czwartek, 31 grudnia 2015

Zakończenie roku 2015


Boże Dzieciątko wraz z dziećmi :)
Lainya, Sudan Południowy, 29 Grudnia 2015r.
Święta Bożego Narodzenia spędziliśmy dosyć intensywnie odwiedzając nasze wspólnoty w Wuji, Limuro, Kokwango, Bwotoro, Limbe, Gumbri, Jomo-Kenyi, Yonduru, Logwilli oraz będąc w naszej głównej placówce w Lainya. Święta przebiegły w pokojowej atmosferze, a to co najbardziej  zakłóciło święta to słabe zbiory spowodowane niedogodną pogodą i nagły wzrost cen.
Pomimo ograniczonych możliwości miejscowa ludność starała się świętować ale w nieco skromniejszej formie. My cieszyliśmy się, że większa ilość chrześcijan wzięła udział w liturgii świąt. Od Wigilii do niedzielnej uroczystości kościół był wypełniony, a szczególnie było to widoczne w dzień Bożego Narodzenia i św. Rodziny, gdy kościół był przepełniony.
Homilia o św. Rodzinie
z wystawionym obrazem
Nasza kaplica w Lainya została pokryta nową masą piaskową, a kościół udekorowany. Ważnym i nowym elementem, który pojawił się w czasie naszego święta parafii św. Rodziny był obraz ofiarowany przez Sanktuarium św. Józefa  w Kaliszu. Piękny obraz św. Rodziny złączony z Trójcą Świętą, przypomina o potrzebie zjednoczenia z Bogiem każdej rodziny. Obraz był niesiony przez małżonków, którzy zawarli ten sakrament w kościele, co nie jest tu na razie powszechne.
Małżeństwo tradycyjne czy poligamia często prowadziła, czy też prowadzi do nierównych ról w rodzinie czy wręcz niesprawiedliwości. Tym bardziej możemy być szczęśliwi iż mogliśmy rozpocząć pracę od podstaw z dziećmi i młodzieżą. Przyjęcie chrztu wśród dzieci stało się pragnieniem rodziców, a dwa tygodnie temu w Soka osoba, która przyjęła chrzest miała 60 lat. Kolejne grupy starszych dzieci otrzymują I Komunię. Ostatnia grupa otrzymała ją w niedzielę św. Rodziny w Lainya.
Najlepsze spotkanie pod drzewem mango ...
przygotowanie do 'agapy'
Dodatkowy pasażer
Mamy nadzieję, że w następnym roku pierwsza grupa otrzyma bierzmowanie, a kilkanaście par przyjmie sakrament małżeństwa w kościele. Oczywiście życie sakramentalne to nie wszystko, ale dzięki niemu wzrasta świadomość wartości życia i jego piękna. Mamy nadzieję, że zostanie ono pogłębione poprzez edukację również w naszej parafii, między innymi dzięki powstaniu Domu Nadziei.
Kolejne środki na budowę/wyposażenie świetlicy dla dzieci i młodzieży wpłynęły z parafii Imienia Maryi w Smochowicach w kwocie 10.315 zł.
Bardzo dziękujemy wszystkim dotychczasowym dobroczyńcom, których będę polecał w czasie mszy dziękczynnej na zakończenie roku 31.12.2015, którą będziemy sprawować o godz. 17.00 (o 15.00 czasu polskiego … w godzinę miłosierdzia:)
Po wyjściu z kościoła wraz
z o. Wojciechem Pawłowskim
„ Bo byłem głodny, spragniony …a daliście mi pić … „ (Mt 25: 35-36)
Jeszcze raz Wszystkim Przyjaciołom i Dobrodziejom, gorąco dziękuje, którzy pozwalają czerpać tym najmniejszym i najbardziej potrzebującym ze zdroju życia i mądrości.
Złączony z Wami w modlitwie z życzeniami i błogosławieństwem na 2016 rok,

o. Andrzej







Pożegnalne zdjęcie z Limbe

Prrocesja do Kościoła z obrazem św. Rodziny

Szczęśliwej drogi już czas

czwartek, 24 grudnia 2015

Boże Narodzenie A.D. 2015

Lainya, Sudan Południowy, 24 Grudnia 2015r.

„A Słowo Ciałem się stało
i zamieszkało między nami.” (J 1:14)

Drodzy Przyjaciele;

Tej niesamowitej nocy, gdy dzieci w Polsce z niecierpliwością czekają na pierwszą gwiazdkę, aby z radością wpaść do Mamy do kuchni z wiadomością, że już można zaczynać Wigilię. Tej tajemniczej nocy gdy niektóre dzieci w Sudanie Pd. będą szły w kierunku kościoła. Tej nocy, miłosierdzia gdy dzieci trochę jak mędrcy ze Wschodu będą szły w jasności może nie gwiazdy betlejemskiej, ale w jasności (pełni) księżyca. Tej cudownej nocy, gdzie będą szukać schronienia i pokoju w Jezusie. W roku miłosierdzia, gdzie z ufnością czekają na powrót Księcia Pokoju (jak czytamy dzisiejszej nocy u Izajasza), który przywróci pokój w ludzkich sercach, a szczególnie w Sudanie Pd.

Tej nocy i w tym pięknym dniu Bożego Narodzenia, gdy przekazujemy sobie życzenia, które są zakorzenione w miłości Boga do człowieka … do mnie; do Boga i człowieka, który jest na zawsze z nami (Emanuel) i zamieszkał między nami (i codziennie przychodzi w Eucharystii, komunii) i chce znaleźć już nie miejsce w Betlejem … a ciepłe miejsce w gorących sercach.

Tej nocy i w tym niesamowitym dniu, przygarnijmy to Boże Dzieciątko i nie podziwiajmy tylko uroczego żłóbka w kościele, ale ukochajmy go mocniej i dzielmy się tę Dobrą Nowiną z innymi, śpiewając nie tylko gloria z pastuszkami, ale wielbiąc Boga w naszym życiu.

„Albowiem Dziecię nam się narodziło,
Syn został nam dany, na jego barkach spoczęła władza.
Nazwano go imieniem: Przedziwny Doradca, Bóg Mocny, 
Odwieczny Ojciec, Książę Pokoju.
Wielkie będzie jego panowanie w pokoju bez granic ...” (Iz 9: 5-6a)

Pomimo niestabilnej i niesprzyjającej sytuacji w Sudanie Pd. z ufnością w nieskończoną Bożą Miłość dzielimy się z Wami życzeniami pokoju i rozlewania się owoców Ducha Świętego (Gal 5:22-23) w naszym najbliższym otoczeniu i na całym świecie.

Nie było nam dane rozpocząć budowy Domu Nadziei w tym roku, ze względu na niepokój na drogach, konflikty i ucieczkę ludności z pobliskiej miejscowości (Wondruba – 30 km od nas), braki paliwowe i materiałowe oraz destabilizacje lokalnej waluty.

Jednakże wciąż z nadzieją spoglądamy w kolejny rok. W ostatnich dniach pierwsza grupa ponad 100 osób reprezentująca opozycję przybyła z Etiopii, a dalsze grupy (w sumie ponad 600 osób) i przybycie lidera opozycji Riek Machara spodziewana jest w tym i na początku 2016 r.  

Ufamy, że w nowym 2016 roku z Waszą pomocą wybudujemy Dom Nadziei.

W ostatnim czasie dotarła do nasz kwota 1500 EURO z Irlandii i 5000 USD z Fundacji Dzieci Afryki. Jeszcze raz Wam Drodzy Przyjaciele dziękujemy i zanurzamy Was w miłości Bożego Dzieciątka, które otwiera się na każdego z nas.

Z modlitwą i błogosławieństwem z Sudanu PD.,

niedziela, 15 listopada 2015

W oczekiwaniu nieznanego



Lainya, 15 listopada 2015r.

Drugi tydzień powoli mija od powrotu do Sudanu Płd. po urlopie. Pochowaliśmy kolejną osobę, ale na szczęście była to śmierć naturalna. Jak na nasze warunki Madaline dożyła sędziwego wieku 63 lat. Choroby, wojny, brak odpowiedniego wyżywienia i ograniczona działalność służby zdrowia powodują, że oczekiwana długość życia jest znacząco poniżej średniej w Polsce. Zdarza się, że często umierają osoby po czterdziesce.

W czasie mej nieobecności zmarło wiele osób, w tym tata jednej młodej dziewczyny o imieniu Kiko, która śpiewa w naszym kościelnym chórze Druga śmierć jeszcze bardziej tragiczna, gdyż Christina wcześniej straciła ojca a teraz w ostatnim czasie mamę. Została sama z jeszcze młodszym braciszkiem. Mając 14 lat musi teraz go wspierać. Z pewnością klan ją wspomaga, ale ciężko być sierotą w tak młodym wieku.

Ostatnie dni przygotowują nas w czytaniach do Adwentu i do spotkania z Bogiem. Nie wiemy, kiedy on nastąpi dla nas. Jest on coraz mniej przewidywalny w Sudanie Płd., ale ostatnie wydarzenia z Francji pokazują nam, że również w Europie. Jak ważne jest zjednoczenie z Jezusem i pojednanie z innymi zanim nas ten czas zaskoczy.
Powoli zbliżamy się też do roku miłosierdzia, który oficjalnie rozpocznie się 08 grudnia, ale w Afryce, a konkretnie w Republice Środkowej Afryki zacznie się już pod koniec listopada, gdy papież Franciszek otworzy symboliczne wrota miłosierdzia w stolicy tego kraju, a naszego sąsiada targanego wewnętrznymi konfliktami.

Może jest to czas dla nas aby otworzyć się na łaski płynące z Bożego Miłosierdzia. Jeszcze jest czas dla nas, dla Afryki i Sudanu Płd. aby zawołać wraz z Dobrym Łotrem „Jezu wspomnij na mnie (na nas) gdy przyjdziesz do swego królestwa”(Łk 23:42). Jezu spójrz z łaskawością i miłosierdziem na zmagania człowieka i obdarz nasze czasy pokojem.

Z nadzieją otwarcia świata, Sudanu Płd. i siebie na Boże Miłosierdzie,

o. Andrzej Dzida, SVD

środa, 11 listopada 2015

Lainya, 11 listopada 2015r.
Drodzy Przyjaciele;
Od pożaru naszej misji w Lainya minęło już prawie 8 miesięcy. Dzięki pomocy ludzi dobrej woli udało się odbudować domki … a nawet są w nieco lepszym stanie niż poprzednio:) Domki stały się też bardziej ognioodporne (jedynie w 2 chatkach nie zmieniliśmy słomy na blachę). Zmiana zadaszenia ma swoje plusy i minusy. Na pewno do korzyści należy stałość konstrukcji (termity, deszcze, wiatry itp.) natomiast w porze suchej chatka szybciej się nagrzewa, a przy deszczowej bardziej słychać dudnienie wody o blachę. Ale suma sumarum jesteśmy zadowoleni z tego co teraz mamy … co widzicie też na zdjęciach:)

Powoli pora deszczowa się kończy i będziemy rozpoczynać porę suchą z nową nadzieją. Po deszczu możemy czasami zaobserwować piękną tęcze, która za czasów Noego była symbolem nowego przymierza Boga z ludźmi. Symbolizuje, że nigdy nie będzie całkowitej zagłady czy potopu, pomimo niedoskonałości człowieka i zła, któremu ulega. Bóg mówił do Noego „łuk mój kładę na obłoki, aby był znakiem przymierza między Mną a ziemią (…) (Rdz 9: 13 nn). Mamy nadzieję, że ten symboliczny łuk na niebie zapowiada też koniec wojny domowej w Sudanie Płd. 

Dzisiaj w Polsce obchodzimy Dzień Niepodległości i dobrze by było aby taka niepodległość uzyskana przez Sudan Południowy była również darem dla plemion afrykańskich zamieszkujących tę piękną ziemię. To już 4 lata od uzyskania niepodległości, w tym dwa lata konfliktów między plemiennych i walki o władzę. 16 listopada ma wejść w życie porozumienie pokojowe, które może być nie tylko „papierowym porozumieniem” a czymś więcej. 

W roku jubileuszowym, roku miłosierdzia prosimy o łaskę przejrzenia, otwarcia serc na pojednanie i zjednoczenie w Jezusie. Aby jak Noe dostrzegł łuk na niebie, tak i my dostrzegli nie tylko ten znak, ale siebie nawzajem jako dzieci jednego Boga, a Miłosierny Bóg dostrzegł cierpienie i zmagania człowieka. „Gdy zatem będzie ten łuk na obłokach, patrząc na niego, wspomnę na przymierze wieczne między mną a wszelką istotą żyjącą w każdym ciele, które jest na ziemi” (Rdz 9:16).

Ze swojej strony oprócz próby ożywienia życia duchowego i wspólnotowego, będziemy się starali wybudować „Dom Nadziei”, czyli świetlicy dla dzieci i młodzieży. Jeśli na to warunki pozwolą będziemy się starali przygotować teren i rozpocząć budowę pod koniec listopada br. Jak wiemy udało się już nam zebrać kwotę 20.443,40 USD z czego się bardzo cieszymy i dziękujemy wszystkim dobrodziejom. 

Jednakże szacunkowa kwota budowy Domu Nadziei to ok. 1,000,000 funtów sudańskich (czyli po kursie czarnorynkowym ok. 100,000 USD). Wierzymy jednak wspólnymi siłami uda się nam ten dom wybudować i nie będzie to tylko budynek, a miejsce spotkań i budowania wspólnoty przez młodych ludzi, którzy będą przyszłością Sudanu Płd. W najbliższym czasie zaprezentujemy koncepcję budowy i listę dotychczasowych dobrodziejów. 

Dziękując dzisiaj w szczególności św. Marcinowi za dzielenie się szatą i dostrzeżenie ubogich wśród nas starajmy się i my dostrzec Jezusa w najmniejszych.

Bardzo dziękuje wszystkim za złożone dary, „serce dla Sudanu”i modlitwę.

W miłości Słowa Bożego,
o. Andrzej 


wtorek, 10 listopada 2015

Powrót do Sudanu Płd



Lainya, Sudan Południowy,10 listopada 2015r.


Drodzy Przyjaciele;


To już tydzień od mojego przybycia do Sudanu Południowego po urlopie w Polsce … i nie tylko:). Cieszę się, że z wieloma z Wami mogłem się spotkać osobiście. Dziękuję Wam za modlitwę, wsparcie, dobre słowo i nie tylko … Podczas pobytu w Polsce mogłem się radować otwartością Waszych serc, jak również polskim schabowym, sernikiem, rogalami marcińskimi (…), a Wy termitami z Sudanu Płd. Myślę, że było warto przywieźć je … jednakże smak polskich potraw jest nieco inny … a na co dzień ich nie doświadczam. W każdym razie po powrocie moi współbracia i siostry z Yei, stwierdzili, iż bardzo dobrze wyglądam :) Im również przywiozłem trochę czekolad, salami czy kabanosów … żeby też trochę lepiej wyglądali po przebytych malariach czy tyfusie. Dzięki darowi SP 3 z os. Piastowskiego w Poznaniu udało się uradować dzieci słodyczami pochodzącymi ze szkolnego sklepiku.

Oprócz pyszności udało mi się zakupić kombinezon motocyklowy, z kaskiem i dodatkowym wyposażeniem (co ułatwi mi bezpieczniejszą podróż do poszczególnych stacji misyjnych), odzież, obuwie i parę innych rzeczy, które uległy spaleniu podczas pożaru naszej misji w marcu tego roku.

Udało mi się też przywieźć różańce, szaty liturgiczne, obrazy ( w tym obraz św. Rodziny dar z Sanktuarium św. Józefa w Kaliszu, obrazy Jezusa Miłosiernego i wiele innych), które będą służyć rozpowszechnianiu kultu miłosierdzia Bożego na terenie naszej parafii św. Rodziny w Lainya z 38 stacjami bocznymi. Jak widzicie wiele rzeczy udało się zmieścić do bagażu, który szczęśliwie dotarł do Sudanu Płd. Jest to o tyle tutaj ważne, że nie mamy tutaj poczty.

Dzięki Waszej ofiarności udało się już zebrać kwotę 20.443,70 USD na budowę Domu Nadziei, świetlicy dla dzieci i młodzieży w Sudanie Płd. Kwota ta została już przelana na nasze konto w Sudanie Płd. 

Gdy dotarłem tydzień temu do Lainya zauważyłem, iż w ludziach jest coraz mniej energii. Zmęczeni barakiem stabilności, bezpieczeństwa, chorobami i ograniczonymi zasobami żywności nie myślą za bardzo o przyszłości, ale o przeżyciu kolejnego dnia. Pewna anarchia wynikająca z walk pomiędzy siłami rządowymi i rebeliantami, przyczyniła się do braku bezpieczeństwa na drogach, gdzie nastąpiło coraz więcej rabunków z zabójstwami włącznie (w szczególności w okolicach Dżuby). Braki paliwowe przyczyniły się do destabilizacji kraju i problemów żywnościowych w niektórych miejscach.

W naszej okolicy w sąsiedniej parafii w Wondruba, oddalonej tylko 30 km od nas doszło do eskalacji konfliktu. Miejscowa ludność została oskarżona o sprzyjanie rebeliantom. Kilkanaście osób zginęło, a reszta uciekła z zamieszkiwanych przez siebie terenów. Każda osoba, która zostaje na terenie tego rejonu jest traktowana jako rebeliant i może być zastrzelona bez ostrzeżenia, nawet jeśli nie ma broni. Jedynie 2 ojców i 1 diakon pozostali w Wondruba i pomagają z zaopatrzeniem w lekarstwa, żywność i dowozem do szpitala. Trudno określić liczbę ludności, która przemieściła się do Lainya, ale jest to 12-15 tys. ludzi. Część z nich powędrowała dalej, ale większość jest w naszym miasteczku. ONZ planuje budowę miejsca dla uchodźców w sąsiedztwie naszej parafii, jeśli sytuacja nie ulegnie poprawie. Parę dni temu pojawili się przedstawiciele ONZ (wraz z żołnierzami na terenie naszej parafii) i rozmawiali z proboszczem parafii Wondruba, który przywiózł do nas 2 chorych współbraci.

Nadzieją na lepsze jutro jest podpisane porozumienie pokojowe, które ma wejść w życie od poniedziałku 16 listopada. Problemem może być powstanie kolejnych stanów (ich ilość zwiększa się z 10 do 28), rozdrobnienie i podział wpływów, a także proponowane parytety udziału wojsk rządzących i sił opozycyjnych w nowym systemie bezpieczeństwa.

Prosimy o Waszą modlitwę w intencji pokojowych rozwiązań w Sudanie Południowym.

Z wdzięcznością za czas spędzony w kraju i z pamięcią w modlitwie,

o. Andrzej Dzida, SVD

niedziela, 8 listopada 2015

Trudna wolność Sudanu Południowego

Z o. Andrzejem Dzidą, werbistą pracującym od dwóch lat w Sudanie Południowym
rozmawia ks. Jarosław Czyżewski
Nie ukrywam, że czuję się dosyć niepewnie ze względu na ten mały słoik, który znajduje się między nami…
– Są w nim przywiezione z Sudanu Południowego termity, jadalne, bardzo pyszne, smakują jak chrupki albo chipsy, są bardziej zdrowe, także polecamy je nawet dzieciom. W Sudanie to miejscowy przysmak.
Myślę, że ten wywiad musiałby bardzo długo potrwać, żebym dał się skusić na termita, ale może mnie Ojciec jeszcze przekona… W ostatnim czasie media informują, że sytuacja w Sudanie Południowym jest na tyle trudna, że część organizacji międzynarodowych, a także misjonarze opuszczają ten teren. Jest tak źle?
– Państwo Sudan Południowy zaistniało dopiero cztery lata temu, po odłączeniu się od Sudanu. Obecne problemy to zaszłości, które powstały z islamizacji kraju po VI wieku; potem nastąpiła brytyjska kolonizacja w XVIII-XIX wieku, kiedy to pojawiło się chrześcijaństwo w postaci anglikanizmu i wreszcie w latach 50. XX wieku powstaje – nie uwzględniając jednak interesów południa, tzn. odrębności i kultury, i historii – niepodległe państwo Sudan. Na południu Sudanu, który dzisiaj jest Sudanem Południowym mieszka ludność typowo afrykańska, natomiast na północy głównie ludność arabska. Na tym tle pojawiają się konflikty.

Ale sytuacje problemowe rodzą się także w samym Sudanie Południowym?
– Tak, nie miał on bowiem wcześniej własnej tożsamości. Zamieszkuje go 13 głównych plemion i – w zależności jak to liczyć – od 100 do 200 grup etnicznych, jest to więc taki kocioł różnych kultur, podkultur i własnych tradycji. Ponieważ mieszkańcy nie mieli wcześniej własnego państwa, nie wiedzą jak się zachowywać – dotąd każdy miał każdy miał swoje plemię, w obrębie którego chciał jak najwięcej zyskać albo chciał przetrwać. Kolejnym problemem jest to, że każdy chce mieć przedstawicieli w nowym parlamencie, a nie jesteśmy w stanie umieścić w nim wszystkich grup etnicznych. Dalej: na północy Sudanu Południowego są złoża ropy naftowej, którymi są zainteresowane także inne państwa, w związku z tym ten konflikt się wzmaga.
Z kolei od grudnia 2013 roku mamy silny konflikt między plemieniem Dinków i Nuerów. Z tego pierwszego pochodzi prezydent Salva Kiir Mayardit, natomiast Nuerowie są reprezentowani przez Riek Machara, największego opozycjonistę, czy jak powiemy rebelianta. Od tego czasu toczą się rozmowy pokojowe w różnych miejscach: w Addis Abebie w Etiopii i w Nairobi w Kenii, ale nie przynoszą rezultatu. Dlaczego? Bo mamy owe odrębności kulturowe, odrębności historyczne i nawet jeśli przedstawiciel jednej grupy zgodzi się na pewne zastrzeżenia, pobratymcy z plemienia mogą mu zarzucić zdradę – i może się to dla niego różnie skończyć
Jest nadzieja?
– Trzeba ją mieć. Także pamiętając o historii innych narodów po odzyskaniu niepodległości – choćby i USA, gdzie była wojna secesyjna i różne problemy. Musimy więc patrzeć z perspektywy: to jest młode państwo, które dopiero raczkuje. Czy przetrwa w takich granicach, czy też będą inne rozwiązania – tego nie wiemy.
Czy w takim razie jest coś, co jednoczy mieszkańców Sudanu Południowego?
– Tak, to chęć bycia niezależnym od Sudanu. Po uzyskaniu niepodległości w 2011 była wielka radość, że żyjemy w wolnym państwie, nie jesteśmy uzależnieni od kultury arabskiej, że nie ma islamizacji. To na początku bardzo łączyło, ale później pojawiły się pewne interesy plemienne, klanowe, rodzinne. Niestety brakuje tutaj kultury rozwiązywania sporów. Biskupi Sudanu i Sudanu Południowego przestawiają różne listy podkreślając rolę przebaczenia, które jest możliwe jedynie w Chrystusie. Na razie Sudańczycy południowi szukają tego rozwiązania gdzie indziej, ale mamy nadzieję, że w pewnym momencie dojdą do przekonania, że jest to możliwe.
Liczycie się z tym, że taka trudna sytuacja sprawi, że możecie nie wrócić do Sudanu po urlopie?
– Musimy być z tymi ludźmi, bo oni potrzebują naszego wsparcia, nawet jeśli za wiele nie możemy dla nich zrobić. W marcu tego roku nasze domy zostały podpalone. Różne sytuacje się zdarzają, ale to nie powinno nas zniechęcać. Misjonarz to nie pracownik socjalny. Nawet jeśli pewne grupy opuszczają teren Sudanu Południowego, misjonarze powinni tu być. Co prawda w latach 60. państwo sudańskie, czyli jeszcze wtedy w całości pod panowaniem Arabów, wydaliło wszystkich misjonarzy, ale mam nadzieję, że teraz do tego nie dojdzie, gdyż Sudan Południowy jest obecnie państwem głównie chrześcijańskim. Wyznawcy Chrystusa stanowią co najmniej 50% ludności.
Co jest najtrudniejsze w przyjęciu wiary katolickiej?
– W kulturze arabskiej, w której poprzednio wyrastali, obecna jest silnie poligamia. Nasze społeczeństwo jest na szczęście bardzo młode, 65% to dzieci i młodzież poniżej 18 roku życia. Zatem jeśli zaczniemy współpracować z dziećmi i młodzieżą, pokazywać im nową drogę, inny model, który sprawi, że będą mogli być ze sobą szczęśliwi, to może coś z tego wyniknie. Natomiast wracanie do przeszłości i próbowanie czegoś na siłę nie zawsze może przynieść dobre efekty. Dlatego też postanowiliśmy wybudować z pomocą Fundacji Dzieci Afryki centrum dla dzieci i młodzieży, w którym będą dwa pomieszczenia do zabaw, jedno dla dzieci, drugie dla młodzieży i dwa pokoje: jedno na miejsce spotkań, drugie do studiowania. Do projektu budowy Domu Nadziei włączyła się też Archidiecezja Poznańska (woreczek ryżu) i poszczególne parafie w Poznaniu oraz Sanktuarium św. Józefa w Kaliszu. Mam nadzieje, że to jest właśnie ta nadzieja na przyszłość w Sudanie Południowym. Nie możemy tylko koncentrować się na zamieszkach, lepiej spojrzeć w przyszłość, zainwestować w dzieci i młodzież.
Jaka była ojca droga do Sudanu Południowego? I nie chodzi mi oczywiście o podróż.
– Człowiek odkrywa Boga w różnych wydarzeniach i spotkaniach. Jako młody chłopak nie czułem się powołany do kapłaństwa. Gdy miałem 12 lat, pojechałem do sanktuarium maryjnego w Licheniu i tam podczas spowiedzi ksiądz zapytał: Czy nie chciałbyś być kapłanem? Przestraszyłem się, mówię: nie, nie, no i wtedy zacząłem się modlić na różańcu o dobre dziewczyny i dobrą żonę (śmiech). Studiowałem, pracowałem w banku, w pewnym momencie postanowiłem pojechać w podróż dookoła świata. Będąc w Meksyku, w Guadalupe, odmawiałem Anioł Pański. Zatrzymałem się na słowach „Oto ja, służebnica pańska” – i zabrakło mi słów. Uśmiechnąłem się i mówię: „Dobrze, Jezu, niech się dzieje wola Twoja, a właściwie Twojego Taty, niech będzie tak, zawsze mi błogosławisz”. Poczułem w sercu, że to jest jednak powołanie do kapłaństwa, do bycia misjonarzem. W dalszej części podróży z kolei w Indonezji spotkałem cztery muzułmanki. Podeszły do mnie i pytały: „Czy jesteś szczęśliwym człowiekiem? Co to znaczy szczęście, czy każdy człowiek na ziemi jest szczęśliwy? I wreszcie: czy wszyscy ludzie na ziemi mogą być szczęśliwi?”. Te pytania we mnie zostały. Wróciłem do pracy w banku, chciałem uspokoić sumienie, ale czułem, że to nie to. Pewnego dnia włączyłem telewizor – akurat emitowany był program o ojcu Marianie Żelazku, który pracował wśród trędowatych w Indiach. Wtedy stwierdziłem, że jeśli są jeszcze tacy ludzie jak on, to znaczy, że da się żyć wartościami ewangelicznymi. Złożyłem podanie do werbistów i tak Pan Bóg mnie poprowadził do Sudanu.



niedziela, 15 marca 2015

Pożar

Moi Drodzy Przyjaciele! W nocy z wtorku na środę o 2.15 w nocy nasze trzy domki, w których mieszkaliśmy w Lainya w Sudanie Południowym zostały spalone. W czasie głębokiej nocy nagle się obudziłem i zobaczyłem spadający ogień wraz z trawa z mojego dachu. Wybiegłem na zewnątrz, ale nic nie można było zrobić, gdyż ogień rozprzestrzeniał się w zawrotnym tempie. Jeszcze nigdy nie widziałem tak szybko przemieszczającego się ognia, który strawił kompletnie wszystko w kilka minut. Już po minucie nie można było wchodzić do środka, bo cały dach a raczej paląca się trawa opadała na wszystko. Paląca się moskitiera, łózko, stół, szafa i mnóstwo książek potęgowały ogień. W sąsiednim domku lub raczej afrykańskiej chatce o. Prafula z Indii tez był ogień, ale nieco wolniej trawił łatwo paląca się trawę na dachu. Kolejny domek, który uległ spaleniu to domek o. Bernarda z Konga, co ciekawe nie sąsiadował z nami, ale był oddzielony chatka o. Francisa, który przebywał do piątku na leczeniu w Indiach. Inne domki w tym brata Vincenta z Indonezji (przebywającego na leczeniu w Kenii) i budynki gospodarcze nie uległy spaleniu. 

 Jest to nieco zaskakujące, ze całkowitemu spaleniu ulegają tylko te budynki, w których spaliśmy tej nocy tj. o. Prafula, o. Bernarda i mój (o. Andrzeja). Tajemniczy ogień raczej nie mógł przeskoczyć nad domkiem o. Francisa lub go ominąć (gdyż tej nocy nie było dużego wiatru) i spalić chatkę o. Bernarda. Kolejne pytanie o to skąd ogień w środku nocy. Dwa dni wcześniej o. Bernard słyszał jakieś kroki o podobnej porze pomiędzy 2.00 a 3.00 w nocy, ale nie przywiązywaliśmy do tego zbytniej uwagi, bo rożne odgłosy można usłyszeć w Sudanie Płd. 

Nie wiemy czy to było celowe podpalenie, ale pożar trzech rożnych domków, w tym jednego oddalonego (przedzielonego domkiem który nie uległ spaleniu) daje do myślenia. Tym bardziej, ze to były jedyne domki, w których spaliśmy. Mogliśmy wiec spłonąć żywcem. Na szczęście cało wyszliśmy z tych opresji. Ja mam mały znak oparzenia na szyi i lekki na głowie, ale nie jest to nic poważnego. Pozostałym ojcom nic się nie stało. Miejscowi chrześcijanie pomogli przy gaszeniu pożaru, albo raczej powstrzymaniu jego rozprzestrzeniania, gdyż trzy chatki uległy kompletnemu spaleniu. Nad ranem przyjechała policja i spisała protokół. Miejscowi parafianie zaczęli przychodzić z płaczem i kondolencjami, a niektórzy tylko z nami siedzieli, aby być w tym trudnym momencie razem z nami. Czasem bycie razem, nawet w milczeniu więcej znaczy niż słowa. W środę rano poprosili mnie o celebrowanie mszy św. 
Nie miałem żadnej alby a stula tez dobrze się nie prezentowała na mojej przypalonej koszulce i spodniach, ale nie to było najważniejsze. Msze św. celebrowałem jako znak wdzięczności za nasze życie. Jednocześnie wspomniałem, ze jesteśmy tu by być razem, a kruchość życia przypomina nam o konieczności bycia bliżej Boga i ludzi, bo nie wiemy jak długo jeszcze będziemy żyć. Złączeni w modlitwie „Ojcze nasz” i wspólnym śpiewie przeżywaliśmy razem wspólnotowa Eucharystie. 
Po mszy pojawili się przedstawiciele diecezji i rozpoczęliśmy składanie raportów i wizyt (od Annasza do Kajfasza). Poprzez lokalny Payam (coś w rodzaju urzędu miejskiego) udaliśmy się do Pani Comissionare (coś w rodzaju Wojewody). Comissionare była bardzo wzburzona, gdyż za jej kadencji a także jej dwóch poprzedników nie było takiego zdarzenia i obiecała pomoc w wyjaśnieniu tego zdarzenia. Po złożeniu raportu policji udaliśmy się do naszego domu ... lub raczej spalonego domu. Na szczęście dwie chatki, które nie uległy spaleniu były wolne. 
 Odwiedziły nas tez nasze Siostry Werbistki z Yei i udzieliły nam wsparcia. Ich dom jak również diecezji jest dla nas otwarty, za co jesteśmy wdzięczni. Bardzo mile gesty spotkały nas ze strony miejscowych parafian. Wspólnota ofiarowała nam materace a kobiety z akcji katolickiej przyniosły nam pościel. Będąc w mieście szukałem paska, gdyż moje przypalone spodnie trzymały się tylko na sznurku i gdy chciałem płacić podbiegła jedna dziewczyna, która koniecznie chciała zapłacić za mnie. 
Następnie w drodze powrotnej zatrzymała mnie kolejna kobieta, która chciała mi kupić spodnie. Jak się okazało, przypalenie moich spodni było większe niż mi się wydawało ... i było tez widoczne dla innych. W każdym razie kupiła mi parę spodni używanych z drugiej reki. Bardzo się cieszyłem tymi miłymi gestami ze strony tych biednych i prostych ludzi, którzy w przeróżny sposób okazywali swoja sympatie i współczucie. W piątek celebrowaliśmy wspólnie Drogę Krzyżową na miejscowej kalwarii zrobionej dzięki Waszemu wsparciu z Polski. Dla mnie tez to był dobry dzień, gdyż wrócił nasz „Mission Superior” (po 3 miesiącach leczenia w Indiach) ... tak wiec jako „Vice Mission Superior” będę miał mniej papierkowej pracy i raportów. Prosimy Was o wsparcie modlitewne. Dziękujemy za dobre słowa i solidarność płynącą z Polski i całego świata, 
o. Andrzej Dzida, SVD

czwartek, 29 stycznia 2015

Rok szkolny


Błogosławieństwo (o.Bernard z Konga) na nowy rok szkolny ... każdy przyniósł to co ma ... zeszyt, długopis ...