do przodu  ... moze chce juz zostac Apostołem Miłosierdzia


W tym roku Wigilię Niedzieli Miłosierdzia, chcieliśmy szczególnie przeżywać z „małymi misjonarzami” z PDMD w strefie 1 Bidibidi w kaplicy św. Jana Bosco, a Niedzielę Miłosierdzia Bożego w strefie 2 Swinga z młodzieżą. Jak widać nasze plany zostały zatrzymane. Będziemy musieli się na chwilę zatrzymać jak to w Wielkim Poście (pójść nieco wolniej „lento”), może nawrócić i dostrzec nie tylko nasz plan, który może wydawał się najlepszy … a może jednak nie jest. Może Jezus chce nam coś szczególnego powiedzieć, abyśmy się nie bali jak Maryja, św. Józef a oddali się Jemu, który ma dla nas plan pełen miłości, abyśmy nie bali kochać się wzajemnie.
Jak Prorok Izajasz mówi; „myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami – wyrocznia Pana. Bo jak niebiosa górują nad ziemią, tak drogi moje nad waszymi drogami i myśli moje nad myślami waszymi.” (Iz 55:8-9)
A jak Ty mój Przyjacielu, będziesz przeżywał przejście z ciemności do światła. Jak chcesz odpowiedzieć na Bożą Miłość ofiarowaną Tobie?
W miłości Słowa Bożego,
o. Andrzej Dzida, SVD