środa, 24 października 2018

Czy jestem misjonarzem?


Lodonga, 24 października 2018r.

W niedzielę 21 października obchodziliśmy niedzielę misyjną, ale wciąż jesteśmy w tygodniu misyjnym. W tym roku tydzień, a już na następny rok papież Franciszek zapowiedział miesiąc misyjny, a przecież tak naprawdę jesteśmy wezwani, aby być misjonarzami przez cały rok, przez całe nasze życie … i to od momentu naszego chrztu świętego. Szczególnie w tym roku cieszymy się, że na naszych misyjnych drogach towarzyszy nam święty Jan Paweł II, jeden z największych pielgrzymów i misjonarzy świata. Papież docierając do każdego z 129 krajów świata całował ziemię i prosił o odnowienie oblicza ziemi, tej danej ziemi przez Ducha Świętego. Tylko przez moc i łaskę Ducha Świętego nasza ziemia, nasze serca mogą zostać odnowione. Jest to szczególnie widoczne wśród naszych uchodźców w Ugandzie, jak i w samym Sudanie Płd. Bez ożywczej miłości Boga, bez jego nieskończonego miłosierdzia nic nie możemy zrobić, jak to w dzień wspomnienia św. Jana Pawła II czytaliśmy „a Bóg będąc bogaty w miłosierdzie, przez wielką swą miłość jaką nas umiłował, i to nas, umarłych na skutek występków, razem z Chrystusem przywrócił do życia – łaską bowiem jesteście zbawieni” (Ef 2, 4-5). Jak pokazało życie naszego wspaniałego rodaka tylko przez niego możemy być być bliżej drugiego człowieka, jeśli nie będziemy się lękać i otworzymy drzwi Chrystusowi.



Przeciwieństwem tego jest postawa zamknięcia na innych z ostrzeżeniem Ewangelii (z dnia 22.10), przed gromadzeniem bogactw tylko dla siebie, co powoduje naszą śmierć duchową i fizyczną. „Tak się dzieje z każdym, kto skarby gromadzi dla siebie, a nie jest bogaty u Boga” (Łk 12,21). Gdy nie umiemy dzielić się miłością jako dzieci miłosiernego Boga, to powoli nasze serce staje się oziębłe, zamarza, nic nie czuje jak w bajce o Królowej Śniegu.
Na szczęście każdy z nas jest wezwany do bycia misjonarzem, bogatym w dzieleniu się miłością Jezusa. Nie potrzeba do tego przemierzać dalekich dróg do nieznanych krajów, gdyż nasza modlitwa, nasze wsparcie przekracza wszelkie granice. Nasze uczynki i zaufanie Jezusowi, pozwala być misjonarzami w naszych miejscach. Będąc w niedzielę misyjną, w kaplicy św. Piotra i Pawła wśród plemienia Nuer, cieszyliśmy się z dzielenia się swoim świadectwem „małych misjonarzy” (Kizito), wielu Mam z Akcji Katolickiej i wielkiej radości z codziennego różańca w tej kaplicy (w październiku). 

 
S.Dorothea z Indonezji i S. Francesca Ratajczak z Polski wprowadzają do 'małych misjonarzy' chłopca (uchodźcę z Sudanu Płd.)

Ponadto każda wspólnota, z poszczególnych kaplic organizuje tzw. „team work”. Grupa około 10-15 osób chodzi przez tydzień od domu do domu, czasami do szpitali i innych instytucji z modlitwą, śpiewem i radosną nowiną o nieskończonym Bożym Miłosierdziu, które wyzwala nas z grzechów. Niektóre kaplice poprosiły o fragmenty Pisma Świętego, które są czytane i są inspiracją do otwarcia na Jezusa i jego mocy uzdrowienia poranionych w czasie wojny serc. W tym roku zaproponowałem fragment o Kainie i Ablu (jako źródła i narastania grzechu pomiędzy braćmi Rdz4,1-16); nieskończonej miłości i bliskości Boga, który troszczy się o nas jak o swoje dziecko i wzywa nas do przemiany (Oz 11,1-4) i ewangelię o „miłosiernym ojcu”, który daje nam wolną wolę, czeka i wybiega nam na spotkanie, jeśli tylko zrozumiemy, że zabłądziliśmy ale z nim możemy być szczęśliwi (Łk 15, 11-32).
Każdy z nas jest jednak misjonarzem, gdy dzieli się tym co najlepsze, uczynkami miłosierdzia, drobnym gestem czy uśmiechem. 

 
Jest radość po dołączeniu do 'małych misjonarzy'

Bardzo się cieszę, że dzisiaj w moim mieście Poznaniu, odbywa się zakończenie konkursu o o. Marianie Żelazku, także poznaniaku, który mówił „nie trudno jest być dobrym, wystarczy tylko chcieć.”


   Wiele dzieci z około 30 szkół z całej Polski miało szansę zainspirować się jego postawą, a kolorowanki i komiksy pomogły dotrzeć do nowej grupy „małych misjonarzy”. Być może nie mogłem fizycznie uczestniczyć w wielu wydarzeniach związanych ze 100 leciem narodzin o. Mariana. Jednakże mam nadzieję, że dzięki pracy wielu ludzi dobrej woli, jak moja siostra Honorata, otworzy się wiele nowych serc na Chrystusa, a mali misjonarze nie tylko z Papieskich Dzieł Misyjnych będą bardziej widoczni w szkole, w domu i na podwórku.



Jan Paweł II i o. Marian Żelazek dwaj różni misjonarze, jednakże obaj swoim życiem wskazującym na Jezusa. Mam nadzieję, że jak o. Marian był tą osobą, który pociągnął mnie do odnalezienia żywego Słowa Bożego, również Ciebie otworzy jeszcze bardziej jego postawa do bycia dobrym, do bycia misjonarzem w miejscu, którym jesteś, a może w nowym miejscu, do którego Pan Cię wzywa.
„Temu zaś, który mocą działającą w nas może uczynić nieskończenie więcej niż to, o co prosimy czy rozumiemy. Jemu chwała w Kościele i w Chrystusie Jezusie po wszystkie pokolenia wieku wieków. Amen” (Ef 3, 19-20).
W miłości Słowa Bożego,
o. Andrzej Dzida, SVD

niedziela, 14 października 2018

Październik- Maryja, misje i młodzi


Jak wiecie posługujemy wśród uchodźców z Sudanu Płd. w Ugandzie, jednakże jesteśmy również z ludnością lokalną, żyjemy z nią i na ich terenie. Niekiedy pojawia się okazja, aby Ugandyjczycy w Lodonga odczuli naszą obecność. Taką okazją była pierwsze spotkanie młodych zorganizowane przez naszą siostrę Trie, SspS z Indonezji. Nasza siostra jest zaangażowana w duszpasterstwo młodych w miejscowej parafii, która jest jednocześnie Bazyliką Mniejszą pod wezwaniem Matki Bożej Królowej Afryki. Oczywiście inne siostry oraz współbracia chętnie przyłączyli się do tej wspaniałej inicjatywy.

 
Nasza grupka sióstr i braci z rodziny Arnoldowej z miejscowym wikariuszem przed Maryją

Miesiąc październik jest szczególnym czasem, aby przybliżyć się do Boga przez Maryję. Zbliżający się tydzień misyjny, jak i wspomnienie „papieża misjonarza pielgrzyma” św.  Pawła II na pewno sprzyjają takim inicjatywom. Spotkanie, które miało miejsce  w dniach 12-14 października przyciągnęło grupę około 100 młodych z Lodonga i okolicznych kaplic.
Skromny początek, ale przecież nawet czuwania w Pieniężnie nie zaczynały się od przeogromnej liczby osób. Młodzi byli szczęśliwi, że ktoś pomyślał o nich, bo nie mieli jeszcze takiego spotkania. Centralnym punktem była modlitwa połączona z różańcem misyjnym. Specjalnie przygotowany ołtarz z kolorowymi kokardami spływającymi jak strumienie łask i miłosierdzia, został przygotowany wspólnie przez o. Wojciecha Pawłowskiego i sr. Francescę Ratajczak. Ponadto udaliśmy się z pięcioma  grupami podzielonymi na poszczególne kontynenty, opasanymi w kolor misyjny reprezentujący daną dziesiątkę różańca. 

