środa, 27 listopada 2019

Podążaj za marzeniem, czyli krótka historia dr Wandy Błeńskiej


Bidibidi, 27 listopada 2019, w 5 rocznicę śmierci dr Wandy Błeńskiej


Podążaj za marzeniem, czyli krótka historia dr. Wandy Błeńskiej.

Co za szczególny rok i co za specjalna osoba?
Tak to „dokta” dr Wanda Błeńska, „matka trędowatych”. Nasza kochana Pani Doktor, która od początku swoich studiów medycznych w Poznaniu zaangażowała się w działalność  Akademickiego Koła Misjologicznego, pakowała paczki, redagowała listy, a wreszcie reprezentowała polskich studentów na kongresach misjologicznych jeszcze przed IIWŚ.  Skąd u tej małej drobnej osóbki było tyle energii i zapału misyjnego. Dr. Wanda Błeńska mówiła, że pamięta od początku jedne marzenie aby być lekarzem i misjonarzem

Dwuletnia Doktor Wanda Błeńska  (zdj. Archiwum Rodzinne)

 Tak, takim prawdziwym misjonarzem na misji w Afryce … ale jako osoba świecka. W czasach studenckich nie było wiele kobiet lekarzy …. a o świeckich misjonarzach … kobietach mało kto słyszał … a jednak. Jak mówiła dr. Wanda trzeba mieć marzenia i umieć je pielęgnować, nie pozwolić ich odebrać. Trzeba być trochę jak „Mały Książe” widzieć to co dla innych jest niewidzialne, niemożliwe … a jednak możliwe do spełnienia.  


Roześmiane grono laborantek (dr Błeńska druga z prawej) 3.05.1941

Wanda Błeńska całkowicie zawierzyła się Bogu, a niedawno w jej osobistych rzeczach znaleziono prywatny akt zawierzenia Jezusowi. Dla takich ludzi jak „dokta” nie było nic niemożliwego, bo była zjednoczona z Bogiem … a dla Niego i z Nim nie ma nic niemożliwego. To co było dla innych szaleństwem, dla Wandy było normalnością wynikającą z wiary i modlitwy. Gdy dr. Wanda po latach wojny i konspiracji na rzecz ratowania innych, miłości do brata która pozwoliła na szaleństwo zakamuflowania się w węglarce na statku … do Niemiec, postanowiła kontynuować swoje przygotowanie z medycyny tropikalnej w Niemczech i Anglii, kto by pomyślał, że tak potoczą się jej losy … ale ona wiedziała i pragnęła. Pielęgnowała i rozwijała w sobie to pierwsze marzenie z dzieciństwa bycia misjonarką jako lekarka. 


Doktor Wanda z ukochanym bratem Romanem.

Gdy usłyszała niejasny przekaz od jednego z kapłanów, iż tam w dalekiej Ugandzie potrzebują lekarzy nie wahała się wyjechać. Czy to była ziemia obiecana, jak ziemia obiecana Abrahamowi? Gdy „dokta” przybyła na miejsce mogła czuć rozczarowanie, gdyż obietnice wizji ojca, czy biskupa nie spełniały się. Jednakże ta „niepozorna osóbka” wzięła sprawy w swoje ręcę, była jak miejscowa „siłaczka” i „doktor Judym” w jednym, ale ze szczęśliwym zakończeniem. Przez 43 lat pracowała w Ugandzie, w Bulubie nad Jeziorem Wiktorii. Mogłoby się wydawać iż to było idealne i piękne miejsce nad jeziorem, a w rzeczywistości na początku było to siedlisko muchy tsetse, która  powodowała śmiertelną gorączkę. Doktor Wanda Błeńska jednak oczyściła teren i była z tymi, którzy zostali odrzuceni, których rodzina nie chciała … z trędowatymi. 

Doktor Wanda podczas badania pacjenta chorego na trąd (zdj. Archiwum Doktor Wandy Błeńskiej)


W latach 1951-1993 dr. Wanda została „matką trędowatych” w Ugandzie. Ta szalona i święta kobieta robiła swoje, a na jej prace i zaangażowanie nie miały wpływu kolejne zmiany z kolonii brytyjskiej, rządy Idi Ammina czy inne okoliczności. Podróżowała motorem i jako pierwsza kobieta zdobyła szczyt Vittorio Emanuele. „Dokta” zawsze była uśmiechnięta i pełna miłości, gdyż jak mówiła najbardziej potrzebujemy witaminy „M” … czyli miłości. Sama skromnie mówiła, iż nie wie ile osób uleczyła jako lekarz … a ile dzięki modlitwie. Niesamowita kobieta, honorowa obywatelka Ugandy, poznanianka stulecia … ale przede wszystkim pełna uśmiechu, dobra i miłości kobieta. 
 