 
Sr. Francesca i o.Andrzej wprowadzają grupę 'europejską', kolor biały różańca misyjnego, a za nim grupa czerwona z Ameryki

Ciekawym dla mnie doświadczeniem było widzieć Afrykańczyków modlących się za Europę i poszczególne kontynenty. Być może jest spowodowane tym, że jesteśmy przyzwyczajeni, że to my modlimy się za cały świat, a w szczególności Afrykę. Jednakże jest miło doświadczyć wspólnej modlitwy za Europę, Polskę … gdzieś daleko od domu, a jednak tak blisko poprzez modlitwę. Młodzież prowadzona przez siostry i współbraci docierała pod figurę Matki Bożej z dzieciątkiem Jezus, a o. Wojtek przyjmował kolejne kokardy umieszczając je pod figurą i zapalając kolejne świece, światła misyjnego, który rozpala cały świat. W tym szczególnym dniu rozpalał Lodongę, w Ugandzie.

 
Wszystkie kolory, czyli cały świat z rozpalonym światłem na modlitwie różańcowej przed Matką Bożą z Jezusem

  Sr. Francesca rozpoczęła pierwszą część Zdrowaś Maryjo po polsku, a młodzież odpowiadała w lokalnym języku Lubara. Cieszę się, że mogłem uczestniczyć w tej pięknej różańcowej modlitwie, mam nadzieję że będzie towarzyszyć młodym nie tylko w tym dniu, ale przez całe życie.
W czasie spotkania młodych była możliwość prezentacji naszych zgromadzeń i założycieli. Wspólnie jako Rodzina Arnoldowa zaśpiewaliśmy pieśni, a pieśnią którą najbardziej poruszyła serca było „Alabare, alabare”. Zresztą nie tylko serca się poruszyły, ale sami młodzi, którzy również wykrzykiwali z nami refren … oczywiście na cześć Pana:). Może nie było to wykonanie „Querido Matias”, ale było blisko, gdyż s. Francesca i br. Vincent grając na gitarze dali z siebie wszystko.
Pomni historii naszego współbrata o. Romiego z Indonezji, postanowiliśmy bliżej przyjrzeć się sylwetce naszego założyciela św. Arnolda Janssena, w odróżnieniu od innego Arnolda. Gdy o. Romy przygotowywał się do bierzmowania, jego proboszcz był bardzo szczęśliwy, iż tak wielu przyjmowało imię Arnolda. Jak się szybko okazało chłopacy przyjmowali tę imię ze względu na Arnolda Schwarzenegera. Nasz Arnold Janssen to jednak mąż wiary, „który uwierzył wbrew nadziei”, iż iskra misyjna zapoczątkowana przez niego, a właściwie przez Jezusa może rozpalić cały świat misyjny. I tak od 1875 roku rozpala 84 kraje, w których jest 6000 współbraci, a ponadto 53 kraje, w których jest ponad 3000 sióstr misyjnych (SspS) i niewidoczne ale jak bardzo obecne modlitwą siostry klauzurowe „różowe” (SspSAP). Tego nie mógł dokonać żaden „terminator”, ale człowiek Boży, przepełniony łaską i wiarą, przy pomocy wielu ludzi o otwartych sercach, z naszej Poszerzonej Rodziny Arnoldowej. Spotykając się gdzieś na Jasnej Górze, czy na spotkaniach misyjnych w poszczególnych miejscowościach, modląc się i obejmując patronatem poszczególne misje i misjonarzy nie wiecie jak piękną posługę misyjną Wy nasi Przyjaciele św. Arnolda wykonujecie. Dzięki Wam również z dalekiej Afryki, dalekiej Ugandy możemy się modlić za Was i za Polskę.

 
Nasza prezentacja o werbistach. Na razie są na etapie rozróżniania pomiędzy św. Arnoldem Janssenem a Arnoldem Schwrzenegerem.

Było też dużo radości podczas gier i zabaw, a w szczególności podczas meczu piłki nożnej. Kulminacyjnym momentem w późnych godzinach wieczornych była ceremonia ognia, ognia miłości, symbolu światła Chrystusa, który rozpala cały świat.

 
Rozpalamy płomień miłości, a młodzież przychodzi z życzeniami bycia lekarzem, siostrą, bratem, kapłanem itd.
   Przy okazji młodzi wypowiadali swe życzenia na przyszłość, a zapisane na kartkach, zanurzali w ogniu miłości Chrystusa. Wielu z nich chce zostać lekarzami, inni nauczycielami, a nie brakło też młodych którzy chcą zostać bratem, siostrą czy kapłanem. Ich życzenia powierzam również Wam w modlitwie. Zapytajmy się siebie nawzajem, czy ten ogień jest w nas, stale nas rozpala. Pytajmy się siebie jak uczniowie z Emaus „czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał?” Moi drodzy przyjaciele, wszyscy jesteśmy w drodze, jak nasz papież „pielgrzym” Jan Paweł II. Miejmy nadzieję, że nasza droga będzie tą na której nie tylko my będziemy widzieli Jezusa, ale inni z nami.

środa, 10 października 2018

Trzej Przyjaciele … z misji.


 Dzisiaj 10 października przypada wspomnienie św. Daniela Comboniego. Może nie jest on tak popularnym przykładem misjonarza w Polsce jak w Sudanie czy Sudanie Płd. Niedawno, bo 05 października przypadała 15 rocznica kanonizacji tego wielkiego misjonarza Afryki z dwoma werbistowskimi przyjaciółmi Arnoldem Janssenem (założycielem Zgromadzenia Słowa Bożego) i Józefem Freinademetzem (pierwszym werbistowskim misjonarzem w Chinach). Każdy święty to taki przyjaciel, który się do nas uśmiecha i pomaga nam w codziennych zmaganiach, jak mawiała św. Urszula Ledóchowska. Nie jest przypadkiem, że trzech przyjaciół zostało kanonizowanych w tym samym czasie, gdyż żyli w podobnym czasie a gorliwość misji, głoszenia Słowa Bożego i Dobrej Nowiny przenikała całe ich życie. Tą gorliwością zapalali i do dziś zapalają innych. Daniel Comboni i Arnold Janssen ze sobą wymieniali poglądy w czasie różnych okazji, a ich misja pozwoliła założyć zgromadzenie Kombonianów od Najświętszego Serca Jezusa, Siostry Kombonianki, a także 3 zgromadzenia Rodziny Arnoldowej (Zgromadzenie Słowa Bożego, Sióstr Służebnic Ducha Świętego i Sióstr Służebnic Ducha Świętego od Wieczystej Adoracji). Ta gorliwość i zapał była prezentowana przez Daniela Comboni podczas Soboru Watykańskiego I. Nic nie mogło powstrzymać tego świętego w podążaniu w misji Jezusa, podobnie jak św. Arnolda.
Daniel Comboni urodzony w Lomabardii (Limone, Brescia) na terenie ówczesnego cesarstwa Austro- Węgierskiego rozpoczął szkołę w wieku 12 lat w Weronie, ale był niezwykle uzdolniony językowo (szybko nauczył się arabskiego, francuskiego i angielskiego). W tym młodym chłopaku potrzeba misji była bardzo żywa, a została jeszcze wzmocniona poprzez przeczytanie żywotów japońskich męczenników w wieku 15 lat. Już 3 lata później Daniel złożył przysięgę, iż będzie misjonarzem „na czarnym lądzie”. Oczywiście wypełnienie tej obietnicy zabrało trochę czasu. Najpierw Daniel musiał przyjąć święcenia w wieku 23 lat, a następnie przygotowywał się, zbierał fundusze i odbył pielgrzymkę do Ziemi Świętej.
Daniel nie był osamotniony w swojej misji, gdyż swoim zapałem zaraził pięciu współtowarzyszy ze szkoły. W 1857 wspólnie wyruszyli z Włoch do Sudanu, a po 4 miesiącach dotarli do Chartumu. Misjonarze nie tylko angażowali się pastoralnie, lecz również wykupywali afrykańskich niewolników od Arabów. Następowało tu podwójne wyzwolenie fizyczne i duchowe. Niestety ciężki klimat i choroby, spowodowały iż 3 współtowarzyszy Daniela zmarło, a on sam kurował się w Egipcie, w Kairze, a później przez parę lat w Europie. Nie poddawał się jednak i będąc nauczycielem w tej samej szkole co był uczniem rozpalał nowe serca misyjne. 15 września 1864r. modląc się przy grobie św. Piotra odczytał nową potrzebę „planu powtórnego narodzenia Afryki”. Ten plan przedstawił 4 dni później papieżowi, a jest on nam znany pod hasłem „ocalić Afrykę przez Afrykę”. Po pewnych przygotowaniach i zebraniu kolejnych funduszy znów wyruszył do Afryki. W 1877r. został biskupem na Afrykę Centralną, a 10.10.1881r. zakończył swoje życie służąc innym. W tym czasie w Chartumie panowała epidemia cholery, na którą zmarło ponad 10.000 ludzi.
Jak widzimy na przykładzie św. Daniela Comboni warto mieć swoje marzenia, nawet te w wieku 15 lat, które mogą być później wypełnione. Te nasze marzenia mogą również pociągnąć innych. A jakie są nasze marzenia? A może jakie one były? Jak inspirujemy młodszych? Czy i dziś mogą przeczytać czy usłyszeć o współczesnych świętych?
Obecnie około 1400 Kombonianów posługuje na misjach w 40 krajach świata, a w szczególności w Afryce.
Co łączy Arnolda Janssena z Danielem Kombonim. Wyrastali w wielodzietnej rodzinie i w obu rodzinach Jezus był żywy, a codzienna modlitwa była praktykowana. W rodzinie św. Arnolda Słowo Boże rozbrzmiewało, w szczególności na wspólnej rodzinnej modlitwie w każdą niedzielę, gdzie był czytany Prolog św. Jana o Wcielonym Słowie Bożym. Jak wygląda nasze wspólne życie rodzinne i modlitwa?

Trzeci z naszych przyjaciół św. Józef Freinademetz urodził się w Tyrolu, wtedy należącym do Austro- Węgier, a dziś do Włoch. Podobnie więc jak Daniel Comboni przekraczał kolejne państwa i bariery. Nie bał się przyłączyć do nowego zgromadzenia misyjnego założonego przez Niemca, z pierwszym domem w Holandii i wysłanym zaledwie po 4 latach trwania zgromadzenia do Chin. Józef Freinademetz, jak sam później mówił, opuścił piękne Alpy i swój dom rodzinny, aby udać się w nieznane, do ziemi obiecanej jak Abraham. Daniel Comboni był wybitnym poliglotą, a z kolei Józef Freinademetz mówił, iż uniwersalnym językiem, który rozumieją wszyscy ludzie jest język miłości.
Do dziś ponad 6000 misjonarzy Zgromadzenia Słowa Bożego pracuje w 85  krajach świata, w tym 18 krajach Afryki.
W dniu 05 października nie tylko przypadała 15 rocznica kanonizacji „trzech przyjaciół”, ale też 80 rocznica narodzin dla nieba (śmierci) siostry Faustyny. Módlmy się, aby nigdy nie zaniknął w naszych rodzinach zapał misyjny, a Boże Miłosierdzie rozlewało się na cały świat, w szczególności na Afrykę.

wtorek, 9 października 2018

Komunia, czyli pragnienie wspólnoty i zjednoczenia z Jezusem


W naszym obozie Bidi-bidi jest 5 stref, oprócz Bidi-bidi 1 jest jeszcze Yoyo, Swinga, Abrimajo i Ariva. W każdej strefie znajduje się kilka kaplic, a w nich młodzi ludzie, którzy chcą być bardziej zjednoczeni z Jezusem. Nie zawsze udało im się przygotować do Pierwszej Komunii Świętej w wieku 09 czy 10 lat jak w Polsce. Chociaż w Ugandzie, a szczególnie w naszej diecezji Arua dzieci przygotowują się do tego sakramentu już w wieku 6 lat. Różne jest pragnienie dzieci i różne przygotowanie, jak różne jest zaangażowanie rodziców, katechistów i dzieci. Nie zawsze będą to dzieci podobne do Stanisława Kostki, Dominika Savio, czy Tereski od Dzieciątka Jezusa, ale z Bożą pomocą i wspomnianych świętych próbujemy wprowadzać w ten piękny sakrament zjednoczenia z Jezusem coraz większą grupę dzieci i młodzieży. W ciągu półtora roku 900 dzieci w naszym obozie przyjęło komunię.



Jest to też wynik wcześniejszych zaniedbań spowodowanych ciągłymi wojnami i brakiem stabilizacji w Sudanie, a następnie w Sudanie Płd. Pomimo określonego tak wczesnego przygotowania dzieci do Pierwszej Komunii większość przystępujących to dzieci i młodzież w wieku 12-18 lat. Cieszy to, iż ci najstarsi starają się przygotować jak najlepiej i chcą przystąpić do tego sakramentu, pomimo pewnego opóźnienia nie zawsze wynikającego z ich personalnego zaniedbania. Zdarzało się i do dziś tak się zdarza, iż wiele szkół oddalonych jest od miejsca zamieszkania. W związku z tym dzieci nie wracają codziennie do domu, nawet w weekendy, a tylko w czasie wakacji. Nie zawsze i to jest możliwe, gdyż w obecnej sytuacji większość uchodźców nie ma pieniędzy, tak więc pokrycie kosztów transportu ze szkoły do domu i z powrotem jest pewnym problemem. Oczywiście można wrócić na piechotę, ale przy ograniczonym i nieurozmaiconym wyżywieniu, przy towarzyszącym osłabieniu i chorobach może być kłopotem. Przy niektórych szkołach znajduje się farma i tu dzieci pracując w czasie wakacji otrzymują odpowiednie wyżywienie, którego by nie otrzymały w domu. Częściowo mogą też otrzymać  jakieś wsparcie na opłacenie szkoły, czy książek.Jedynym okresem, w którym większość dzieci przybywa do domu jest okres najdłuższych wakacji od drugiej połowy grudnia do końca stycznia. W tym też okresie dzieci i młodzież mogą uczestniczyć w życiu lokalnej wspólnoty.


Gdy 30 września udzielałem 60 osobom Pierwszej Komunii Świętej wielu już było młodymi ludźmi w wieku 16-18 lat, ale co może być dla nas w Polsce dużym zaskoczeniem były dwie Panie w wieku 50 i 61 lat. Jedna z nich ma na imię Joyce a druga Lona. Może w Was się zrodzić pytanie dlaczego tak długo czekały na ten moment zjednoczenia z Jezusem Eucharystycznym.
Joyce i Lona wyszły za mąż w młodym wieku i było to małżeństwo tradycyjne, bez sakramentu małżeństwa w kościele. Jest to niestety powszechne. Wynika to z tradycji i kultury powiązanej z opłatą „dowry” (wiana ale wnoszonego przez pana młodego). Z reguły jest to opłata, której pan młody wraz z całą rodziną (wujkami i klanem) nie jest w stanie pokryć w całości. Często rodzina panny młodej nie zgadza się na ślub kościelny dopóki nie otrzyma całości, a z kolei rodzina pana młodego, a w szczególności wujkowie oczekują również swojej spłaty. Drugim istotnym problem jest wpływ arabizacji i islamizacji południowych rejonów Sudanu, jak również poligami wśród niektórych plemion afrykańskich, gdzie wielożeństwo jest rozpowszechnione.
Joyce i Lona były wdowami i czekały na ten wielki moment odpowiednio 50 i 61 lat, a jakie jest nasze oczekiwanie. Czy są sprawy, które nam przeszkadzają, ale można je z Bożą pomocą doprowadzić do szczęśliwego finału? Jakie jest moje oczekiwanie na codzienną komunię i zjednoczenie z Jezusem.



Joyce i Lona w dniu Archaniołów Michała, Gabriela i Rafała (29.09) przystąpiły do sakramentu pojednania. Sakramentu miłości i miłosierdzia, aby w kolejnym dniu przystąpić do pierwszej komunii świętej. W naszym życiu często potrzebujemy wsparcia aniołów, świętych i ludzi dobrej woli, ale czasami to my musimy zrobić pierwszy krok, aby to Miłosierny Ojciec, który tak bardzo nas oczekuje wybiegł nam na spotkanie (Łk 15:11-32). Może nie jest to nasza pierwsza komunia, ale kolejna … lecz nie czekajmy tak długo.
Módlmy się za wszystkich, którzy z różnych powodów nie przystępują do sakramentu komunii, aby nie czuli się osamotnieni i znaleźli drogę do pełnej komunii, do pełnego zjednoczenia z Miłością, którą jest Bóg.


poniedziałek, 8 października 2018




Chrzest … a może coś więcej, gdzie miłość nowej Mamy prowadzi do Miłosiernego Ojca.

Sudan Południowy jest nie tylko najmłodszym krajem pod względem powstania (09.07.2011), ale też  jednym  z najbardziej młodych pod względem populacji, gdyż ponad 60% stanowią dzieci i młodzież poniżej 18 roku życia. W naszych 29 kaplicach przez 20 miesięcy zostało ochrzczonych ponad 2300 dzieci. Nie zawsze to są najmłodsze dzieci, gdyż wojna i ciągłe przemieszczanie nie zawsze pozwalają na zadbanie o życie duchowe przez rodziców. Na szczęście po pewnym okresie jako takiej stabilizacji w obozie dla uchodźców rodzice lub samotne mamy przyprowadzają swoje dzieci do kościoła i chcą żeby wzrastały w wierze, mając również nadzieje na lepsze życie dla nich.
Ostatnio przed udzieleniem pierwszej komunii świętej pewna mama wyznała, iż jej córka jeszcze nie otrzymała chrztu. Aseru Faith, która miała już 12 lat przygotowywała się do komunii z innymi dziećmi, ale nie miała o tym pojęcia, gdyż myślała, iż jak inne dzieci otrzymała chrzest jak była mała. Gdy sprawdzałem na liście dzieci przygotowujących się do komunii imiona rodziców okazało się, że nie ma tam imienia mamy Aseru, która poinformowała mnie o braku chrztu. Taty również nie było w kościele. Nasza Aseru jest jednak sierotą, a nowa mama jest jej prawdziwą ukochaną Mamą, ale nie biologiczną. Aseru straciła swoich rodziców w czasie wojny. Na szczęście zaopiekowała się nią sąsiadka i zaadoptowała jak własną córkę.


Jest w naszym obozie wiele takich przypadków, gdzie inne mamy w naturalnym odruchu przygarniają kolejne dzieci, pomimo że mają już spore grono swoich własnych maluchów. Wiele dzieci i rodzin zostało rozproszonych lub zaginęło. Do dziś mają nadzieję znaleźć się w różnych obozach. Tak jak Polacy po Drugiej Wojnie Światowej próbowali się odnaleźć przez Czerwony Krzyż, czy inne organizacje. Gdy mamy około 1,1 mln osób w obozach w samej Ugandzie trudno to zrobić, a potem doprowadzić do zjednoczenia całej rodziny. Tym bardziej, że czasami część rodziny jest gdzieś w Sudanie Płd., część w Ugandzie, a o niektórych nie ma wiadomości.
W przypadku Aseru niestety było wiadomo, że jej rodzice stracili życie. Nie jest łatwo żyć z tą świadomością, lecz nowa Mama towarzyszyła już młodej dziewczynce w integracji z innymi dziećmi oraz w życiu sakramentalnym. Aseru bardzo się rozradowała przyjmując chrzest, a następnie komunię. Medalik i różaniec będą jej towarzyszyły na dalszej drodze, ale znacznie ważniejsza jest miłość i zjednoczenie z Jezusem, które zaczyna odkrywać dzięki miłości nowej Mamy i Dobrej Nowinie o Miłosiernym Ojcu, dla którego jesteśmy zawsze ukochanymi dziećmi.


niedziela, 7 października 2018

Uganda


                                                                                             Lodonga, Uganda, 07 Października 2018r.

Moi Drodzy Przyjaciele 

Mijają dwa miesiące od mojego przybycia do Ugandy. Jest to kraj szybko się rozwijający, chociaż 38% populacji żyje poniżej 1,25 $ na dzień. Ten kraj Płd-Wsch Afryce jest mniejszy od Polski, a jego powierzchnia to 241.038 km2. Natomiast przyrost ludności jest bardzo szybki, a jego populacja jest szacowana na 41.500.000 ludzi. 09 października Uganda będzie obchodziła kolejną rocznicę niepodległości (1962r.). Jest to kraj, który był targany wewnętrznymi konfliktami, puczem a takie nazwiska jak Amin czy John Kony do dziś wzbudzają grozę. Yoweri Museveni rządzi krajem od 1986.
W czasie protektoratu brytyjskiego Uganda przyjęła polskich uchodźców, głównie sieroty, które przemierzały szlak z dalekiej Rosji z armią Andersa. Kraj ten był otwarty również na uchodźców z Sudanu, Konga i Rwandy. Obecnie na terenie Ugandy przebywa ponad 1,1 mln Sudańczyków Południowych, którzy uciekli przed wojną domową.
Jak wiecie w wyniku toczącej się od 2013 r. wojny ponad 3,5 mln osób straciło swoje domy i dobytek, a z tego ponad 2 mln opuściło kraj chroniąc się w sąsiednich państwach.  Również większość naszych parafian z okolicy Lainya, po dotarciu wojny w lipcu 2016 w nasze rejony, znalazło swoje miejsce w obozach na terenie Ugandy. Dlatego od 2017r. Jako werbiści jesteśmy z nimi. Po zakończeniu nauki języka arabskiego w Egipcie, dotarłem z o. Wojtkiem Pawłowskim do Lodonga, które leży ok. 35 km od granicy z Sudanem Płd. Jest to małe miasteczko położone w diecezji Arua, w dystrykcie Yumbe.


Uganda w większości jest krajem chrześcijańskim, ale w naszym dystrykcie dominują muzułmanie. Pomimo tego od od 1927 r. w Lodonga wznosi się kościół Naszej Pani Królowej Afryki, który od 1961r. jest Bazyliką Mniejszą. Dzisiaj 07 października obchodzimy święto Matki Bożej Różańcowej, a w miejscowym kościele różaniec jest odmawiany codziennie.


Jako Zgromadzenie Słowa Bożego posługujemy jednak wśród uchodźców z Sudanu Płd. w największym obozie w Bidi-bidi, który liczy około 275.000 ludzi. Jest on oddalony ponad 20 km od naszego miejsca i ciągnie się przez 25 km. Obóz jest podzielony na 5 stref, a z kolei poszczególne strefy mają swoje kaplice. Obecnie jest nas 4 kapłanów z Indii, Indonezji i Polski oraz jeden brat z Indonezji.


Na naszym terenie znajduje się 29 kaplic oddalonych od siebie w odległości ok.5 km.


Bidi-bidi na szczęście nie przypomina obozu odgrodzonego wielkim płotem i drutami, a raczej przypomina nam znajome miejsca z Sudanu Płd., gdzie tradycyjne chatki z lepianki i słomianego dachu  pojawiają się na horyzoncie. Te chatki wraz z kawałkiem ziemi pozwalają przetrwać trudny czas uchodźstwa w miarę podobnym otoczeniu. Oczywiście jest problem z uprawą ziemi, której za bardzo nie ma dla wszystkich, albo jest niewystarczająca. Co miesiąc jest dostarczana jednak pomoc żywnościowa. Na terenie obozu są też szkoły, które są jednak przepełnione, gdyż jedna klasa w podstawówce potrafi liczyć 200 dzieci, tak więc nie zawsze wszystkie mieszczą się w budynku. Parę klinik, czy szpital znajdują się na terenie obozu lecz nie ma odpowiedniego personelu i leków na malarię czy tyfus. Kolejnym problemem jest sprawa opału (drewna i węgla drzewnego) potrzebnego do spożycia potraw. Dodatkowa wycinka lasu jest przyczyną konfliktu z miejscową ludnością.


Jednak, czego najbardziej nasi Sudańczycy Płd. potrzebują to bycia z nimi po przeżyciach wojennych, traumie i utracie najbliższych. Od 2017 r. udzieliliśmy blisko 2300 chrztów i 900 pierwszych komunii, a w zeszłym tygodniu tylko w jednej kaplicy św. Józefa w Kombe udzieliłem ponad 60 pierwszych komunii. W tym tygodniu święta patronalne Franciszka z Asyżu i Daniela Komboniego i kolejne 70 komunii i 40 chrztów. Jak widzicie jest co robić, ale o szczegółach naszej posługi w kolejnym liście.


Największą radością było spotkać wielu znajomych ludzi z naszej parafii Laniya, którzy żyją nie w odrutowanym obozie, ale w chatkach takich jak mieliśmy sami na terenie naszej misji. Z niektórymi się wyściskaliśmy, bo to przecież wielkie szczęście, że przeżyliśmy i mamy dalszą szansę na wypełnienie tego daru życia danego nam przez Boga. Patrząc na tak wielu, którzy odeszli również z naszej Rodziny św. Arnolda Janssena (Sr. Veronikę Rackovą), widzimy że nosimy ten dar w naczyniach glinianych i jesteśmy tylko pielgrzymami na tej ziemi. Proszę Was moi drodzy przyjaciele o modlitwę, abyśmy ten dar z Bożą pomocą jak najlepiej wykorzystali.
Z pamięcią w modlitwie,
o. Andrzej