Zatopiona w modlitwie...(Buluba 1962)

Najlepsza ambasadorka Polski w Ugandzie, gdy o. Jan Beyzym zakończył swoją misję wśród trędowatych na Madagaskarze, ona rozpoczęła nową historię otwarcia na potrzebujących, solidarności Polski z Afryką. Jan Paweł II nazwał dr. Wandę ambasadorką laikatu, a papież Franciszek wskazał ją jako świadka wiary w nadzwyczajnym miesiącu misyjnym w tym roku. 


 
Wanda Błeńska "Ambasador misyjnego laikatu" (Rzym, 1984)

 Doktor Wanda Błeńska nie zaprzestała swojej działalności misyjnej po powrocie do Poznania. Szczególnie udzielała się w fundacji Redemptoris Missio, a na co dzień była skromną kobietą, którą można było spotkać w tramwaju, czy na mszy św. u Dominikanów. Ja spotkałem dr. Wandę w Chludowie u werbistów, na rekolekcjach Caritasu. Nie wyróżniała się i nie narzucała, zawsze cicha, spokojna, mądra z dobrotliwym uśmiechem. Przyjaciółka naszego werbisty o. Mariana Żelazka. Łączyło ich dużo; czas narodzenia, czas niepodległości, miejsce narodzenia, przeżycia wojenne i cierpienia, chęć pomagania innym i misji, a ostatecznie …. bycie z drugą osobą, pełną godności … chociaż zwaną trędowatym w Ugandzie czy w Indiach. 





Co mnie łączy z „doktą”, jakie mam marzenie, jak je realizuję? Nie pozwólmy sobie odebrać marzeń, chociażby były bardzo szalone, chociażby ludzi mówili … iż mamy zejść na ziemię. W 2002. powstał film na podstawie komiksowych przygód „Tytus, Romek i A’Ttomek wśród złodzieji marzeń”. 




 Oglądając go można się zastanowić, czym chcemy zastąpić nasze piękne marzenia; … za co chcemy je sprzedać … czy chcemy pozbawić się szczęścia i innych … za chwilową namiastkę przyjemności. Na ile jesteśmy otumanieni, by nie dostrzegać największego marzenia bycia człowiekiem, które się w nas wypełnia. Jezus i nas się dziś pyta „cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? (Mt 16:26a) Dr. Wanda chce nam przekazać, iż musimy podążać za naszymi pięknymi marzeniami … za pięknym marzeniem Boga w stosunku do nas.
W tym roku, w maju udało się zrealizować kolejne marzenie, gdy zabraliśmy grupę zwycięzców konkursu misyjnego (również o dr Wandzie Błeńskiej) z obozu dla uchodźców w Bidibidi do dawnego miejsca pracy dr. Wandy w Bulubie.  

Miejsce w którym posługiwała Doktor Wanda Błeńska (Buluba)

  Wcześniej „mali misjonarze” mieli możliwość zobaczenia Kampali, miejsca pierwszych męczenników z Namugongo (gdzie najmłodszy z nich św. Kizito miał tylko 14 lat), źródeł Nilu.

Przy sanktuarium męczenników ugandyjskich w Namugongo .. w oddali kościół w kształcie pieca ... część z nich została spalona

 Jednakże zobaczenia szpitala w Bulubie, który powstał z początków pracy „Matki Trędowatych” był chyba najbardziej inspirujący. Dla tych dzieci „małych misjonarzy”, pozbawionych domów, własnej ojczyzny Sudanu Płd., „dokta” może być przykładem, iż marzenia się spełniają pomimo wielu trudności i przeciwności.

 

A my Polacy, w jakże lepszym położeniu jesteśmy niż uchodźcy z Sudanu Płd; czy dzieci z Ugandy i Sudanu Płd. … jakie jest moje marzenie? Jak chce się nim podzielić z innymi?
Na marzenia nie jest za późno, a jak nasza kochana doktor mówiła trzeba je pielęgnować …. może z odrobiną witaminy „M” i uśmiechem. Życzę Ci i sobie, abyśmy spełnili nasze piękna marzenia … a z Bogiem wszystko jest możliwe;

 
Nasze 'misyjne dziieci' z Bidibidi z rówieśnikami z Ugandy ze szkoły w Buluba, miejsca dr. Wandy Błeńskiej

o. Andrzej

1 komentarz: